Jak opisuje portal nos.nl, zmarły w 2019 roku Jos Beek pracował w nieistniejącym już szpitalu świętej Elżbiety w Leiderdorp. Zajmował się leczeniem niepłodności od połowy lat 70. XX wieku. Kobiety, które były jego pacjentkami, myślały, że nasienie pochodzi od anonimowych dawców, jednak lekarz potajemnie używał do zapłodnienia własnej spermy. Sprawa wyszła na jaw w ubiegłym roku. Wówczas do następcy prawnego szpitala świętej Elżbiety zgłosiło się 21 osób. Ich DNA wykazało zgodność z DNA zmarłego ginekologa. Powołano niezależną komisję, która podjęła się zbadania sprawy. Na jej czele stanęła emerytowana profesor Didi Braat z Centrum Medycznego Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen. Dzieci jest więcej niż się spodziewano Od tego czasu do komisji zgłaszały się kolejne osoby. Jak wynika z najnowszych ustaleń, Jos Beek jest biologicznym ojcem co najmniej 41 dzieci. Ponadto wyszło na jaw, że lekarz był nosicielem choroby genetycznej, której nazwy nie ujawniono. - Była matka, która urodziła dwoje dzieci po leczeniu u doktora Beeka. Zmarły w pierwszym roku życia. Po śmierci drugiego dziecka w 1990 roku szpital przeprowadził dochodzenie. Ujawniono wówczas, że cierpiało na chorobę genetyczną - mówi prof. Braat. Komisja apeluje do wszystkich pacjentek, które leczyły się u ginekologa na przestrzeni lat, a także ich dzieci, o zgłoszenie się na badania.