Rosyjska prokuratura: Krążownik "Moskwa" nie wpływał na ukraińskie wody

Oprac.: Paweł Basiak
Jegor Szkrebec, który służył na zatopionym krążowniku "Moskwa" zaginął - dowiedział się ojciec poborowego od Prokuratury Wojskowej Floty Czarnomorskiej. Rosyjskie służby zapewniają, że krążownik "nie wkroczył na wody terytorialne Ukrainy" i nie brał udziału w trwającej "operacji specjalnej". Propaganda utrzymuje wersję, że okręt, który w rzeczywistości został zatopiony przez ukraińskie pociski, zatonął podczas holowania.

Dmitrij Szkrebec, ojciec marynarza, zamieścił pismo od Prokuratury Wojskowej Floty Czarnomorskiej w serwisie społecznościowym VK. Niezależny portal Meduza, który opisał sprawę, podkreśla, że nie potwierdzono autentyczności dokumentu.
Śledczy w piśmie twierdzą, że okręt zatonął w wyniku awarii i nie brał udziału w "operacji wojskowej w Ukrainie". 20-letni Jegor jest jednym z zaginionych. "Poszukiwania nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Miejsce pobytu twojego syna jest obecnie nieznane" - przekazała prokuratura.
Krążownik "Moskwa" zatopiony. Został trafiony rakietami
Krążownik "Moskwa" był okrętem flagowym rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. 14 kwietnia zatonął, po tym, jak został trafiony dwoma rakietami manewrującymi Neptun.
Na pokładzie było 510 osób. Początkowo informowano o śmierci większości marynarzy. Jednak portal Meduza, powołując się na źródła w dowództwie Floty, twierdzi, że zginęło 37 osób, a około 100 zostało rannych. Nieznana jest liczba osób zaginionych.
Według propagandy Kremla krążownik "Moskwa" zatonął podczas holowania "w warunkach sztormu". Potwierdzano śmierć jednego żołnierza, z kolei 27 uznano za zaginionych.
W czwartek stacje NBC News, CNN oraz dziennik "New York Times" podały, powołując się na źródła w amerykańskiej administracji, że amerykańskie służby pomogły Ukraińcom zlokalizować krążownik. W odpowiedzi na doniesienia rzecznik Pentagonu zapewnił, że USA nie przekazały "konkretnych danych do namierzenia".