Prezydent to nie sąd
O terminie rozwiązania parlamentu niech rozstrzygnie Trybunał Konstytucyjny. Prezydent jest w tej sprawie stroną i to bardzo polityczną - uważa Paweł Śpiewak z Platformy Obywatelskiej, gość Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM.
Posłuchaj całego wywiadu:
Kamil Durczok: Zaskoczyło pana to, co usłyszeli wczoraj liderzy pańskiej partii od prezydenta? Spodziewał się pan gry na przedterminowe wybory?
Paweł Śpiewak: Spodziewałem się. Już od kilku tygodni o niczym innym się nie mówi w gruncie rzeczy. Spodziewałem się tego, co się spodziewałem, chociaż wierzyłem, czy chciałem wierzyć, że prezydent jest w stanie przekroczyć sam siebie. Przekroczyć swoje ograniczenia wynikające z faktu, że jest bratem Jarosława Kaczyńskiego i jest jednym z liderów PiS-u.
Ale prezydent mówi, że nie uważa wcześniejszych wyborów za najgorsze rozwiązanie. Jak pan obserwuje tą sytuację, którą mamy, to myśli, że jest lepsze wyjście niż nowa elekcja?
Oczywiście, że jest lepsze wyjście, tzn. budowa realnej koalicji.
Co to jest realna koalicja - Platforma i PiS?
Tak.
Panie profesorze! Pan w to wierzy?
Już w tej chwili nie wierzę, ale to wynika z tego, że PiS nie powściągnął się w swoich aspiracjach. Można powiedzieć, że to, co uzyskaliśmy przez te cztery miesiące rządzenia PiS-u, to jest kampania wyborcza, która trwa od początku założenia rządu Marcinkiewicza i trwa do dzisiaj. Po drugie, nie ma żadnych realnych decyzji. Do parlamentu nie wpłynął żaden ważny akt prawny czy projekt legislacyjny, który wymagałby czegokolwiek od nas. Natomiast jest dominacja intryg, zawiści, wrzasków na siebie, pouczeń, czyli można powiedzieć, że to wszystkie najgorsze cechy polskiej polityki, które są związane z tzw. czasami saskimi.
Jak pan taką diagnozę stawia, to gdzie pan jeszcze widzi lepsze wyście niż przedterminowe wybory?
Te przedterminowe wybory niczego nie dają, a Polska traci kilka miesięcy, jeżeli nie rok w życiu gospodarczym. Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli Polska nie przyjmie budżetu, to działamy wtedy w oparciu o jakiś rodzaj preliminarza budżetowego. To nie jest podstawą, np. do tego, aby Polska otrzymywała pomoc z Europy, a jednym z istotnych elementów naszego bytu gospodarczego są różnego rodzaju wsparcia z Europy, np. na budowę polskiej infrastruktury.
To są wszystko bardzo trafne uwagi, tylko to jest twarda, realna polityka. Jakie jest lepsze wyjście?
To nie jest żadne lepsze wyjście. Nie ma żadnego dowodu empirycznego na to, że po tych wyborach Polska czy parlament będą wyglądać inaczej. Może oczywiście zniknąć LPR albo PSL, a to oznacza, że będą bardzo silne dwa kluby i być może trzy. Będzie mała Samoobrona, stosunkowo liczny PiS, stosunkowo liczne PO i o pewnym znaczeniu partia o rodowodzie lewicowym. Mnie się wydaje, że ona będzie mieć kilkanaście procent - tak bym to przewidywał w tej chwili, jeżeli rzeczywiście Aleksander Kwaśniewski przystąpi do gry. I co wtedy? Wtedy mamy w gruncie rzeczy tą samą sytuację, tyle że PiS nie może realizować swoich pierwotnych planów.
Co się będzie w takim razie działo w najbliższych tygodniach?
W najbliższych tygodniach wszystko wskazuje na to, że trzeba się - moim zdaniem - udać do Trybunału Konstytucyjnego i rozstrzygnąć jedną podstawową rzecz, tzn. czy termin na rozwiązanie parlamentu to jest termin: koniec stycznia - jak sugeruje nam ostatnio pan prezydent, czy też termin jest tak jak poprzednio myślano, czyli 19 lutego. Bez tego rozstrzygnięcia przez Trybunał Konstytucyjny nic się nie może w tej chwili stać.
Mało prawdopodobne, że to rozstrzygnięcie nastąpi w takim terminie, by uprzedzić decyzję prezydenta.
Nie można zostawić prezydentowi prawo całkowitego interpretowania konstytucji. On nie jest sądem konstytucyjnym. Jest stroną i to bardzo polityczną.
Platforma pójdzie z takim wnioskiem?
Uważam, że powinna pójść, nawet cały parlament. W innym wypadku mamy do czynienia z bardzo poważnym zarzutem, niepolitycznym, ale rzędu z charakteru Trybunału Stanu. Premier rządu RP i marszałek Sejmu kłamali, mówiąc o tym, że parlament ma czas do 19 lutego. Albo kłamali, albo działali w złej wierze. Przyjęli interpretację prezydenta, ale muszą się z tego wytłumaczyć.
Te wszystkie kroki podejmie PO, ale po cichu będzie układała listy wyborcze?
Musi się przygotować. Nie mamy innego wyjścia.
Jak to jest, że daliście się zaskoczyć i z pewnym zdumieniem odkryliście w sobotę, że ten termin upływa jednak 30 stycznia, a nie 19 lutego?
O ile pamiętam, to Jan Maria Rokita odkrył to w piątek, że jest to jednak inny termin. Odkrył to jednak nie dlatego, że tak uważnie studiował konstytucję, tylko dostał tzw. cynk z pałacu. Ludzie z kręgu pałacowego, zapewne Andrzej Urbański, wykoncypowali sobie, że być może ten termin jest inny.
Powiedzieli państwo: zaskoczeni, wcześniej: oszukani. Zastanawiam, dlaczego wyborca PO w tych wyborach, które są prawdopodobnie nieuchronne, ma zagłosować na Platformę? Czy tak się buduje mit skutecznej partii?
Dla mnie, jako dla polityka świeżej daty, jednosezonowego w pewnym sensie, sprawą najważniejszą jest sprawa rzetelności. Uważam, że dotrzymywanie słowa jest taką wartością absolutną i w polityce i w życiu codziennym. Dotrzymywanie słowa wyborcom - po pierwsze - że powstanie koalicja i będzie ona podstawą reformy państwa i dotrzymywanie słowa, które polega na tym, że jeśli marszałek Sejm mówi 19 luty, to znaczy 19 luty. Inaczej nie można pracować, jeśli wszyscy wszystkich oszukują, nie ma możliwości uprawiania polityki. To jest stan wojny domowej.
Czy na konstruowanych listach wyborczych znajdzie się nazwisko Pawła Śpiewaka?
Nie wiem. To nie ja ustalam listy wyborcze.
A chce pan kandydować do nowego Sejmu?
Wątpię. Żyję z wielkim znakiem zapytania.