Drapieżnik miał uciec z woliery chorzowskiego zoo około godz. 8:00 w środę, gdy na miejscu nie było jeszcze zwiedzających. O incydencie powiadomiono Komendę Miejską Policji w Chorzowie oraz Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Jak podaje "Dziennik Zachodni", scenariusz ćwiczeń przewidywał zauważenie brakującego osobnika przez opiekuna. Początkowo działania zaangażowanych w odławianie niebezpiecznego zwierzęcia pracowników zoo odbywały się na terenie ogrodu, jednak panterze udało się przedostać do Parku Śląskiego. O planowanej obławie od dwóch miesięcy wiedziało tylko kilka osób ze strony zoo, funkcjonariuszy oraz zespołu zarządzania kryzysowego. Ćwiczenia zakładały wjazd na teren ogrodu radiowozu z zamontowanym nagłośnieniem, ogłaszającym znajdującym się w okolicy pracownikom zagrożenie i nakaz udania się do najbliższego budynku. Przeprowadzono też ewakuację pracowników z zewnętrznych firm oraz zabezpieczono bramy wejściowe. Policjanci z długą bronią i w kamizelkach kuloodpornych Gdy pantera wydostała się poza mury ogrodu zoologicznego, do akcji włączyli się chorzowscy mundurowi. "Przy współpracy z chorzowską strażą miejską obszar, na którym miało przebywać zwierze, został wyizolowany. Policjanci biorący udział w poszukiwaniach pantery zostali doposażeni w broń długą oraz zestaw do obezwładniania za pomocą siatki" - czytamy w komunikacie. W takiej sytuacji, jeżeli zagrożenie byłoby realne, funkcjonariuszom pomagaliby koledzy z Oddziału Prewencji Policji w Katowicach w celu zabezpieczenia większej części terenu, który z powietrza obserwowałby dron wyposażony w kamerę termowizyjną. Tym razem wezwanie posiłków miało charakter czysto teoretyczny. "Po ponad godzinie poszukiwań, patrol z Wydziału Ruchu Drogowego zauważył zwierzę na jednym z pobliskich drzew. Dowódca działań skierował w to miejsce patrol policji wyposażony w zestaw z siatką. W jego skład wchodził ponadto weterynarz oraz pracownik firmy odpowiedzialnej za odłów zwierzyny" - podaje chorzowska policja. Pierwsze takie ćwiczenia w Polsce. Uciekinierem okazała się... maskotka Okazało się jednak - ku zaskoczeniu biorących udział w akcji ok. 30 funkcjonariuszy - że na drzewie nie znajdował się drapieżny kot, a... pluszowa zabawka. Procedury zakładały uśpienie osobnika za pomocą strzału nabojem ze środkiem usypiającym. Obezwładniony w ten sposób zbieg został schwytany i bezpiecznie przetransportowany z powrotem na swój wybieg. "Wydaje się, że to sytuacja abstrakcyjna, bo nigdy w historii żadne tak niebezpieczne zwierzę nie wyszło poza granice chorzowskiego zoo" - powiedział Marcin Michalik, zastępca prezydenta Chorzowa, cytowany przez radio Eska na portalu. "Ale na wszystko trzeba być przygotowanym. Kilka lat temu ćwiczyliśmy również abstrakcyjną sytuację kryzysu uchodźczego. I okazało się teraz, że rzeczywiście taka abstrakcyjna sytuacja się wydarzyła" - dodał. "Ćwiczenia dały nam obraz tego, z czym kiedyś możemy się zmierzyć. Na co dzień dokładamy wszelkich starań, by do ucieczki zwierząt nie doszło. Musimy jednak być przygotowani na taką odpowiedzialność. Było to niezwykle istotne doświadczenie, które pozwoli nam w przyszłości wyeliminować ewentualne błędy w działaniach i sprawnie przeprowadzić procedurę odłowu zwierząt, przy jak najmniejszym narażaniu na niebezpieczeństwo zdrowia i życia ludzi" - podsumowało ćwiczenia zoo w Chorzowie na swojej stronie internetowej. Były to pierwsze tego typu ćwiczenia w Polsce.