Iwona Nowakowska, sprzątaczka z miasta Luton położonego około 50 kilometrów od stolicy Wielkiej Brytanii Londynu, której od piątku nie udało się zatankować samochodu, ma podobne przemyślenia na temat paniki wśród kierowców. - Ludzie pogłupieli. Od piątku jak najęci kupują paliwo. Wynoszą je nawet w reklamówkach i workach na śmieci. To nie tylko Luton, ale też St. Albans, w całej okolicy brakuje paliwa - mówi Interii mieszkająca w Zjednoczonym Królestwie Polka. - Proszę pójść i sprawdzić u siebie - radzi. Rzeczywiście na pobliskiej stacji Shell w dzielnicy Pimlico, na zachodzie Londynu wszystkie dystrybutory są wyłączone z użytkowania. Kasjer najpierw upomina przez megafon, a potem wychodzi z budynku. - Żadnych zdjęć - mówi. Kompromitacja rządu? Zdaniem brytyjskich mediów nieczynne stacje benzynowe kompromitują nie tylko koncerny paliwowe, ale również rząd. W sieci krąży wiele nagrań pokazujących krytyczną sytuację na stacjach paliw. Szacuje się, że od piątkowego wybuchu paniki około połowa placówek sieci BP została zamknięta. Podobnie jest z niezależnymi dostawcami, którzy zarejestrowali brak paliwa na dwóch trzecich swoich obiektów. Rząd, który wyjaśnia, że kryzys spowodowany jest przez niedobór kierowców cystern, zapowiedział użycie wojska do rozwiezienia 150 ciężarówek z paliwem do najbardziej potrzebujących regionów. To element "Operacji Escalin", która została opracowana na wypadek kłopotów po bezumownym brexicie. Plan, mimo wyjścia ze Wspólnoty na podstawie międzynarodowej umowy, okazał się teraz przydatny. Według Briana Maddersona ze stowarzyszenia niezależnych stacji benzynowych (Petrol Retailers Association - PRA), sytuacja tylko nieznacznie poprawiła się od poniedziałku. Jak wyjaśnił dziennikowi "The Guardian", wina tkwi w kanałach społecznościowych. - W momencie, w którym przypływa tankowiec i uzupełniamy zapasy, ludzie publikują informację o tym w mediach społecznościowych. Potem wszyscy rzucają się jak pszczoły na miód i za parę godzin znowu nic nie ma - wyjaśnił Madderson. W poniedziałek Gordon Balmer, dyrektor wykonawczy PRA powiedział, że "są pierwsze oznaki wskazujące na to, że kryzys się kończy. Coraz więcej naszych członków informuje, że otrzymują kolejne dostawy". Niepokojące skutki kryzysu Kryzys paliwowy ma nowe niepokojące skutki. Pomimo zapewnień polityków, że sytuacja jest pod kontrolą i paliwa nie zabraknie, media informują o pracownikach ochrony zdrowia i pacjentach, którzy z powodu pustych baków nie dotarli na umówione wizyty. Pogotowie ratunkowe w Wielkiej Brytanii ma dostęp do własnych rezerw paliwa, problem dotyczy więc głównie lekarzy rodzinnych i opiekunów, którzy odwiedzają pacjentów w domach. Kolejne opóźnienia w świadczeniu usług medycznych to kontynuacja czarnego scenariusza dla brytyjskiego krajowego systemu ochrony zdrowia NHS, który ma do nadrobienia ogromne zaległości wywołane przez pandemię. Brexit plus pandemia - gotowy przepis na kryzysKonsekwencje paraliżującej mieszanki brexitu i covid odczuł też brytyjski wymiar sprawiedliwości. Rada Naczelna Adwokatów zaapelowała do sędziów o przychylność w przypadku nieobecności stron na salach sądowych. Duże firmy prawnicze, takie jak Nelson, podpowiadają swoim pracownikom, aby w miarę możliwości próbowali odwozić się nawzajem do pracy, albo korzystali z transportu publicznego. W Wielkiej Brytanii nie ma na razie większego problemu z publiczną komunikacją. W Londynie część floty autobusów utknęła w korkach spowodowanych przez kierowców próbujących uzupełnić zapasy paliwa. Brytyjczycy zmuszeni są przesiadać się do środków komunikacji publicznej w sytuacji, kiedy chęć do podróżowania nimi znacznie zmalała, ze względu na pandemię. Pasażerowie wolą wybierać własne auto bądź taksówkę. Media: Niedobór 100 tysięcy pracowników Braki paliwa na stacjach to konsekwencja zbyt małej liczby kierowców z odpowiednimi uprawnieniami na rynku. Wcześniej brak pracowników spowodował niedobory towarów w sklepach. Rząd próbuje łagodzić nastroje. Choć początkowo gabinet Borisa Johnsona nieprzychylnie podchodził do propozycji wydania wiz tymczasowych dla kierowców bez prawa do stałego pobytu i pracy w Wielkiej Brytanii, to w związku z pogarszającą się sytuacją ministrowie doszli do porozumienia. Zakończyło się to decyzją o przyznaniu pięciu tysięcy takich tymczasowych dokumentów pobytowych dla wyszkolonych szoferów z odpowiednimi kwalifikacjami. Wizy mają być dostępne za dwa tygodnie, ale zagwarantują pracę tylko do Świąt Bożego Narodzenia. Warunki zaproponowane szoferom mają być bardzo korzystne - donoszą media. Matka wszystkich kryzysów rośnie na naszych oczachBrytyjskie media piszą, że w obecnej sytuacji rynek odczuwa brak nawet 100 tysięcy osób, które odpowiadały za dostawy towarów. Liczba ta znacznie przewyższa liczebność grupy potencjalnych nowo zatrudnionych i wyszkolonych kierowców. Dlatego pojawiły się inne próby mobilizacji sektora, a wśród nich m.in. wysyłanie listów do tych kierowców, którzy mają licencje na prowadzenie tirów, ale nie pracują. W ten sposób władze chcą zachęcić ich do powrotu do pracy. Z kolei firmy zajmujące się dostawami zostały zmuszone do podniesienia stawek dla swoich pracowników. Wskutek tego kryzysu pracowniczego rosną też ceny produktów w handlu, a paliwo jest obecnie na Wyspach najdroższe od ośmiu lat. Według ekspertów obecna sytuacja to jedynie początek "tsunami negatywnych skutków brexitu". Kamila Koronska