Kieres o liście Wildsteina
Wnioski osób z "listy Wildsteina" będą rozpatrywane w pierwszej kolejności. Od tego będzie zaczynać prace nasze biuro udostępniania i archiwizacji - zapewnia gość Faktów RMF prof. Leon Kieres, prezes IPN.
Tomasz Skory, RMF: Proszę powiedzieć, jakby pan odpowiedział na uwagę premiera, że nie widzi potrzeby zasilenia IPN środkami z rezerwy budżetowej, bo lustracja została skompromitowana, a interesują się nią tylko dziennikarze.
Leon Kieres: Nie podzielam tego poglądu. Ja zawsze podkreślam, że szanuję pana premiera Marka Belkę, bo w chwilach dla nas naprawdę trudnych nie opuszczał nas. Ja mówię o śledztwach, np. katyńskim, ale nie tylko. Wspierał mnie.
A w tej sprawie?
W tej sprawie uważam, że to oświadczenie będzie wymagało mojego spotkania z panem premierem - jeśli uczyni mi zaszczyt. Lustracja nie została zdewastowana. Rozmawiałem wczoraj z sędzią Włodzimierzem Olszewskim i powiedział, że w żadnym wypadku lustracja nie będzie przerwana.
Czy z panem premierem chciałby się pan spotkać w sprawie zabiegania o środki?
Tak, chciałbym wyjaśnić, jaka jest sytuacja w związku z tym - jak to określiło kolegium - incydentem udostępnienia Bronisławowi Wildsteinowi tych dokumentów.
Kolegium Instytutu uznało wczoraj, że osobom pokrzywdzonym, których nazwiska znalazły się na "liście Wildsteina", należy udostępniać te materiały archiwalne w trybie przyspieszonym. Czy potrafi pan ocenić co oznacza to przyspieszenie? Dni, tygodnie czy jak do tej pory miesiące?
Na to pytanie będę mógł odpowiedzieć, gdy będziemy wiedzieli, ile tych wniosków wpłynie. Ale na pewno te wnioski będą rozpatrywane w pierwszej kolejności. Od tego będzie zaczynać prace nasze biuro udostępniania i archiwizacji.
Czy to oznacza częściową rezygnację z pracy naukowej?
Proszę pamiętać, że biuro edukacji publicznej ma swoje własne zadanie, że ono nie uczestniczy formalnie w procedurze załatwiania tych właśnie wniosków. To niebezpieczeństwo istnieje w przypadku, gdybyśmy musieli zwiększyć zatrudnienie czy też przeznaczyć jakieś środki na wyposażenia biura udostępniania. To te środki będą musiały pochodzić z działalności innych jednostek organizacyjnych. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Czy to możliwe, że skoro dane nie wyciekły z ogólnodostępnego komputera w czytelni, to wyciekły wraz z nimi jakieś dodatkowe zapisy pozwalające na pełniejszą identyfikację osób, których dotyczą? Słyszymy o czterech kolumnach, a nie dwóch.
Dwie dodatkowe kolumny też nie pozwalają na identyfikacje tych właśnie osób. Wyjaśniał to wczoraj pan dr Dudek. To są też takie dodatkowe informacje, które były na tamtym zapisie ewidencyjnym, który był dostępny w naszej czytelni, aczkolwiek one były zasłonięte.
Skoro były przesłonięte, to może nie były tak ogólnodostępne?
One były dostępne dla naszych pracowników - nie zamierzaliśmy ich udostępniać osobom zewnętrznym. Ale wczoraj po analizach ustalono, że nie pozwalają na identyfikację osoby, do której dana sygnatura się odnosi.
Kolegium wyraziło wczoraj ubolewanie z powodu incydentu skopiowania tego rejestru osób, których dane istnieją w IPN. Ma pan żal do Bronisława Wildsteina?
Mam żal do Bronisława Wildsteina.
Gdyby miał pan porównać ten żal do żalu, jaki ma pan do "Gazety Wyborczej", to który byłby większy?
Nie chcę relatywizować; porównywać tego. W obu przypadkach mam żal. Ja rozumiem, na czym polega praca dziennikarzy, szanuję pracę dziennikarzy, wiem, że dziennikarze mają prawo posługiwania się takimi procedurami, działaniami, metodami. Ale ja bym tak nie postąpił.
Panie prezesie, czy nie byłoby ułatwieniem dla osób, które chciałyby się oczyścić z zarzutów, zamieszczenie przez IPN w internecie tej właściwej listy? W tej chwili mamy do czynienia z różnymi listami, które gdzieś tam wiszą na zagranicznych serwerach, są przeglądane intensywnie. Ale nikt nie wie, czy to to.
Wczoraj IPN rozważało, czy nie opublikować tej listy w internecie, ale ten wniosek został odrzucony, nie został przyjęty. Uznano, że nie będziemy szli właśnie w tym kierunku. Dotychczasowe prace będą kontynuowane i ta lista będzie wyłącznie w naszym komputerze.
Jak pan ocenia domysł, że działanie Wildsteina w gruncie rzeczy chroni dane IPN przed tajemniczym być może zaginięciem podczas burzy, jaka się wiąże z powoływaniem nowego prezesa - bo pańska kadencja kończy się za parę miesięcy - ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. To budzi pokusy. Żeby można było do nich zajrzeć i sprawdzić, czy są te same nazwiska co w styczniu.
Ja nie brałem pod uwagę tego rodzaju argumentów. Moim zdaniem to jest nieuprawnione podejrzenia, ponieważ żadnych nazwisk nie będziemy wycofywać, te nazwiska będą dodawane. Natomiast jeśli porównamy, czy ktoś jest w polityce jesienią czy nie w związku z tym, czy jego nazwisko było na liście czy nie - pamiętajmy, że te dane nie pozwalają na identyfikację; że Leon Kieres to jest ten, który do państwa mówi; że Jan Kowalki to jest ten, którego państwo znacie. Nie można mówić, że jeśli Leon Kieres nie będzie prezesem IPN - przykładowo - to tylko dlatego, że moje nazwisko było na tej liście.
Dziękuję.