Poseł PiS: Telewizja dla opozycji, repolonizujmy media w imię wolności
Najprostszym rozwiązaniem byłoby, zamiast uciekania od odpowiedzialności politycznej za media publiczne, powiedzieć uczciwie: program pierwszy do dyspozycji obozu rządowego, a program drugi do dyspozycji partii opozycyjnych - twierdzi w rozmowie z INTERIA.PL organizator Marszu Wolności, Solidarności i Niepodległości poseł PiS Joachim Brudziński.
Mateusz Lubiński, INTERIA.PL: Dlaczego powinno się wziąć udział w marszu?
Joachim Brudziński, PiS: - Dlatego, że 31 lat po wprowadzeniu stanu wojennego te wszystkie ideały, które legły u podstaw największego w dziejach nowożytnej Europy pokojowego ruchu społecznego, jakim była Solidarność, cały czas pozostają aktualne. Czy to w sferze swobód obywatelskich, czy praw pracowniczych.
"Trzeba prawdy i wolności - dzięki pluralizmowi i trwałym wartościom - w telewizji, radio, prasie i internecie" - czytamy w deklaracji "Polska 31 lat później na stronie internetowej marszu. Nie ma tego pluralizmu i stałych wartości w polskich mediach?
- Do pewnego stopnia są pluralistyczne media, głównie dzięki internetowi. Tutaj z pluralizmem nie jest najgorzej. Gorzej jest ze stacjami telewizyjnymi.
- W dzisiejszych mediach decydują pieniądze. Media zasilane są przez reklamodawców. Jeśli są to firmy związane z państwem, w sposób oczywisty zasilają te media, które są przychylne tym, którzy tymi środkami dysponują. Ten element jest ułomny, media stają się prorządowe i antyopozycyjne. Dlatego trzeba zmienić sposób finansowania mediów.
Jakie są konkretne pomysły PiS?
- Jeżeli chodzi o media publiczne, to najprostszym rozwiązaniem byłoby zamiast uciekania od odpowiedzialności politycznej za media publiczne powiedzieć uczciwie: program pierwszy do dyspozycji obozu rządowego, a program II do dyspozycji partii opozycyjnej.
Nie uważa pan, że media nie powinny być do dyspozycji żadnego ugrupowania politycznego?
- A czy dzisiaj władze TVP to są ludzie niezwiązani z rządzącą opcją? Nie oszukujmy się, to nie są apolityczni fachowcy. Czas może powiedzieć wprost, że inaczej się nie da rządzić mediami publicznymi. Ale wtedy musi być równy podział anten.
Idea prasy, mediów, jako czwartej władzy jest panu obca?
- To jest, jak mówi klasyk, oczywista oczywistość. Tylko niech te media będą dostępne dla wszystkich opcji, także dla opozycji, a nie tylko dla rządzących. Dzisiaj o jakości polskiej demokracji świadczy to, jakie są media. Ci, którzy mediami dysponują, zdają sobie z tego sprawę.
Czyli kto? Kto pana zdaniem dysponuje polskimi mediami?
- Są media, których właścicielem jest polski kapitał, są też media należące do kapitału zagranicznego. Przyjmujemy to za fakt, ale nie do końca optymalny, bo media mają tendencję do przyjmowania stanowisko właściciela, a nie zawsze musi ono być zbieżne z interesem Polski.
Czyli jest projekt zabrania mediów tzw. "obcemu kapitałowi" i przekazaniu ich... w czyje ręce?
Naszym celem jako Prawa i Sprawiedliwości jest przywrócenie elementarnej symetrii czyli doprowadzenie do takiej sytuacji , żeby media funkcjonujące na rynku polskim były własnością kapitału polskiego. Takiego kapitału, który rozumie jak powinny wyglądać wolne, niezależne od politycznych nacisków media. Naszym zdaniem jest to do przeprowadzenia.
Jak pan sobie to wyobraża?
- W taki sam sposób, jak należy przeprowadzić repolonizację banków w Polsce. Poprzez wykupienie udziałów w zgodzie z prawem.
Państwo powinno wykupić te media z rąk obcego kapitału?
- Państwo powinno przede wszystkim zadbać o to, żeby wzmocnić media publiczne. W tej chwili chylą się ku upadkowi. Moim zdaniem jest to celowe działanie po to, żeby je sprywatyzować i sprzedać, bo to będzie kolejne osłabienie państwa polskiego.
Jak pan rozumie określenie "repolonizacja mediów", którego użył prezes Kaczyński? Jak to miałoby być przeprowadzone?
- Po pierwsze, należy wzmocnić media publiczne. Po drugie, rolą państwa nie powinno być prześladowanie milionowych rzesz odbiorców telewizji katolickiej, a wspieranie przez decyzje urzędników mediów uznawanych za "przyjazne" rządowi. Naszym zdaniem ma to miejsce w przypadku przyznawania licencji do nadawania na multipleksie, gdzie z jednej strony dyskryminowana jest TV Trwam, a z drugiej mocno promowane są telewizje z udziałem wielkiego kapitału, w tym zagranicznego; zaprzyjaźnione z władzą telewizję komercyjne, żeby użyć określenia Andrzeja Wajdy.
- Po trzecie, trzeba ułatwić przez ustawowe rozwiązania polskiemu kapitałowi wykupowania udziałów w mediach. Ale nie na takiej zasadzie jak to obserwujemy w wydaniu pana Hajdarowicza, który najpierw kupuje firmę na bardzo korzystnych warunkach, a potem po spotkaniu z rzecznikiem rządu zwalnia swoich dziennikarzy.
- Właściciel powinien dać dziennikarzom gwarancję, że mogą patrzeć władzy na ręce, ale to nie oznacza, że musi być przychylny opozycji. Może być lewicowy, prawicowy, centrowy - tak jak powiedział prezes Kaczyński. Ale w interesie Polski jest, żeby był właścicielem polskim.
- Pójdą państwo pod Belweder?
- Pod pomnik Józefa Piłsudskiego. Rozpoczynamy o godz. 18.00 pod pomnikiem Wincentego Witosa, potem pójdziemy pod pomnik Ronalda Reagana, Stefana Grota-Roweckiego, Ignacego Jana Paderewskiego, Romana Dmowskiego, a kończymy pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego obok Belwederu.
Wie pan, że prezydenta nie będzie najprawdopodobniej wtedy w Belwederze.
- Nie spodziewaliśmy się, żeby zechciał uczestniczyć w naszej manifestacji, więc cierpieć nie będziemy, że go nie będzie.
13 grudnia 1981 roku Bronisław Komorowski był internowany, 31 lat później, jak zapowiedział Tomasz Nałęcz z Kancelarii Prezydenta w Kontrwywiadzie RMF FM, wybiera się do aresztu śledczego w Białołęce. Uważa pan, że prezydent sprzeniewierzył się ideałom Solidarności?
- W komitecie honorowym naszego marszu jest ponad sto stowarzyszeń w tym Stowarzyszenie Osób Represjonowanych. Są przywódcy strajkowi, Andrzej Gwiazda, mecenas Jan Olszewski - obrońca w procesach politycznych, Zofia i Zbigniew Romaszewscy, założyciel Komitetu Obrony Robotników Antoni Macierewicz. Są tysiące Polaków, którzy tak jak prezydent Komorowski byli represjonowani.
- Różnica polega na tym, że są to osoby, które na transformacji nie skorzystały i są w sytuacji ofiar mających znacznie gorzej od swoich katów.
- Dla nich decyzja Komorowskiego, żeby zaprosić na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego Wojciecha Jaruzelskiego czy słowa Michnika, że Czesław Kiszczak jest człowiekiem honoru, albo Lecha Wałęsy, który stwierdza, że byliśmy po dwóch stronach barykady, ale dzisiaj możemy się spotkać i sobie pogwarzyć, to forma zdrady.
"Precz z komuną!" - to hasło aktualne dzisiaj w Polsce? Jak pan rozumie te słowa, które pojawią się pewnie podczas marszu?
- Dynamika marszu ma to do siebie, że wyzwala pewną ekspresję werbalną. To jest taki krzyk rozpaczy tych ludzi, którzy walczyli z komunizmem, których najbliżsi czasami tracili życie, a dzisiaj mają głodowe emerytury. Tymczasem funkcjonariusze SB czy członkowie WRON-u przez lata dostawali bardzo wysokie emerytury, a na zdrowiu szwankują za każdym razem. gdy mają się stawić do sądu i żaden za stan wojenny ukarany nie został.
Prezes Kaczyński powiedział, zachęcając do udziału w marszu, że "niepodległość jest kwestionowana". Jest?
- Jeżeli w Berlinie minister Sikorski kieruje apel pod adresem rządu niemieckiego, aby ten odgrywał dominująca rolę we współczesnej Europie, w sposób bezrozumny i sprzeczny z racją stanu wzywa się do wejścia do strefy euro, jeśli wbrew polskiej konstytucji oddaje się część uprawnień reprezentantów niepodległego państwa ponadnarodowym organizacjom brukselskim, to tak, uważamy, że jest zagrożona. Stąd hasło marszu "Wolność - Solidarność - Niepodległość". Uważamy , że te ideały Solidarności cały czas pozostają aktualne.
Czy w diagnozie sytuacji w kraju, a także przemian w Polsce po 1989 roku do dzisiaj można się w ogóle z panem prezesem Kaczyńskim nie zgadzać?
- Niech się pan nie zgadza, jak pan chce. Jeśli chodzi o idee przyświecające marszowi, to ja się z panem prezesem Kaczyńskim zgadzam, ale w ramach dyskusji na przykład na spotkaniach kierownictwa partii mamy różne poglądy i często są burzliwe dysputy.
- Teraz spotykamy się nie po to, żeby być w gronie własnym, ale żeby nasz głos dotarł do tych, którzy naszą wolność, niepodległość i solidarność ograniczają. Z jednej strony są to rządzący, a z drugiej strony - ci wszyscy, którzy Polsce źle życzą, a takich nie brakuje.