Ponad 50 zlewni w Polsce objętych jest suszą hydrologiczną, niemal w każdym województwie. Najgorsza sytuacja jest na zachodzie kraju. Prognozy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie są optymistyczne. Polska na mapie zagrożeń hydro (z prognozą na najbliższe dni) jest jeszcze bardziej szara niż na mapie z aktualnymi ostrzeżeniami. Rejonów objętych suszą będzie zatem jeszcze więcej. Susza hydrologiczna nie oznacza, że po prostu nie padało. Deficyt opadów, czyli susza atmosferyczna (inaczej meteorologiczna) to dopiero początkowa faza. O suszy hydrologicznej mówimy, gdy przepływ w rzece spada poniżej pewnej granicznej wartości, tzw. średniego niskiego przepływu. Koniec wody w kranie Niedobory wody wpływają na rolnictwo, turystykę, energetykę, czy żeglugę. Brzmi abstrakcyjnie. To pomóżmy trochę wyobraźni. Lato, 2019 rok. Z kranów mieszkańców leżących między Łodzią a Warszawą Skierniewic przestaje płynąć woda. Po prostu jej brakło. Jedzenie i picie, pranie, gotowanie, mycie - wszystko staje na głowie. Do tego termometry pokazują ponad 30 stopni Celsjusza. - Brak bieżącej wody dotknął około 2,5 tysiąca mieszkańców naszej gminy - wspomina w rozmowie z Interią Czesław Pytlewski, wójt gminy Skierniewice. - Sytuacja była związana z dużym poborem wody przez mieszkańców. Trwało to niecały tydzień. Ludzie w pierwszej chwili byli bardzo zaskoczeni, ale po prostu musieliśmy jakoś sobie poradzić - dodaje Pytlewski i mówi, że po tym zdarzeniu gmina podjęła kroki, żeby się zabezpieczyć na przyszłość. Blackout. Czy susza wyłączy nam prąd? - Ostatecznie każdy z nas odczuje suszę - nie ma wątpliwości Grzegorz Walijewski, synoptyk hydrolog w IMGW-PIB, limnolog, zastępca dyrektora Centrum Hydrologicznej Osłony Kraju. I wylicza: - Przede wszystkim przez wyższą cenę produktów, m.in. spożywczych, ale i usług, np. transportu. Koniec końców rozwijająca się susza może doprowadzić do bankructwa firm, szczególnie rolniczych, ale nie tylko. Przedsiębiorstwa, które pobierają wodę do swoich działań, przestaną działać, bo okaże się, że nie dostaną zgody na pobór wody, bo naruszyłyby przepływ w danej rzeki czy zbiorniku. Jak wskazuje, niedobór wody to także ryzyko związane z przerwami w dostawach energii elektrycznej. Zwracają na to uwagę m.in. prof. Magdalena Skonieczna z Politechniki Śląskiej i prof. Tomasz Walczykiewicz z IMGW-PIB. "Nawet najlepsze zabezpieczenia mogą okazać się niewystarczające w obliczu kryzysu wywołanego klęskami żywiołowymi, w tym ekstremalnymi warunkami pogodowymi" - wskazują w publikacji "Blackout. Czy susza wyłączy nam prąd". Sytuacja staje się szczególnie groźna podczas upałów. Związek jest prosty - wysokie temperatury skutkują wzrostem zapotrzebowania na energię - włączamy wiatraki, klimatyzatory. Jednocześnie skwar wpływa na pogorszenie warunków hydrologicznych, a to zaś może wywoływać problemy z chłodzeniem cieplnych bloków konwencjonalnych. Tak stało się w Polsce w 2015 roku. Część elektrowni pracowała ze zmniejszoną mocą lub została całkowicie wyłączona. "W Polsce do chłodzenia instalacji elektrowni wykorzystuje się około 7 km sześciennych wody rocznie (220 metrów sześciennych na sekundę). Jest to czternastokrotna równowartość ilości wody zmagazynowanej w największym naszym zbiorniku retencyjnym przy zaporze w Solinie. Energetyka pobiera dziesięć razy więcej wody niż pozostałe działy przemysłu, co stanowi 60 proc. całego zużycia wody w gospodarce Polski" - wyliczają prof. Skonieczna i prof. Walczykiewicz. I wskazują na wspomniane wydarzenia z sierpnia 2015, gdy wprowadzono limity poboru energii dla przedsiębiorstw. Straty gospodarcze oszacowano wówczas na 1,5-2 mld zł. Gdyby jednak wskazane przedsiębiorstwa nie wprowadziły nałożonych ograniczeń, prądu brakłoby dla zwykłych mieszkańców. Krajowa sieć nie byłaby bowiem w stanie pokryć zapotrzebowania. Bezczynność to głupota. Trzeba oszczędzać wodę Nie są to radosne informacje. Co zatem robić? - Bądźmy realistami. Przez lata doprowadziliśmy do takiej sytuacji, że teraz trudno ją zatrzymać i odwrócić - mówi Grzegorz Walijewski. Ale dodaje: - Oczywiście nie możemy pozostawać bezczynni. - Przede wszystkim powinniśmy wodę oszczędzać. I to nie tylko wtedy, gdy gmina o to apeluje. Wydaje nam się, że skoro woda jest w kranie, to zawsze będzie. To nieprawda - wskazuje. Dziś - jak wynika z danych zebranych przez serwis Świat Wody - władze ponad 300 gmin w Polsce wystosowały apele do mieszkańców, by ograniczyli zużycie wody. To znaczy, żeby wykorzystywali ją do celów bytowych, koniecznych do przetrwania. Mycie samochodu czy podlewanie kwiatów do takich się nie zalicza. Pranie w deszczówce Jak możemy sobie pomóc? O konkretne wskazówki pytamy hydrologa. - Powinniśmy zbierać deszczówkę - zaznacza na wstępie Grzegorz Walijewski. - To naturalnie dostępne dobro, którego nie wolno nam marnować. Retencjonować deszczówkę można nawet na balkonie i wykorzystywać tę wodę np. do podlewania kwiatów. Zbiorniki pojawiają się też na osiedlach, to bardzo dobry trend - dodaje. I przytacza badanie przeprowadzone przez naukowców IMGW-PIB oraz Politechniki Wrocławskiej i Białostockiej. Zbadali oni deszczówkę pod względem fizyczno-chemicznym. Zastanawiano się, do czego poza podlewaniem roślin czy myciem samochodu można wykorzystać taką wodę. - Okazało się, że deszczówka ma bardzo dobre właściwości i nadaje się do wykorzystania w naszych pralkach. Najlepsze właściwości ma po około trzech dniach od opadów - mówi Walijewski. Kolejne zasady są znane i powtarzane do znudzenia. Ale tu nie ma co kręcić nosem, kiedy krople wody to nowe diamenty. - Szybki prysznic to około 20-30 litrów wody. Do wanny możemy nalać tej wody 50 a nawet 100 litrów. Zatem szybki prysznic zamiast kąpieli. Na krany warto zainstalować perlatory, czyli napowietrzacze. Sprawdzić instalację wodno-kanalizacyjną, czy jest szczelna, czy nie ma wycieków. Sprawdźmy spłuczki, czy działają. Jeden przycisk jest na sześć litrów, drugi na trzy, nie zawsze trzeba używać tego pierwszego - wylicza nasz rozmówca. Zmywarki a prysznic dla mieszkańców Krakowa Zaznacza też, że naczynia warto myć w zmywarce. - Poza tym nie trzeba ich wcześniej płukać, nowoczesne urządzenia dadzą radę - dodaje i przytacza zaskakujące rezultaty badań. - Okazuje się, że gdyby wszyscy użytkownicy zmywarek w Polsce jednego dnia nie spłukiwali naczyń przed włożeniem ich do mycia, a wsad w zmywarce byłby pełny, to zaoszczędzilibyśmy tyle wody, że starczyłoby dla mieszkańców Krakowa na codzienny prysznic przez jeden rok - wskazuje. Kolejna rzecz to pralki. - Eco-programy naprawdę są oszczędne. Wiem, że na takie pranie trzeba poczekać dłużej, ale patrząc z perspektywy oszczędzania wody naprawdę warto - mówi Walijewski. - Wydaje się, że to są małe rzeczy, ale jeśli zrobi tak cała rodzina, potem cały blok, potem całe miasto, to robią nam się konkretne wartości - zauważa. Odwiedź też Zieloną Interię! Wojna o wodę Spoglądanie w klimatyczną przyszłość to dziś raczej oglądanie filmu katastroficznego niż sielankowej obyczajówki. Co przed nami? - My przeżyjemy. Ludzie w wieku 20 lat plus będą w stanie jeszcze w miarę normalnie funkcjonować. Ale nasze dzieci, wnukowie, prawnukowie... Tu kolorowo nie będzie. To nie jest tak, że Walijewski straszy. Mówię to na podstawie prognoz, m.in. raportów Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). Jeśli nic nie zmienimy w naszym życiu, to temperatura na globie do 2100 roku może wzrosnąć o 4-6 stopni. W Polsce opady będą mniejsze o około 5 proc., ale zmniejszy się - już się zmniejsza - liczba dni z opadem i to jest niemały problem. Opady będą gwałtowne, niebezpieczne, a jednocześnie nie będą poprawiały sytuacji hydrologicznej. Do tego brak śnieżnych zim, a my śniegu potrzebujemy w Polsce, bo roztopy zasilają rzeki - wylicza Walijewski. W podobnym tonie wypowiadał się w wywiadzie dla Interii prof. Mirosław Miętus - Ekstremalne upały, trąby powietrzne, nawalne opady czy susza w najbliższych dekadach staną się naszą polską codziennością - zaznaczył. Walijewski mówi wprost - zmiany klimatu doprowadzą do rozlewu krwi. - Dziś może nam się to wydawać nieprawdopodobne, ale brak wody doprowadzi do wojen. Ludzie będą się bić o dostęp do bieżącej wody. Susza spowoduje też migracje. Dla Afrykańczyków naturalnym kierunkiem jest Europa. I pytanie, czy jesteśmy na to przygotowani - kwituje. Justyna Kaczmarczykjustyna.kaczmarczyk@firma.interia.pl