"Szczególnie przerażająca jest nietransparentość informacji" - mówi Christian Goerke, poseł do Bundestagu z ramienia partii Lewica. Jego słowa cytuje w czwartek, ukazująca się we wschodniej Brandenburgii, gazeta "Maerkische Oderzeitung" (MOZ). "Wiele osób wykorzystuje Odrę i przylegające do niej łąki i wyspy, takie jak Ziegenwerder we Frankfurcie nad Odrą, do celów rekreacyjnych, a przy obecnych temperaturach psy i ludzie wchodzą tam czasem do wody, aby się ochłodzić. Jednakże ludzie muszą być chronieni, jeśli staje się to niebezpieczne, ponieważ woda masowo zawiera chemikalia lub inne toksyny" - stwierdza Goerke. Na brak funkcjonowania polsko-niemieckiego zarządzania kryzysowego zwraca uwagę także Sahra Damus z Zielonych, posłanka do parlamentu Brandenburgii. "Z naszego punktu widzenia najważniejszym priorytetem jest teraz jak najszybsze wyjaśnienie przyczyn i opanowanie katastrofy ekologicznej po obu stronach Odry. Jednak w późniejszym czasie trzeba też zapytać: czy 25 lat po powodzi stulecia system informowania i polsko-niemieckie zarządzanie katastrofą rzeczywiście dobrze zadziałały?" - czytamy w "MOZ". Rząd nie odpowiada Jak pisze gazeta, brandenburscy politycy pozostają w tej sprawie w kontakcie z przedstawicielami polskiej partii Zielonych. To od nich dowiedzieli się, że już w zeszłym tygodniu wysłali oni zapytania do polskiego rządu po tym, jak w Odrze niedaleko Wrocławia wyłowiono pierwsze tony martwych ryb. "Poprosili o informacje na temat przyczyn i możliwych winowajców oraz zapytali, czy istnieje związek między masową śmiercią ryb a podobnymi incydentami w tym roku w Kanale Gliwickim, który wpada do Odry w dalszej części rzeki" - informuje Damus w "MOZ" i dodaje, że odpowiedź od polskiego rządu jeszcze nie nadeszła. "Trzeba w porę ostrzegać ludzi" Z informacji zebranych do tej pory wynika, że toksyczne substancje dostały się do Odry po polskiej stronie. Prawdopodobnie nastąpiło to już kilka tygodni temu. Pierwsze masowe śnięcie ryb odkryto w okolicy Wrocławia już pod koniec lipca bieżącego roku. Teraz pojawiły się one na polsko-niemieckim pograniczu, m.in. w okolicach Frankfurtu nad Odrą i Słubic, a także Kostrzyna i Kuestrina. W rzece zidentyfikowano m.in. silnie toksyczny rozpuszczalnik, który trafił do Odry w dużych ilościach. Sprawę bada prokuratura we Wrocławiu. "Wymiana informacji między Polską a Niemcami na poziomie federalnym i landowym musi ulec znacznej poprawie, aby w porę ostrzec ludzi!" - apeluje poseł Christian Goerke cytowany w "MOZ". Redakcja Polska Deutsche Welle