Na początku dzisiejszych rozmów premier Beata Szydło ponowiła wcześniejszą propozycję i sugerowała, by podpisać piątkową ofertę dotyczącą zwiększenia pensum. W ślad za tym mogłyby pójść szybsze podwyżki. Związki kategorycznie nie wyraziły na to zgody. Pojawiła się także druga propozycja. - Zaproponowaliśmy również rozmowy o nowym kontrakcie społecznym i skróceniu okresu do tych maksymalnych wynagrodzeń. Pierwotnie mówiliśmy o 2023 roku, a teraz o 2021 lub 2022 roku. Przypomnę, że chodzi o zmianę pensum - mówiła premier Beata Szydło. - Niestety zostało to odrzucone przez stronę związkową. Podtrzymujemy te propozycje i jesteśmy otwarci - dodała. Propozycje związkowców Sławomir Broniarz zaproponował z kolei, by na podwyżki dla nauczycieli przesunąć część środków z Funduszu Pracy. To właśnie dlatego od początku negocjacji w rozmowach uczestniczy z ramienia pracodawców Wojciech Warski, który kilka dni temu mówił, że Fundusz Pracy dysponuje kwotą ok. 2 mld zł, która w jakiejś części może zostać przeznaczona na wynagrodzenia dla nauczycieli. Premier Szydło odrzuciła tę propozycję. Druga propozycja związkowców dotyczyła rozłożenia 30 proc. podwyżki na trzy raty, a nie jak wcześniej proponowano na dwie. - Ta propozycja kwotowo nie różniła się od poprzednich. Jesteśmy w realizacji budżetu i musimy być za niego odpowiedzialni. Dlatego proponujemy rozmowę o przyszłości - powiedziała premier Szydło. "Strata czasu" - Dzisiejsze spotkanie było stratą czasu. Rząd nie przedłożył żadnej propozycji. Nie ma żadnych przesłanek, żebyśmy rozważali zawieszenie bądź ograniczenie akcji strajkowej. O złej woli rządu świadczą dwa fakty: zerowa reakcja na nasze propozycje i zerowa reakcja na argumenty i propozycje przedstawione przez stronę pracodawców. Wyliczaliśmy, że brakuje nam 2-3 mld zł, by znaleźć kompromis. Pracodawcy wskazali źródło finansowania, a odpowiedzią było powtórzenie stanowiska, że ponad to, co dali Solidarności, nie wyjdą. Negocjujemy nie tylko z rządem, a staliśmy się też zakładnikami jednej z centrali - powiedział Sławomir Wittkowicz z FZZ. - Zaproponowaliśmy kolejne rozwiązanie, które było wyjściem naprzeciw. Nie przyjmujemy do wiadomości faktu, że jesteśmy w trakcie realizacji budżetu, bo kiedy już budżet był podpisany, to skądś znalazło się 21 mld zł na inny cel - powiedział Sławomir Broniarz. Wtorkowe rozmowy, zgodnie z przewidywaniami, nie przyniosły więc rozwiązania. Wniosek jest po nich jeden - strajk trwa, a rozpoczynające się jutro egzaminy gimnazjalistów mogą przebiegać w chaosie. Duża część nauczycieli przy nich nie pomoże, co może wywołać wiele nieprawidłowości. Centralna Komisja Egzaminacyjna przekonuje z kolei, że panuje nad sytuacją. MEN: Pomogą ochotnicy Być może w krytycznych chwilach pomogą nieprzeszkoleni ochotnicy, którzy naprędce zgłaszali się do kuratoriów oświaty, by pomóc w sprawnym przebiegu egzaminów. Jest szansa, że faktycznie okażą się nieocenioną pomocą, bo ich rola ma się w zasadzie ograniczać do pilnowania uczniów i zbierania prac. Jeśli egzaminy przebiegną sprawnie, dzieci i młodzież cudem mogą uniknąć dodatkowego stresu. Jak podaje Ministerstwo Edukacji Narodowej, do pomocy przy egzaminach zgłosiło się kilka tysięcy osób. Najwięcej w województwie mazowieckiem - 600. Wciąż natomiast można się zgłaszać, bo od poniedziałku rozpoczynają się kolejne egzaminy - tym razem ósmoklasistów. - Prosiliśmy, by na czas egzaminów złagodzić formę strajku. Liczę, że odpowiedzialność będzie też odpowiedzialnością tych, którzy decydują, by strajkować - zakończyła premier Szydło.