Bliskowschodni plan USA stał się "iluzją"
Po zwycięstwie Hezbollahu w Libanie amerykański plan "nowego Bliskiego Wschodu" okazał się iluzją - ocenił we wtorek prezydent Syrii Baszar el-Asad.
Przemawiając w stowarzyszeniu dziennikarzy w Damaszku Asad podkreślił, że sukces ruchu oporu hezbollahów wobec "zaplanowanej agresji izraelskiej" doprowadził do zmian w regionie i stąd też mało prawdopodobny jest przyszły pokój z Izraelem. - Obecna administracja amerykańska przyjęła zasadę wojny prewencyjnej, pozostającej w sprzeczności z samą zasadą pokoju - powiedział Asad.
Prezydent Syrii zastrzegł, że amerykański udział w bliskowschodnich procesach pokojowych jest konieczny - pokoju, powiedział, nie da się jednak osiągnąć za rządów prezydenta George'a W.Busha.
Dodał, że rezultatem walk w Libanie jest przede wszystkim "porażka Izraela, jego sojuszników i mentorów".
Asad odwoływał się do wypowiedzi sekretarz stanu USA Condoleezzy Rice, która na samym początku operacji izraelskiej w Libanie mówiła, że warunkiem powodzenia działań na rzecz trwałego rozwiązania kryzysu bliskowschodniego musi być usunięcie głębszych przyczyn kryzysu, czyli likwidacja ugrupowań ekstremistycznych.
Minister Steinmeier uznał, że wystąpienie Asada było całkowicie nieadekwatne do "obecnych wyzwań i szans na Bliskim Wschodzie". Syria, gdyby działała konstruktywnie, mogłaby odzyskać utracone zaufanie społeczności międzynarodowej. Jednak przemówienia Asada "poszło w przeciwnym kierunku" - uznał szef niemieckiej dyplomacji.
Steinmeier zamierzał przybyć do Damaszku we wtorek po południu. Decyzję o odwołaniu podróży podjął na lotnisku w Ammanie, już w rządowym samolocie, którym miał polecieć do Syrii - informuje agencja dpa.
Plany Steinmeiera, który chciał pozyskać Syrię do konstruktywnego zaangażowania się w poszukiwanie pokoju na Bliskim Wschodzie, były przyjęte bardzo sceptycznie w USA, we Francji i przede wszystkim w Izraelu.
INTERIA.PL/PAP