"Są argumenty za odrzuceniem ustawy o KRRiT"
Jeżeli Trybunał Konstytucyjny zgodzi się ze skargą na ustawę o KRRiT, wracamy do stanu prawnego z końca zeszłego roku - wyjaśniał prof Andrzej Zoll w Kontrwywiadzie Kamila Durczoka w RMF FM.
Posłuchaj całego wywiadu:
Kamil Durczok: Co się stanie, jeśli Trybunał Konstytucyjny powie, że ustawa medialna jest niezgodna z konstytucją?
Andrzej Zoll: Ustawa przestanie w tym zakresie, w jakim trybunał orzeknie jej niezgodność z konstytucją, obowiązywać. Tak samo pewnie trybunał orzeknie termin, w którym orzeczenie trybunału wjedzie w życie.
Ale tam skargi były dwie. Jedna partii politycznych, SLD i PO, które żądały odrzucenia tej ustawy w całości, uznania za niezgodną z konstytucją i pańska, która podnosiła kilka wątpliwości. Co by się działa w obydwu tych wariantach? Czy wtedy całość zostanie odrzucona?
To jest wtedy bardzo poważny problem, bo powstaje pytanie: jeżeli tryb jest niezgodny z konstytucją, czy w takim razie nie mamy do czynienia z nieważnością ustawy od samego początku. A więc właściwie dalej powinna obowiązywać ta ustawa, która przed zaskarżoną została uchylona. To oznaczałoby, że wracamy do stanu prawnego z końca 2005 roku.
To by oznaczało, że w siedzibie KRRiT znów może pojawić się Danuta Waniek i ministrowie i zacząć urzędowanie tak, jakby mieli 4-miesięczny urlop?
Nie, to nie jest automatyzm. Dlatego że jednak decyzja o odwołaniu może być kwestionowana. Raczej widziałbym tu problem związany z odszkodowaniami dla tych osób, które zostały odwalane, natomiast nie oznaczałoby to automatycznego powrotu.
A co się będzie działo, jeśli zostaną uchylone niektóre przepisy tylko tej ustawy? Pan m.in. wskazywał, że przez miesiąc de facto nie działała w Polsce instytucja, która jest zapisana w konstytucji. Co by taka sytuacja oznaczała?
To jest bardzo poważny problem i myślę, że to jest bardzo poważny problem dla prezydenta, który podpisał ustawę. Od samego początku było wiadomo, że przez pewien okres czasu konstytucyjny organ państwa nie będzie funkcjonował. Brak przepisów przejściowych, które by załatwiały tę sprawę zgodnie z konstytucją był rażący - moim zdaniem - od samego początku i prezydent nie powinien takiej ustawy podpisać.
Mówi pan, że to byłyby problem dla prezydenta, a czy możemy mówić, że ktoś jest winny tego, że jest wprowadzana niekonstytucyjna ustawa?
Oczywiście, bo przecież są organy państwa, które są za to odpowiedzialne, za czuwanie nad przestrzeganiem konstytucji. Także nad przestrzeganiem konstytucji przez parlament. Takim organem jest prezydent RP. Prezydent ma prawo weta i w sytuacjach, w których ma wątpliwości, albo powinien zawetować ustawę, uchwaloną przez parlament albo ma możliwość zwrócenia się do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności projektu czy uchwalonej już ustawy, z konstytucją.
Ale idąc tym tropem, to za winą idzie zwykle kara. Czy to jest tak, że za podjęcie takich decyzji ktoś też ponosi odpowiedzialność, a jeśli tak, to jaką, jakie konsekwencje?
Wiadomo, że jeśli chodzi o prezydenta to jedyna odpowiedzialność, jaka tu wchodzi w grę, to przed Trybunałem Stanu. To jest daleka sprawa i nie chcę tego wątku tutaj ciągnąć. Natomiast uważam, że my za małą wagę przywiązujemy - i to dotyczy poprzednich kadencji prezydenckich tak samo - do odpowiedzialności prezydenta za tworzenie dobrego prawa. Prezydent uczestniczy w tworzeniu prawa, ma w Polsce ważną funkcję kontroli konstytucyjności ustawy.
To na koniec tego wątku. Myśli pan, że Trybunał odrzuci ustawę w całości, przychyli się do pańskich wniosków?
Nie chciałbym tu prorokować. Mówiłem jeszcze jako urzędujący Rzecznik Praw Obywatelskich, że jest to wniosek do Trybunału, który ma bardzo silne argumenty i dalej to podtrzymuję.
Tutaj nasza ciekawość zostanie zaspokojona. Dwa dni temu "Gazeta Wyborcza" opublikowała pański list do profesora Balcerowicza: "Szanowny prezesie, drogi Leszku przyjmij ode mnie wyrazy pełnej solidarności i wsparcia w prowadzonym przez ciebie dziele obrony niezależności systemu bankowego. Próba opanowania, podporządkowania sobie przez osoby sprawujące dzisiaj w Polsce władzę organów państwa mających gwarantować bezpieczeństwo obywateli jest dla Polski groźna." Czy nie ma pan wrażenia dzisiaj - bo to jest list datowany na 12 marca - że ton tego listu jest jednak nieco przesadzony?
Nie. Mamy jednak wiele faktów, które wskazują na to, że próbuje się opanować te - ja to kiedyś w wywiadzie do "Polityki" nazwałem bezpieczniki - bezpieczniki demokracji. To jest Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Ja abstrahuje od tego, jak poprzednia działała, miałem bardzo krytyczny stosunek do tego, ale sposób opanowania był groźny. To jest Krajowa Rada Sądownictwa, gdzie już zaczyna się dosyć dużo manipulować przy tym. To są zapowiedzi prezesa Kaczyńskiego dotyczące Trybunału Konstytucyjnego i to jest właśnie sprawa banków.
Ale to jest pytanie, czy od prób opanowania rozmaitych instytucji, jak pan słusznie zauważył, przez poprzednie ekipy też czynionych do systemu autorytarnego, albo dyktatury jest jednak długa droga jeszcze.
Ja nie powiedziałem, że to ma już miejsce. Proszę pamiętać o tym, że jeżeli my nie zaczniemy reagować na początku tej drogi, to potem może być za późno. Właśnie prawnik jest zobowiązany, żeby ostrzegać społeczeństwo przed wejściem na taką drogę. Ja nie oceniam jak daleko na tej drodze my się dzisiaj znajdujemy - myślę, że na samym początku. Ale ostrzegać trzeba, żeby nie posunąć się w tym kierunku za daleko. Potem się nie da tego odkręcić.
Dziękuję za rozmowę.