"Wyborów raczej nie będzie"
Szanse, że podpisanie przez PiS, LPR i Samoobronę paktu stabilizacyjnego odsunie w cień groźbę przedwczesnych wyborów oceniam na 95 proc. - mówi Andrzej Urbański, szef Kancelarii Prezydenta, gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM.
Posłuchaj całego wywiadu:
Kamil Durczok: Widmo przyspieszonych wyborów przestaje wisieć nad polska polityką?
Andrzej Urbański: Istota jest w tym, co zostanie przedstawione prezydentowi. Ja wczoraj widziałem się z Jarosławem Kaczyńskim; wydaje się, że szanse są na 95 procent.
Jeszcze w ubiegłym tygodniu mówił pan, że w zdecydowanej, ale naprawdę mocnej postawie Donalda Tuska widzi pan szanse na koalicję PO-PiS. A jaką szansę widzi pan na koalicję w zestawieniu PiS-u z Samoobroną?
To jest zadanie polityków. Jeśli oni twierdzą - a takie do nas docierają sygnały - że ten pakt, obejmujący kilkadziesiąt ustaw, jest umową sensowną, dającą szansę na sprawne rządzenie; jeżeli premier Marcinkiewicz potwierdzi, że to jest właśnie to, co jest potrzebne rządowi, by przeprowadzić te reformy, te uzupełnienia, to wzmocnienie państwa, które jest niezbędne - to dobrze, to niech się tak stanie.
Od wielu lat obserwuje pan scenę polityczną; obserwował pan ją jako polityk, jako dziennikarz, publicysta, co oprócz strachu łączy PiS, LPR i Samoobronę. O strachu myślę w kontekście tych dwóch ostatnich ugrupowań i wizji wcześniejszych wyborów.
Werdykt wyborców w październiku ubiegłego roku był zadziwiający i nie dlatego, że wbrew przewidywaniom wygrało Prawo i Sprawiedliwość, a nie Platforma, ale dlatego, że PiS stało się partią centrową, tzn. że dziś każdy może się z nią dogadać. LPR być może ze względów ideologicznych, Samoobrona, bo przewodniczący Lepper od lat mówił o najbiedniejszych, najsłabszych, o tych, których III RP wyrzuciła na margines. Platforma, bo zgadzaliśmy się, że naprawa państwa, wzmocnienie państwa jest dzisiaj najbardziej potrzebne. I tak mógłbym wymieniać. PSL też, bo mówił, że polskie rolnictwo zasługuje, aby być produktywną częścią polskiej gospodarki. Tylko SLD jest ugrupowaniem, które do tych rozmów, układów nie pasuje. I nie jest zapraszane. I to jest werdykt wyborców. W tym sensie, na pewno gdybym był liderem PiS-u, cieszyłbym się ogromnie, bo taka partia, która ma taką zdolność koalicyjną, jest wszędzie na świecie w parlamencie promowaną.
Ale pan mówił, że to jest sprawa polityków - czy się dogadują czy nie, ale to prezydent ma w ręku decyzję - może rozwiązać, ale nie musi; albo trwała większość, albo wcześniejsze wybory. Na ile - pana zdaniem - posłowie partii Leppera będą głosowali za pomysłami Zyty Gilowskiej? Przyzna pan, że te dwa nazwiska zestawione razem brzmią egzotycznie.
To prawda. Muszę powiedzieć, że nie znam zbyt wielu posłów Samoobrony - w tym sensie jest to dla mnie nadal egzotyczne ugrupowanie. Ci, z którymi rozmawiałem, wyglądają na polityków już dojrzałych, którzy nie kierują się już emocjami i happeningiem. Nie umiem na pańskie pytanie odpowiedzieć. To jest bardzo trudny moment dla prezydenta Kaczyńskiego; to jest moment, w którym to marzenie z jesieni ubiegłego roku, że powstanie silna koalicja reformująca państwo PiS-u z Platformą - okazało się niemożliwe do zrealizowania. Trudny moment.
Czy pana nie dziwi panie ministrze, że w to porozumienie według dzisiejszej "Rzeczpospolitej" zaangażował się abp Leszek Sławoj Głódź?
Nie dziwię się. Rzeczywiście tak się utarło od 1980 r. w Polsce, że w różnych takich kryzysowych momentach, różni ważni ludzie Kościoła wkraczali i pomagali. Proszę sobie przypomnieć, że jeszcze w zeszłym roku abp Gocłowski zaprosił liderów PiS-u i Platformy.
No właśnie i teraz powstaje pytanie, czy politycy nie dają sobie sami rady w takich rozmowach i potrzeba angażowania autorytetu Kościoła?
Chyba tak w tym sensie, że Kościół jest od wielu lat w Polsce taką instytucją pokoju. Można powiedzieć, że jedną z najważniejszych zasług Kościoła jest Okrągły Stół, to że po latach więzień, aresztowań, represji, działacze Solidarności siedli do stołu.
A jednak sytuacja wtedy była inna. Zresztą też jest różnica między apelem abp. Życińskiego, który mówi: dogadajcie się, a udzieleniem gościny i uczestnictwem w tych rozmowach (też według "Rzeczpospolitej") ojca Tadeusza Rydzyka.
Tego nie wiem. Prezydent nie uczestniczy w takich spotkaniach, nie uczestniczy jakby na tym poziomie w negocjacjach politycznych, ale ja generalnie wierzę w taką dobrą moc Kościoła w takich kwestiach.
Panie ministrze, o jedną kwestię jeszcze chciałbym pana dzisiaj zapytać. "Gazeta Wyborcza" pisze o pierwszej w Polsce sprawie o znieważenie głowy państwa. Co pan myśli o wszczęciu postępowania i wniesieniu aktu oskarżenia wobec pijanego bezdomnego mieszkającego na Dworcu Centralnym?
Myślę, że funkcjonariusze policji zamiast posłużyć się zwykłą procedurą, gdzie karalne jest nieobyczajne zachowanie w miejscu publicznym, karalne jest używanie słów, które gazeta cytuje. Najmniej istotne jest pod czyim adresem one padły. W tym sensie jest to historia, która nie jest warta naszej uwagi, bo ważne jest, żeby rzeczywiście w Polsce tak, jak jest to w krajach europejskich, ci, którzy nadużywają alkoholu albo nie tylko alkoholu, zniknęli z przestrzeni publicznej. Jak policja to robi, to już jest ich sprawa.
A wśród pytań, które chciałby pan zadać prokuratorowi, który się jednak zdecydował wnieść akt oskarżenia, jest dlaczego nie umorzył sprawy?
Na pewno takie pytanie bym zadał, ale nie w kwestii umorzenia sprawy przeciwko komuś, kto narusza godne życie nasze w przestrzeni publicznej. To powinno być tępione.
Dziękuję za rozmowę.