Huebner: Nie jestem politykiem
Jestem oczywiście kimś, kto ma duży wpływ na rzeczywistość, na życie Polaków, ale nie jestem politykiem - powiedziała w Kontrwywiadzie RMF FM polski komisarz w UE i kandydatka PO do Parlamentu Europejskiego Danuta Huebner.
Posłuchaj Kontrwywiadu:
Konrad Piasecki: Pani profesor, kiedy do Brukseli docierają echa polskich dyskusji o "małpkach", "kaczuszkach" i osiągnięciach Janusza Palikota, nie żałuje pani decyzji o związaniu się właśnie z Platformą Obywatelską?
Danuta Huebner: Nie. Myślę, że są takie momenty i każdy robi to, co lubi. Jest pewnie i wolność słowa; są też pewnie granice, których nie można przekraczać, ale można się po prostu tym nie przejmować, bo jest tyle ważnych rzeczy do zrobienia, a w szczególności w mojej polityce. W polityce, za którą odpowiadam, jest dużo pieniędzy do mądrego zainwestowania, więc bardziej się skupiam na tym, co robię.
Ale nie uważa pani, że Donald Tusk jednak nie powinien pozwalać na to, żeby pod jego bokiem działy się takie rzeczy?
Zostawiam to panu premierowi do decyzji.
Zwłaszcza, kiedy widzi sondaże, w których połowa Polaków odpowiada, że nie wie, skąd się bierze Parlament Europejski?
To jest rzeczywiście smutne, ale bym nie przypisywała tylko rządom i instytucjom europejskim tego braku wiedzy. Tylko wydaje mi się, że także i media powinny się włączyć, bo jednak ludzie słuchają telewizji, radia, czytają gazety, zwłaszcza te lokalne. Powinniśmy pewnie wspólnie, razem zacząć informować, rozmawiać, pokazywać to wszystko, czego ludzie mają prawo nie wiedzieć, bo niby skąd mają wiedzieć.
My się włączamy, my pokazujemy...
Bardzo zachęcam.
Kończąc wątek Palikota. Czy wolałaby pani Platformę bez Palikota, czy jest to pani kompletnie obojętne?
To nie należy do mnie. Ja się zajmuję sprawami europejskimi.
I rzeczywiście nikt tak ważnemu, żeby nie powiedzieć najważniejszemu, człowiekowi z Polski w Unii Europejskiej nie zaproponował kandydowania do europarlamentu?
O kim pan teraz mówi?
O pani, oczywiście.
To znaczy zaproponował mi pan premier. Tak i dlatego zdecydowałam...
Ale czy nikt inny niż Platforma Obywatelska?
Nie. Myślę, że może ktoś jeszcze się przymierzał - to byłoby bardzo zaszczytne i wzruszające, ale pan premier był pierwszy.
A gdyby zaproponował ktoś inny? Gdyby Lewica i Aleksander Kwaśniewski zwrócili się do Danuty Huebner?
Na szczęście nie miałam takiego dylematu.
Ale może pani pogdybać.
Właśnie ja nie lubię gdybać. Lubię jednak patrzeć w przyszłość i nie chcę gdybać.
Nie żałuje pani tego wyboru?
Nie. Nie żałuję, bo bardzo ważne jest, żebyśmy wszyscy razem przekonali, po pierwsze, Polaków, żeby poszli do urn wyborczych i myślę, że obecność w tych wyborach osób, które trochę o Europę się otarły i coś w Europie już robiły, zwiększa szanse na to, że to będzie kampania właśnie o Europie i tego bardzo nam w Polsce potrzeba.
Ale czy to jest tak, że pani polityczną przyszłość już teraz wiąże z Platformą Obywatelską, czy za pięć lat możemy panią zobaczyć na zupełnie innej liście, w ramach Europy oczywiście?
Wie pan, ja w ogóle nadal chcę powiedzieć, że nie jestem politykiem. Jestem oczywiście kimś, kto ma duży wpływ na rzeczywistość, na życie Polaków, więc w tym sensie jakby można - przy takiej definicji polityki - mi to także wypomnieć. Natomiast generalnie ja mam takie podejście, że są bardzo ważne rzeczy dla Polski, Polaków, Europy do zrobienia. Miałam przyjemność przez kilkanaście lat je robić i chcę je dalej robić.
To bardzo dyplomatyczna odpowiedź, ale ja ponowię pytanie. Czy pani związek z Platformą to jest flirt czy trwały związek?
Dzisiaj mamy zadanie do zrealizowania, wygrać wybory w Warszawie. Może nie tyle nawet je wygrać, co po prostu rzeczywiście doprowadzić do tego, co jest moim małym celem po drodze - to co mówiłam, ta piękna frekwencja.
Tę odpowiedź rozumiem jako odpowiedź taką, że to jednak flirt.
To pana interpretacja.
A czy jest tak, że pani będzie twarzą Platformy w tych wyborach? Czy rzeczywiście są już billboardy przygotowane z panią, Buzkiem, Saryuszem-Wolskim i Tuskiem?
Nic o tym nie wiem. Trzeba by zapytać kogoś ze sztabu wyborczego. Ja się tym nie zajmuję.
Nie robiono pani zdjęć do takich billboardów?
Jeszcze nie robiono.
Nie ma w Polsce dnia, żeby nie spekulowano o tym, o jakie stanowisko w nowym rozdaniu unijnym warto powalczyć. Co pani zdaniem byłoby takim najcenniejszym polskim przyczółkiem w Unii Europejskiej?
Ja myślę, że wszędzie w instytucjach europejskich trzeba mieć dobrych i to dużo ludzi. Te maleńkie cegiełki gdzieś tam w administracji na poziomie dyrektorów, szefów wydziałów i zwykłych tzw. oficerów biurkowych, czyli tych urzędników, którzy odpowiadają za konkretne bardzo sprawy, trzeba mieć jak najwięcej Polaków i o to wszystko trzeba walczyć.
Ale ja pytam o te stanowiska najważniejsze i najbardziej pierwszoplanowe.
Zależy - jeżeli wejdzie nowy traktat w życie i będą cztery główne stanowiska - tzw. minister spraw zagranicznych, przewodniczący Rady, przewodniczący Komisji, przewodniczący Parlamentu - byłoby dobrze, żeby gdzieś w tej grupie na pewno znalazł się ktoś z nowych państw członkowskich, a jeszcze lepiej, gdyby znalazł się ktoś z Polski. To - myślę - wynika już w tej chwili z historii integracji i o to trzeba na pewno zabiegać, a w Komisji można mieć dobry portfel, jeżeli ma się dobrego człowieka. Portfel, czyli tekę.
Ale pani uważa, że w tym nowym rozdaniu unijnym, która z tek będzie taka najbardziej prestiżowa, albo taka, na której będzie można najwięcej załatwić? Czy to będzie raczej teka komisarza ds. energetyki czy polityki zagranicznej?
Jest sporo spraw, wspomniał pan dwie bardzo ważne: i polityka zagraniczna, i energetyka. Myślę, że ochrona środowiska będzie - to już widzimy w tej chwili - także też bardzo ważna, także rynek wewnętrzny, polityka przemysłowa. Trzeba te wszystkie teki, które będą zajmowały się sprawami ważnymi dla Europy - to będą także sprawy ważne dla Polski. Czy inaczej: sprawy ważne dla Polski to będą też - tak się składa - tym razem także bardzo ważne dla Europy, więc myślę, że ten wybór jest dość duży i też trzeba zobaczyć, jak się ostatecznie ukształtują teki w nowej Komisji. One mogą trochę wyglądać inaczej, niż wyglądają dzisiaj.
I jeśli padnie propozycja, żeby Danuta Huebner pozostała w Komisji Europejskiej, nie odmówi pani?
Ciekawym propozycjom, które czemuś służą, na ogół się nie odmawia, ale nie ma co spekulować.
Nie jest tak, że to był warunek pani startu w wyborach z list Platformy?
Nie, nie. Ja nie mam takiego podejścia do życia.
Czy Komisja Europejska rzeczywiście jest rozczarowana polskimi planami dotyczącymi restrukturyzacji Stoczni Gdańskiej?
To nie jest dzisiaj przedmiotem dyskusji na poziomie Komisji Europejskiej.
Komisja Europejska jeszcze o tym nie dyskutowała, rozumiem.
Nie. Komisja jako taka - nie. Natomiast oczywiście Neelie Kroes, która odpowiada za pomoc publiczną, z całą pewnością ma - jak rozumiem - list, o którym się dzisiaj dużo mówi w Polsce. Został wysłany, jeżeli został wysłany - to jest to rzeczywiście prośba o to, żeby dodatkowe informacje, których wyraźnie brakuje, zostały jak najszybciej Komisji przekazane.
Ale czy to jest tak, że ten jeden list kończy dyskusję, czy to jest tylko jeden z klocków, elemencików tej dyskusji?
Wydaje mi się... Zresztą pamiętam to, co Neelie Kroes mówiła przez ostatnie lata - jej stosunek do Stoczni Gdańskiej. Jestem przekonana, że jest to korespondencja, która po prostu - tak jak było w przypadku Szczecina i Gdyni - jest prośbą o dalsze informacje; że te, które zostały przekazane dotyczą planu restrukturyzacyjnego, który powinien gwarantować rzeczywiście funkcjonowanie stoczni niezależnie od pomocy publicznej w przyszłości; że ten plan, w wersji, która została przekazana, jeszcze najprawdopodobniej nie spełnia warunków, które zostały przez Neelie Kroes postawione.
Ale mówiąc językiem sportowym: piłka w grze cały czas.
Piłka jest w grze i trzeba się wziąć do roboty, bo wyraźnie trzeba jej po prostu pomóc - myślę - Nellie Kroes. Pomóc może tylko strona polska, przedsiębiorstwo, które plan restrukturyzacji przekazuje, i to trzeba potraktować na pewno poważnie, ale piłka jest z całą pewnością w grze.