Rosja boi się destabilizacji. W pośpiechu podpisuje więc z byłymi republikami w regionie umowy wojskowe, zbrojeniowe i o ochronie granic. Wiedząc o słabości ich własnych armii i struktur państwowych, inwestuje ogromne środki w podtrzymanie choćby minimalnego poziomu gotowości bojowej, na wypadek, jeśli po 2014 roku, z Afganistanu wyleje się fala narkotyków, broni i terrorystów. Miękkie podbrzusze Stratedzy na Kremlu pamiętają rolę, jaką "miękkie podbrzusze" imperium odegrało w upadku ZSRR. Dlatego wolą bronić integralności terytorialnej i społecznej Rosji jak najdalej od jej właściwych granic. Wolą robić to rękami miejscowych dyktatorów, których reputacja pogorszyć się już raczej nie może. Podzielone społeczeństwa i wyalienowane elity państw Azji Środkowej nie zdołały zbudować silnych podstaw państwowości. Poradzieckie państwa w regionie są w dużym stopniu dysfunkcjonalne i trudno znaleźć choć jedną dziedzinę, w której ich rządy byłyby w stanie wywiązać się ze zobowiązań wobec własnych społeczeństw i zagranicznych partnerów. Jednym z symptomów wewnętrznej i zewnętrznej niestabilności jest fikcyjny charakter granic, zarówno na zewnątrz byłego ZSRR, jak i pomiędzy jego dawnymi republikami. Rządy nie znalazły czasu ani środków, aby wypełnić tę podstawową funkcję każdego suwerennego państwa. Destabilizacja wykracza daleko poza ramy regionu, a jej rezultaty boleśnie dotykają przede wszystkim Rosję. Międzynarodowe żebractwo na wielka skalę Polityka zagraniczna Kirgizji i Tadżykistanu to w istocie międzynarodowe żebractwo na wielka skalę. W stosunkach z bogatymi partnerami, miejscowi dyktatorzy wykorzystują strach USA, Chin i przede wszystkim Rosji przed rozprzestrzenianiem się terroryzmu i narkobiznesu z Afganistanu. Podczas kolejnych spotkań na szczycie czy podpisywania umów o "integracji" wyłudzają gigantyczne dotacje, mające rzekomo "uszczelnić granice" "zmodernizować organy siłowe" czy "ustabilizować sytuację społeczną". W istocie, kredyty, dotacje i "bezzwrotna pomoc" służą miejscowym kacykom do umocnienia własnej władzy, eliminacji konkurentów i przykręcenia śruby i tak już żyjącym w skrajnej nędzy społeczeństwom. Poradzieckie republiki Azji Środkowej to jedne z najbiedniejszych państw świata. To czyni ich mieszkańców podatnymi na stosunkowo łatwy zarobek przy szmuglowaniu narkotyków oraz, co jeszcze bardziej niepokojące, na propagandę islamskich radykałów. Obywatele nie interesują się rządem, rząd nie interesuje się obywatelami Po dwudziestu latach niepodległego bytu, jest jasne, iż ani władze, ani społeczeństwa nie wykazują sobą nawzajem większego zainteresowania. Rząd chroni się przed ludźmi przy pomocy armii i policji, a ludzie prześcigają się w pomysłowości w dziedzinie oszukiwania rządu. W takiej atmosferze, wystarczy, aby z terytorium Afganistanu napłynęło trochę broni i dolarów, aby środkowoazjatyckie kacykaty szybko przekształciły się w ogarnięte chaosem "państwa upadłe". Problem polega na tym, iż miejscowe patologie nie dotyczą tylko ich samych. Mają ogromne znaczenie dla całej Eurazji. Jeśli Tadżykistan i Kirgizja upadną, nastąpi rozszczelnienie granic w regionie i afgańska heroina, broń i zradykalizowani bojownicy uzyskają swobodny dostęp do Kazachstanu i Uzbekistanu. A potem, na zasadzie domina, wykorzystując przejrzystość granic i korupcję wśród celników, z łatwością przedostaną się do Rosji, łącząc siły z braćmi na Północnym Kaukazie. W istocie więc, problem Afganistanu po roku 2014 jest dla Rosji bardziej krytyczny niż dla USA. Dlatego właśnie stara się ona wzmocnić sąsiadujące ze staczającym się w przepaść Afganistanem reżimy. I zabezpieczyć się w ten sposób przed coraz bardziej realnym wybuchem wojny domowej po upadku opuszczonego przez Amerykanów prezydenta Karzaja. Władze wiedzą, że już po nich Jest oczywistym, że miejscowe rządy nie sprawią się z ogromem czekających ich wyzwań. Dlatego między USA, Chinami i Rosją rodzi się swoista konkurencja o przejęcie wypełniania suwerennych funkcji Kirgizji i Tadżykistanu. Z punktu widzenia mocarstw jest to doskonała okazja do wzmocnienia własnej pozycji i stworzenia przyczółka w ważnym geopolitycznie regionie Eurazji. Wydzielane dotacje i dostawy sprzętu pozwolą uzależnić od siebie miejscowe elity. W przyszłości może stać się to decydującym czynnikiem przewagi nad pozostałymi mocarstwami pretendującymi do kontroli nad regionem. Dla władz Kirgizji i Tadżykistanu jest zresztą oczywiste, iż pod naporem połączonych sił radykałów, zorganizowanych grup przestępczych i przemytników, ich władza ma niewielkie szanse przetrwania. Moskwa, Waszyngton i Pekin też to wiedzą i dlatego podejmują intensywne starania, aby to właśnie im miejscowy kacyk zawdzięczał swoją władzę. Dla Rosji, ze względu na bliskość geograficzną i obecność w jej miastach ogromnej diaspory gastarbeiterów, sprawa ma wymiar dużo bardziej krytyczny, niż dla Chin czy USA. Jest to nie tylko element geopolitycznej rozgrywki o strefę wpływów, ale także walka o stabilność własnego społeczeństwa i integralności terytorialnej państwa. Rosja nie chciała wzmacniać granic powstałych po upadku ZSRR. Teraz ma problem Rosja bowiem w nadziei na wskrzeszenie ZSRR nie wzmacniała własnych granic z Kazachstanem, licząc na powrót do ich formalnego charakteru. W efekcie musi obecnie inwestować w zapewnienie bezpieczeństwa południowych sąsiadów. Co więcej - w regionie zmieniły się reguły gry. Jest to efektem trwającej już ponad dziesięć lat interwencji USA i NATO w Afganistanie. Azja Środkowa uległa szybkiej deprowincjalizacji, stając się obiektem polityki kilku (a nie tylko jednego) konkurujących ze sobą mocarstw. Pojawienie się w regionie baz USA i plany przekazania lokalnym rządom ewakuowanego z Afganistanu amerykańskiego sprzętu w istotny sposób zmieniają parametry współpracy Rosji z miejscowymi rządami, znacząco wzmacniając pozycję tych ostatnich. Rosja stawia jednak twarde warunki. Żąda mandatu ONZ na prowadzenie działań stabilizacyjnych w regionie, co w istocie oznacza formalne przyznanie się NATO do porażki i wzięcie pełnej odpowiedzialności za postępującą pod wpływem czynnika afgańskiego destabilizację regionu. Domaga się także przyznania finansowej i wojskowej pomocy a także politycznego rozgrzeszenia in blanco w związku z przewidywanym brutalnym charakterem prowadzonych w regionie działań. Chiny mają plan W regionie jest jeszcze jeden ważny gracz - Chiny. Na oczach przerażonych Rosjan i bezradnych Amerykanów następuje intensyfikacja kontaktów między republikami Azji Środkowej i Pekinem. Jest stymulowana afgańskim zagrożeniem. Chiny są zainteresowane eksploatacją zasobów naturalnych. Te nie interesowały koncernów z USA względu na znaczną odległość i koszty zapewnienia bezpieczeństwa. Chińskie wymogi bezpieczeństwa dla robotników istotnie różnią się jednak od zachodnich standardów. Warto także zwrócić uwagę, iż kontrolowane przez państwo chińskie firmy nastawione są nie tylko na zysk, ale służą także jako instrument realizacji politycznych planów partyjno - państwowego kierownictwa. A dla Chin kontrola nad Afganistanem jest częścią realizowanego od kilku dziesięcioleci projektu okrążenia ważnego konkurenta - Indii. Chiny powoli włączają w azjatycki system sojuszy Pakistan, Bangladesz, Myanmar, a ostatnio Sri Lankę. Włączając Afganistan w swoją strefę wpływów skracają także dystans do swojego sojusznika Iranu, z którym chcą ustanowić lądowe (kolejowe i drogowe) połączenie. W ten sposób mogą także stworzyć warunki do budowy ropo i gazociągów z Bliskiego i Środkowego Wschodu, co uniezależni Pekin od tankowców i narażonych na ataki piratów ewentualnej blokady ze strony Indii, dążących do hegemonii w basenie Oceanu Indyjskiego. Centralna Azja to więc nie tylko plac boju z USA i Rosją, ale także ważny czynnik neutralizacji Indii i budowy więzów z azjatyckimi sojusznikami. Z punktu widzenia Rosji, opuszczenie Afganistanu przez wojska USA i ich sojuszników jest więc początkiem trudnego okresu o nieprzewidywalnych skutkach. I tak, jak w historii ZSRR, cios w miękkie podbrzusze, może stać się mechanizmem spustowym trudnych do opanowania wstrząsów: tak zewnętrznych, jak i wewnętrznych. A biorąc pod uwagę słabość struktur państwowych, głębokie podziały społeczne i aktywność konkurentów, cios ten może okazać się dla Rosji tragiczny w skutkach. Jakub Korejba ----- Autor jest publicystą "Nowej Europy Wschodniej" i doktorantem Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych.