W programie "Studio Europa" politycy dyskutowali o Konferencji w sprawie przyszłości Europy. Projekt ma umożliwić mieszkańcom UE podzielenie się pomysłami na zreformowanie UE, a obaj europosłowie są w delegacji Parlamentu Europejskiego na to wydarzenie. Konferencja w sprawie przyszłości Europy. Czyli co? - W ramach konferencji odbywają się panele obywatelskie, dyskusje na platformie internetowej i sesje plenarne, w których biorą udział m.in. przedstawiciele parlamentów krajowych i delegacja PE. Razem z kolegą Scholzem jesteśmy w siedmioosobowej radzie zarządzającej jako obserwatorzy - tłumaczył europoseł Zdzisław Krasnodębski. Jak dotąd dwa z czterech europejskich paneli obywatelskich zakończyły działalność i wydały łącznie około 90 rekomendacji. Prace dwóch pozostałych trwają. Wszystkie zalecenia znajdą się w raporcie końcowym konferencji. - Powinien być gotowy 9 maja - zapewnił europoseł Helmut Scholz. Na podstawie raportu Komisja, Parlament i Rada Europejska powinny uzgodnić wspólne stanowisko ws. przedstawionych im przez obywateli zaleceń. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce może nie być to takie łatwe. Zwłaszcza że wielu polityków już dzisiaj ma odmienne zdanie na temat skuteczności całego projektu. Krasnodębski: Jestem krytyczny - Dla mnie (Konferencja - przyp. red.) to pewien sposób na konsultowanie się z obywatelami, ale jestem krytyczny - mówił europoseł Zbigniew Krasnodębski. - Przecież decyzje demokratyczne w Europie ostatecznie rozstrzygają się w wyborach i procesach politycznych. W polityce jest tak, że grupujemy się w partie polityczne, rywalizujemy w wyborach, na tym polega demokracja. Głos obywateli wyraża się w wyborach - dodał. Polski polityk skrytykował sposób doboru uczestników biorących udział w projekcie: - W panelach bierze udział tylko 800 wybranych losowo obywateli. To nie jest reprezentacja milionów Europejczyków. Według mnie nie udało się pokazać różnorodności opinii - stwierdził Krasnodębski. Scholz: Politycy powinni wyciągnąć wnioski - Po pierwsze musimy powiedzieć, że jest to konferencja, a nie żadna struktura parlamentarna. Konferencja, która zajmuje się zasadniczymi zagadnieniami rozwoju Europy. Nie ma obowiązku, żeby jej uczestnicy byli reprezentatywni - oponował Scholz. - Owszem, tu zadziałała zasada przypadku, te osoby faktycznie zostały wybrane losowo. Tym niemniej uważam, że to jest dobry przekrój przez całą tkankę społeczną. Dopilnowaliśmy, że w każdym panelu 1/3 uczestników to są osoby młode. W naszej partii Die Linke powiedzieliśmy jasno, że do stołu muszą usiąść wszyscy i wspólnie się zastanawiać, dlaczego tak dużo rzeczy nie działa? Dlaczego dziś tak wiele osób jest rozczarowanych tym, co dzieje się w UE? Dlaczego, mimo że 27 państw negocjuje, tak ciężko się porozumieć? - dodał. Polityk zauważył, że UE po raz pierwszy w historii ma do czynienia z wydarzeniem, gdzie "przedstawiciele demokracji reprezentatywnej spotykają się z przedstawicielami demokracji bezpośredniej i dyskutują o tym, jak Europa powinna dalej funkcjonować". - To kluczowe, żeby zrozumieć jaką rolę odgrywa ta konferencja. Ona powinna wyłonić postulaty, z których politycy wyciągną konsekwencje. Muszą to zrobić, bo w przeciwnym razie obywatele i obywatelki poczują się traktowani niepoważnie - mówił Scholz. Krasnodębski: Bez przerwy spotykamy się z obywatelami - Oczywiście powinniśmy podejść do tego poważnie i zastanowić się nad całym procesem. Ale uważam, że te panele powinniśmy inaczej skonstruować, na zasadzie dyskusji oksfordzkiej, gdzie się ścierają stanowiska, gdzie my też zadajemy pytania obywatelom - zareagował Krasnodębski. Europoseł nie zgodził się z sugestią, że politycy nie konsultują się z obywatelami: - Przed pandemią w PE regularnie odbywały się spotkania, wystawy, seminaria, spotkania z NGO’sami, przyjeżdżały wycieczki. My bez przerwy się spotykamy z obywatelami i powiedziałbym, że są to grupy bardziej reprezentatywne - skwitował. Scholz: Obywatele pokazują nam, co nie działa w UE Eurodeputowani mieli też różne opinie co do tego, czy jest szansa, że zalecenia z raportu końcowego przełożą się na konkretne prawo w UE. - Jestem optymistą, bo tu mówimy o przyszłości Europy. Problem w tym, że w poszczególnych krajach członkowskich obecne status quo uważane jest przez władze za najwygodniejsze rozwiązanie. Tymczasem zalecenia wydane przez obywateli i obywatelki to kwestionują i pokazują, że coś nie działa. Kiedy ludzie mówią nam, że musimy stworzyć wspólne wartości, to jest to dla nas polityków poważne wyzwanie. Jeśli tych zadań, które zostały nam postawione nie będziemy realizować to rozczarujemy obywateli - mówił Helmut Scholz. Krasnodębski: Nie boję się rozczarowania obywateli - Ja się nie boję rozczarowania obywateli. Może rola uczestników Konferencji została źle zdefiniowana i oni się poczuli jakby rzeczywiście reprezentowali Europejczyków, ale to tylko rodzaj konsultacji - zareagował Zdzisław Krasnodębski. Zdaniem polskiego polityka niektóre pomysły przedstawiane przez uczestników konferencji są nierealistyczne: - Naszym zadaniem, jako polityków, jest również uświadomienie obywatelom, że nie wszystko da się zrealizować i że niektóre ich postulaty są sprzeczne same w sobie, że praworządność obowiązuje również na poziomie europejskim, że mamy obowiązujące prawo, obowiązujące traktaty, że jest pewien podział kompetencji - przekonywał Krasnodębski. Europoseł dodał też, że obawia się, że niektóre "silne grupy polityczne, które mają wizję superpaństwa europejskiego" potraktują ten głos jako "podkładkę" do forsowania swoich postulatów politycznych. Stałe forum wymiany opinii? "Nie" Według posła Scholza format stworzony w ramach Konferencji powinien wpisać się na stałe w krajobraz polityczny UE: - Dlaczego nie wprowadzimy stałego forum wymiany między obywatelami i politykami? - pytał. - Nie zamieniajmy demokracji parlamentarnej w demokrację rad robotniczych i żołnierskich - uciął Zbigniew Krasnodębski. Agnieszka Waś-Turecka (Interia), Jowita Kiwnik Pargana (DW)