"Rozmowy PO z PiS-em to fikcja"
Po wystąpieniach prezesa Kaczyńskiego, który oskarżał PO o to, że jest łże-elitą, lumpenliberalizmem, trudno oczekiwać, że PO po prostu siądzie do rozmów z PiS-em - mówi Paweł Śpiewak
Poseł Platformy był gościem Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM:
Kamil Durczok: Czy rozdział pt. "Kuszenie Platformy" jest już ostatecznie zamknięty?
Paweł Śpiewak: Chyba tak. Zastanawiałem się, co powinien powiedzieć dziś Donald Tusk, skoro jest debata. Myślę, że powinien mówić przede wszystkim o zaufaniu, to znaczy, że nie ma polityki bez zaufania między partnerami i że podstawą demokratycznej polityki, która jest polityką konkurencji, czasami kłótni, sporu to jednak jest również zaufanie obywateli do polityki. Sądzę, że ta atmosfera, która trwa od kilku miesięcy jest atmosferą głęboko zagrażającą obywatelom, dająca poczucie nieprzewidywalności, niepewności, a z kolei poszczególnym partiom politycznym to samo. W związku z tym to, czego by się oczekiwało to końca z jałowymi sporami - ten spór o samorozwiązanie Sejmu jest sporem jałowym, który może prowadzić tylko do kłótni - to myśleć o jakiejś odbudowie zaufania.
Myśli pan, że tak powinien mówić Donald Tusk, tylko że Przemysław Gosiewski mówi trochę inaczej. Gdyby pan Donald Tusk powiedział: "Dobrze, jesteśmy otwarci na rozmowy o koalicji", to my mamy determinację do powstania tej koalicji. To nie jest kuszenie?
Jeżeli by mówić o jakiejś koalicji kiedyś w przyszłości, to ona wymaga bardzo długiego okresu przygotowania. Po tych sporach, po tych kłótniach, po wielu wystąpieniach prezesa Kaczyńskiego, który oskarżał PO o to, że jest łże-elitą, lumpenliberalizmem, że bierze udział w rozbiorze Polski przy jakichś tajnych stolikach, to trudno oczekiwać, że Platforma po prostu siądzie do rozmów i zacznie rozmawiać normalnie z PIS-em. To jest jakaś fikcja, chore.
A nie obawia się pan, że postawa PO przestaje być czytelna?
Mam nadzieję, że tak nie jest. To znaczy, że coraz więcej osób zdaje sobie sprawę z tego, że dogadanie z PIS-em jest niemożliwe, że PIS jest tutaj źródłem takiego nieustannego niepokoju wrzenia na scenie politycznej. W tym znaczeniu rzeczywiście PIS doprowadził do takiej sytuacji, że to wrzenie jest tak duże, że trzeba coś z tym zrobić. Być może, że jedną z metod jest rozwiązanie Sejmu.
Problem na tym polega, że PO mówi tak: rząd jest zły, PIS jest zły, koalicja z Samoobroną jest zła. Tylko poddanie rządu, bo samorozwiązanie Sejmu też jest złe. Trochę to wygląda jak chęć odwetu za wszelką cenę.
Nie. Wyobrażam to sobie tak, że jeśli PO mówi ok., samorozwiązanie Sejmu, ale musimy je przygotować. Musimy o tym poważnie pomyśleć, a poważnie pomyśleć to znaczy przygotować właściwą ordynację wyborczą. PIS złożył projekt takiej ordynacji, ale jakakolwiek próba rozmowy w ogóle się nie zaczęła, więc trudno mówić o nowym Sejmie, jeśli nie wiadomo, jak ten kolejny Sejm miałby się ukonstytuować.
Ale wiadomo, jak będzie wyglądał Sejm, jeśli państwo zagłosują tak, jak deklarujecie, czyli przeciwko samorozwiązaniu.
Niezależnie od wszystkiego, nawet jeśli odbyłyby się te wybory, to obawiać się można, że ten następny Sejm, wybrany w maju, byłby jeszcze trudniejszy z punktu widzenia formowania rządu niż ten, który mamy.
A nie będzie panu doskwierało, że wicepremierem będzie Andrzej Lepper?
Ja mam nadzieję, że do tego nie dojdzie; że dwie trzecie obywateli mówi "nie" rządom Leppera; że większości działaczom PiS-u - mam nadzieję - także Lepper doskwiera i do takiej sytuacji nie dojdzie.
A do czego dojdzie? Do samorozwiązania nie dojdzie, bo zagłosujecie przeciw, do dymisji rządu Marcinkiewicza nie dojdzie, bo nie poda go Jarosław Kaczyński, do koalicji z Samoobroną też - ma pan nadzieję - nie dojdzie. To do czego dojdzie?
Moim zdaniem powinno dojść do uzgodnienia wspólnie PO z PiS-em i innymi partiami tej listy ustaw, która jest listą ustaw do dyskusji, do przeprowadzenia przez Sejm. To jest właśnie - ja to nazywam - ćwiczeniem zaufania partnerów politycznych. To jest to, że te partie przestaną traktować siebie jako wrogów, konkurentów, którzy chcą sobie koniecznie coś wyrwać. Dopiero wtedy, kiedy powstanie ta atmosfera zaufania, można mówić o tym, że samorozwiązanie Sejmu dokona się nie przemocą, a w wyniku wspólnych negocjacji. Potem być może otworzy się nowy rozdział współpracy między tymi partiami.
Taką wizję i taką alternatywę Jarosław Kaczyński odrzuca i po doświadczeniach z LPR-em i Samoobroną trudno mu się dziwić.
Ja się z kolei nie dziwię partnerom Kaczyńskiego. Nie ma innego wyjścia poza szukaniem porozumienia i tego co się nazywa zaufaniem. Jeżeli nie zaczniemy tego budować, to sytuacja rzeczywiście będzie wyglądała bez sensu i tak jak teraz będzie prowadziła donikąd. To jest dla mnie jasne. Jeśli zastanawiam się, o czym powinien dziś mówić Donald Tusk, to właśnie myślę nie o tym, czy PiS jest zły, że Lepper jest zły, tylko o tym, że istotą polityki w Polsce jest zaufanie.
Donald Tusk będzie mówił, a Jan Rokita wzywa Polaków, aby w czasie trwania tej dyskusji o samorozwiązaniu wyłączyli radia i telewizory. Myśli pan, że to dobry pomysł?
Myślę, że to trochę takie ekstrawaganckie. Ja rozumiem, że to jest takim znakiem, że ta debata donikąd nie doprowadzi; że ta debata niczego nie zmieni. Ja mam wrażenie, że PiS upiera się przy tym wniosku o samorozwiązanie, nie dlatego aby coś osiągnąć, ale aby przeprowadzić kampanie propagandową. To robi wrażenie, jakby oni chcieli pokazać: patrzcie my niczego innego nie możemy zrobić poza tym, żeby wejść w koalicję z Lepperem. Jeśli oni mają taką koncepcję to trudno. Muszę powiedzieć, że dziwi mnie fakt, że wiele szlachetnych osób, które są w PiS-ie, jak np. senator Romaszewski, sami Kaczyński -którzy walczyli o niepodległość Polski, tylko po to, aby teraz Leppera dopuścić do władzy, to można im tylko pogratulować. Jest to sytuacja zatrważająca.
W sprawie debaty na szczęście jest tak, że ten kto ma pilota, ten ma władzę - słuchacze i widzowie sami zdecydują, a wyniki oglądalności będą znane już jutro. Dziękuję za rozmowę.