Żyjemy w czasach przełomu i wielkiej niepewności - nie mają wątpliwości uczestnicy krakowskiego szczytu, wśród nich m.in. Guenter Verheugen, Jerzy Buzek, Elżbieta Bieńkowska i oczywiście Jerzy Hausner, dyrektor rady programowej OEES. Wkraczamy w erę gospodarki cyfrowej, związanej z nią automatyzacją i "uberyzacją". Coraz częściej dyskutuje się o możliwym bezrobociu technologicznym (roboty rzeczywiście zabiorą połowie z nas pracę, pytanie, czy znajdziemy nową). Jednocześnie wciąż odczuwamy skutki kryzysu z 2008 roku. Tzw. konsensus waszyngtoński upadł, społeczeństwa odwracają się od dotychczasowych elit, a zagrożenia związane z klimatem czy terroryzmem są coraz bardziej oczywiste. Pilnie więc potrzeba nowych koncepcji, nowych przemyśleń, nowej umowy społecznej. Propozycja Jerzego Hausnera to "ekonomia wartości". - Ekonomiści mówią o wartości głównie w sensie ceny i zysku. Wartość jest rozumiana jako wynik albo jako parametr. Czyli pojawia się w wydaniu bardzo instrumentalnym. Jeżeli my mówimy o ekonomii wartości, to chcemy powiedzieć, że problematyka wartości nie powinna być sprowadzona wyłącznie do ceny i zysku. Powinniśmy rozumieć, że jeżeli coś monetyzujemy, to ma to jakieś społeczne podłoże, może wpływać na środowisko naturalne i środowisko społeczne, nie wolno tego bagatelizować. Jeżeli mówimy, że "the business of business is business", to twierdzimy, że nieważne co robisz, ważne żebyś zarobił - wskazuje w rozmowie z Interią prof. Hausner, były wicepremier i minister gospodarki. Czy gospodarka zorientowana na społeczeństwo, a nie na zysk jest w ogóle możliwa? Nasz rozmówca przekonuje, że nie tylko jest możliwa, ale wręcz konieczna. W przeciwnym wypadku czekają nas kolejne kryzysy, kolejne wstrząsy. - Globalny kryzys finansowy wziął się z tego, że zapomnieliśmy o tym, iż działalność gospodarcza wiąże się z ryzykiem i ryzyko musi być dzielone, wyważane. Sytuacja, w której wygrywa się i na hossie, i na bessie - czyli ryzyko przerzucane jest na trzecią stroną - prowadzi do bardzo negatywnych skutków, w końcu także dla tych, którzy te działania zainicjowali. Oczywiście okazało się, że niektóre banki czy instytucje ubezpieczeniowe są "too big to fail" (zbyt duże, by upaść - przyp. red.). Ale dlaczego mamy uważać, że taki system jest dobry z punktu widzenia ekonomicznego i społecznego? Oczywistym jest, że to system niestabilny - podkreśla Jerzy Hausner. - Nie można mówić, że problemy rozwiążą się same, że przyjedzie walec i wszystko wyrówna. Nawet gdyby taki walec był, to zanim wyrówna, większość ludzkości tego nie doczeka - dodaje. Prof. Hausner ilustruje wyzwania związane z gospodarką cyfrową na przykładzie Ubera. Z jednej strony mamy do czynienia z korporacją wykorzystującą luki prawne i podatkowe, z drugiej strony klient otrzymuje usługę taniej i wygodniej. Przy okazji wizjonerzy z Doliny Krzemowej już od jakiegoś czasu kreślą świetlaną wizję przyszłości, w której ekonomia dzielenia się ("sharing economy") będzie odgrywać główną rolę. Reakcje na ten nowy model są skrajne - od wolnorynkowego przyzwolenia po protekcjonistyczne zakazy. - Dlaczego mamy zakazywać Ubera? Co to znaczy zakazać Ubera? Wyłączyć internet? To bzdura. Ale dlaczego mam się godzić na to, żeby Uber prowadził nieuczciwą konkurencję? Nie chodzi o to, czy przewoźnik płaci podatki, ale czy firma płaci podatki. Bo jeśli się zgodzimy na ich unikanie, to ten Uber tak urośnie, że stanie się monopolistą, a później będzie narzucał ceny. Tak jak w wielu miejscach w USA, gdzie Airbnb zniszczyło sieć hotelową, a później ceny wzrosły. Pojedynczy klient może tego nie rozumieć, ale po to jest nasza zbiorowa inteligencja, żeby znaleźć dobre rozwiązania, ale nie na zasadzie wszystkiego zakazać albo na wszystko pozwolić - komentuje Jerzy Hausner. Prelegenci debatują więc w Krakowie, jak sprawić, by gospodarka cyfrowa działała na rzecz całego społeczeństwa, ale prof. Hausner nie ma złudzeń - politycy podchodzą do takich wydarzeń jak OEES wybiórczo: - Politycy są różni i oczekiwanie, że wszyscy będą czerpać hurtem z naszych dyskusji, to oczekiwanie niemożliwego. Ale w detalu - tak, takie spotkania mogą inspirować zmianę. Wielokrotnie się przekonywałem, że wiele rzeczy wynikających z debat przekształcało się w konkretne rozwiązanie. Czasami jednak moje argumenty były wykorzystywane w opacznej formie, służyły nie temu, czemu miało służyć. Zdarza się, że moje poglądy są używane jako pałka do bicia po głowie oponentów. I wtedy nie jestem zachwycony. Michał Michalak, Kraków