Zakażenie potwierdzono w czwartek u martwego dzika znalezionego w pobliżu miejscowości Jindrzichovice pod Smrkem, niedaleko polskiej granicy. Choć ASF nie występował w Czechach przez prawie pięć lat to przedstawiciele resortu rolnictwa przyznali na konferencji prasowej, że było kwestią czasu, by choroba pojawiła się przy granicy z Polską lub Niemcami, gdzie ASF nie został zwalczony. W związku z wystąpieniem choroby czeskie władze zareagowały błyskawicznie. Na obszarze około 200 kilometrów wytyczono tzw. strefę skażenia. W tym terenie zakazane zostaną polowania na dziki. Wszystkie znalezione padłe zwierzęta mają zostać zebrane i przebadane. Wstęp do strefy zostanie ograniczony. Celem ma być zminimalizowanie rozprzestrzeniania się choroby wśród dzików oraz zapobieganie przedostania się ASF do hodowli świń. Modelowy przykład Czech Podjęte środki weterynaryjne przewidują również sporządzenie aktualnego spisu hodowli trzody chlewnej oraz ubojni. Obowiązywać będzie zakaz hodowli pod gołym niebem i wypuszczania zwierząt z zabudowań gospodarczych. Jednak mimo podjętych kroków Petr Jílek z czeskiego ministerstwa rolnictwa, nie wyklucza, że liczba zachorowań będzie rosła. "Tygodnik Rolniczy" przypomina, że pierwszy przypadek ASF u dzików został wykryty w Czechach w czerwcu 2017 roku. Czesi poradzili sobie jednak z tą sytuacją i po dwóch latach kraj ten był już wolny od wirusa. Udało się to zrobić m.in. poprzez ogrodzenie terenu, na którym znaleziono zakażone dziki. "W sumie było to 57 kilometrów kwadratowych zabezpieczonych płotem pod napięciem. Przez miesiąc usuwano stamtąd padłe dziki, a później wprowadzono polowania przez snajperów. Dodatkowo rolnicy nie mogli zbierać zbóż z pól. Bardzo dużą wagę przywiązano też do kwestii bioasekuracji podczas polowań i pobierania próbek do badań, a także podczas usuwania upolowanych dzików z zainfekowanego obszaru i ich transport do utylizacji" - czytamy.