Po złotych algach - przyducha. Teraz także ona uśmierca ryby w Odrze. Najgorsza sytuacja jest na odcinku od Gryfina do Szczecina. O sytuacji opowiada nam Ela Klepadło, wędkarka z Gryfina. - W sobotę rano prezes przystani Robert Janicki obudził mnie telefonem i poprosił o przyjazd na miejsce. Zobaczyłam mnóstwo ryb, jedna przy drugiej, próbowały łapać powietrze. To wyglądało tak, jakby padał deszcz - relacjonuje kobieta. "Mielibyśmy cały kanał zdechłej ryby" Wędkarze włączyli najpierw własne pompy, aby natlenić wodę. - Stwierdziliśmy, że to może tym rybom pomóc. Na miejscu pojawiła się po jakimś czasie straż pożarna, panowie przywieźli nam dwa ogromne baseny, napełnili je czystą wodą. Zaczęliśmy wyławiać większe okazy i tam je przenosiliśmy. Głównie węgorze i karpie, takie po 40-50 centymetrów. Chcieliśmy je uratować. Później strażacy uruchomili swoje pompy i pomagali nam natlenić wodę w kanale - opowiada wędkarka. Ryby wyłowione do basenów jeszcze tego samego dnia wpuścili do wody. - Zobaczyliśmy, że pompy zrobiły swoje. One wciąż chodzą dzień i noc. Gdyby nie to, mielibyśmy cały kanał zdechłej ryby - ocenia kobieta. - Po tych paru dniach natleniania niepokoi nas jednak to, że teraz w ogóle nie widać ryby w wodzie. Nie wiemy, czy one nadal tu są, czy wypływają gdzieś indziej - dodaje. Baseny z czystą, natlenianą wodą W okolicach Gryfina jeszcze żyjącym rybom pomagał również Piotr. - Wszystko zaczęło się w ubiegłym tygodniu na kanale ciepłym przy Elektrowni Dolna Odra. Gdy pierwsze ryby zaczęły tam padać wędkarze na własną rękę przerzucali te żywe do zbiorników, które są natleniane. Ja też pomagałem. Poprosiliśmy straż pożarną o pomoc, pożyczyli nam taki duży basen i tam te ryby trafiały - relacjonuje wędkarz. I dodaje, że na początku odławiali pojedyncze sztuki. - Kiedy fala dotarła do okolic Szczecina, zaczęliśmy ten odłów robić w tamtej okolicy - mówi wędkarz. Michał Chełkowski, wędkarz ze Szczecina: - Mamy miejsce na Wyspie Puckiej w mojej przystani wędkarskiej. Na początku postawiliśmy baseny, które dostaliśmy od prywatnych ludzi. Teraz miasto przekazało nam pieniądze na trzy kolejne o pojemności 6 tysięcy litrów. Dzisiaj prosiliśmy straż pożarną, żeby przyjechała i napełniła jeden z nich. Nie mieli czasu. Musieliśmy z prywatnych pieniędzy napełniać go wodą. "Zarywamy noce" - My to wszystko robimy sami. Ładujemy się do łódki i pracujemy, zarywamy noce, żeby te ryby uratować. Cały czas śledzimy informacje w mediach społecznościowych, dostajemy też informacje, gdzie te żywe ryby są i tam szybko płyniemy - dodaje wędkarz Michał. - To też trzeba wychwycić moment, bo my nie odłowimy ryb całkowicie zdrowych, tylko te, które wypływają i próbują łapać tlen. Jak tylko wpadają do tej czystej wody to dosłownie po minucie odżywają. Widać, że im po prostu brakuje tlenu - zauważa Piotr. Michał podkreśla: - To, ile udaje nam się odłowić tych ryb, to nawet nie jest jeden procent. Tony ryb umierają, a my dziennie ratujemy kilkadziesiąt. Nie jesteśmy w stanie wszystkich wyciągnąć, ale dajemy szansę tym, które widzimy i możemy odłowić. W tych basenach pływają już sumy, szczupaki, węgorze, miętusy i liny. I jeden ogromny boleń, ponad 90 centymetrów. On wczoraj umierał i myśleliśmy, że go nie uratujemy. A jednak udało się. Mają zgodę wojewody Wojewoda Zbigniew Bogucki w związku z zanieczyszczeniem Odry na terenie województwa zachodniopomorskiego, wydał obowiązujący do 25 sierpnia zakaz bezpośredniego kontaktu z wszystkimi wodami Odry, w tym Odry Wschodniej i Odry Zachodniej, wraz z łączącymi kanałami oraz z wodami Zalewu Szczecińskiego i wszystkimi innymi zbiornikami wodnymi, przez które Odra przepływa, a także korzystania z tych wód. Zakaz dotyczy m.in. połowu ryb. Do wędkarzy dochodziły informacje, że ich działania są niezgodne z prawem. Słyszeli nawet, że te odłowione ryby mogą zostać zutylizowane. - Ostatecznie dostaliśmy zgodę od wojewody i działamy - mówi nam Piotr. O sprawę spytaliśmy Michała Ruczyńskiego, rzecznika wojewody zachodniopomorskiego. - Ten odłów jest ustalony z nami. Na posiedzeniach zespołu zarządzania kryzysowego rozmawialiśmy na ten temat z Polskim Związkiem Wędkarskim i wędkarze mają pozwolenie na takie działanie. Zakaz połowu ryb dotyczy wędkowania, a tu jest odłów ratunkowy - podkreśla. I zapewnia: - Nikt nie będzie ścigał tych wędkarzy, oni nie łamią prawa. Mogą ten odłów prowadzić w porozumieniu z PZW i ratować żywe ryby z Odry. "Zasypiam spokojnie" - My zdajemy sobie sprawę z tego, że to nie jest jakaś wielka akcja na ogromną skalę - mówi jeszcze Piotr. - My to robimy chyba bardziej ze względów psychologicznych, to nam pomaga. I zachęcamy innych do tego - jeśli możecie, to odławiajcie te żywe ryby, ratujcie je - apeluje. Michał dodaje: - My ratujemy naszą pasję. Ja wiem, że to nie pomoże całkowicie w odbudowaniu rybostanu. Wierzę jednak, że to jest ważne i przyniesie efekt w przyszłości. Wracam do domu i zasypiam spokojnie, mając świadomość, że zrobiłem, co mogłem. - Ja jestem wędkarzem od 25 lat. Nie było nigdy takiej katastrofy. To jest klęska żywiołowa. Na razie tych ryb nie wypuścimy, na pewno też nie pozwolimy ich zutylizować. Jak ktoś spróbowałby przyjść i je zabić, to najpierw będzie musiał zmierzyć się z 20 wędkarzami - zapowiada.