Publicysta gazety Gideon Rachman twierdzi we wtorkowym komentarzu, że zaledwie cztery miesiące od powrotu na Kreml Putinowi udało się doprowadzić do tego, że międzynarodowy wizerunek Rosji ucierpiał najbardziej od dekady. I choć profesjonalni znawcy Rosji są świadomi znacznie poważniejszych pogwałceń praw człowieka - jak przypadki prawnika Siergieja Magnitskiego, dziennikarki Anny Politkowskiej czy oligarchy Michaiła Chodorkowskiego, to różnica polega na tym, że to członkinie Pussy Riot mają szanse stać się globalnymi celebrytkami - zauważa "FT". "Pisarze i muzycy mogą być znacznie groźniejszymi oponentami autorytarnych reżimów niż po prostu politycy lub kontrowersyjni biznesmeni jak Chodorkowski. Często dysponują oni dowcipem, kpiną i tupetem, które ośmieszają rządzących" - podkreśla Rachman, przywołując przykłady Vaclava Havla i chińskiego dysydenta Ai Weiweia. Według publicysty "FT" potępienie skazania członkiń zespołu przez Human Rights Watch i reakcja szwedzkiego MSZ to jedno, ale kiedy angażują się Madonna i Yoko Ono, "Kreml wkracza już do innej ligi międzynarodowego odium". Na korzyść dziewczyn z zespołu działa nawet ich znak firmowy, czyli kolorowe kominiarki, wykorzystywane obecnie w demonstracjach od Berlina po Nowy Jork - pisze Rachman. I dodaje, że zapewne już niedługo na świecie zaczną być organizowane koncerty na rzecz poparcia zespołu, na wzór koncertów pod hasłem uwolnienia Nelsona Mandeli w latach 80. Putin musi się teraz liczyć z tym, że krytykowanie rosyjskich władz stanie się znów "cool", choć jeszcze nie tak dawno krytycy Rosji byli uważani za anachronicznych bojowników czasów zimnej wojny - przewiduje "Financial Times". Ocenia, że "rząd Putina może udawać, iż nie dba o oburzenie zachodnich muzyków i intelektualistów, ale wydał miliony na wynajęcie zachodnich firm PR, żeby poprawić wizerunek Rosji". Któraś z nich mogła ostrzec Putina, że skazanie Pussy Riot to "kompletna PR-owska katastrofa" - podsumowuje "FT".