Henryk Martenka: Polskie nagrania
To było zasłużone przedsiębiorstwo państwowe. W PRL-u "Polskie Nagrania" zaspokajały wszechstronne potrzeby fonograficzne ludu pracującego miast i wsi.
Długie lata kierował nimi dyrektor M. Kiedyś, na festiwalu w Łańcucie, wspominała go, nie bez nuty nostalgii, Beata Artemska, gwiazda powojennej operetki, której nagrania płytowe należą, niestety, do rzadkości: - "Polskie Nagrania" wydały sporo płyt z muzyką operową i operetkową. Ale śpiewaczka, żeby znaleźć się na płycie, musiała się z tym dyrektorem przespać. Ja o tym nie wiedziałam, a kiedy mi wreszcie powiedzieli, byłam już za stara i on już nie chciał.
Po "Polskich Nagraniach" dawno słuch zaginął. Dziś w Polsce nagrywa każdy. Do tego stopnia, że na mapie Europy, kraj między Niemcami, Białorusią i Ukrainą zaznaczany jest jako studio nagrań. Zaczęło się od Michnika, który nagrał Rywina. Wtedy to jeszcze wielu zszokowało, że przychodzi znajomy do znajomego, a tu zdradziecko szumią dyktafony... Jakieś zdziczenie? Upadek chrześcijańskiej cywilizacji? Z tej nadzwyczajnej okazji zwołano nawet sejmową komisję śledczą, która - wbrew intencjom ustawodawcy - niesłychanie spopularyzowała aktywność fonograficzną w polskiej polityce. Nie zasypiając gruszek w popiele biznesmen Gudzowaty skrycie nagrał towarzysza Oleksego. Też śmiesznie było, bo gdy na pierwszej taśmie gruby dusił jąkałę o miliony dolarów, na następnej jeden pił jak szewc, a drugi klął jak szewc. Taśmy kręciły się coraz szybciej, niekiedy pełniąc funkcję jedynie ścieżki dźwiękowej w obrazach fabularnych. Tak było, gdy posłanka Beger w służbowej alkowie nagrywała ministra Lipińskiego, a poseł Mojzesowicz dał się nagrać tejże... Beger. Zanim Andrzej Lepper położył się do szpitala na przepchanie żył, postraszył naród, że jak wyjdzie, to puści takie nagrania, że Rolling Stonesi to cieniasy przy kapeli Pospieszalskich. Na szczęście, jak już Lepperowi przepchali zatory, krew odświeżyła sterany łeb wicepremiera i ten odwołał swoje fonograficzne pogróżki. Zadziwiające, że podobną wieść wyniósł z gabinetu Jarosława Kaczyńskiego wicepremier Roman Giertych, który cały porażony opowiadał każdemu, kto tylko chciał słuchać, że Kaczyński grozi ludowi swojemu emisją takich nagrań, że ludziom obuwie pospada. Ponieważ Giertych, ze względu na rozum i posturę, do lotnych nie należy, najpewniej nie zrozumiał, że premierowi Kaczyńskiemu chodziło wyłącznie o znane nagranie hymnu narodowego w jego własnym wykonaniu.
Za nagrania bierze się dziś każdy, kto ma dostęp do taśmy. Radiomaryjni studenci nagrywają pogodną gawędę ojca dyrektora, który - jakiż to pech! - osiągnął w tym momencie intelektualny dół, a może nawet dno. Prałat Jankowski nagrywa dla siebie kasę w gorącym Urugwaju. Hojarska nagrała państwową robotę wszystkim krewnym i znajomym. Giertych nagrał sobie samemu w Częstochowie dyskretne widzenie z konfratrem jasnogórskim Kulczykiem. Doda nagrała płytę "Diamond Bitch". Kancelaria prezydenta Kaczyńskiego nagrała oświadczenie, że Kaczmarek to komuch, który długie lata utrzymywał, że jest betanką. Polskie koszykarki w Tokio nagrały celnie piłkę tyle razy, że pokonały drużynę Rosjanek. Aktor Kondrat do tego stopnia nagrał się w filmie, że zmienił branżę i teraz tylko pije wino.
Chryja się zrobiła niewąska, kiedy operacyjnie udrożniony Lepper nakłamał prokuratorom, że przed siepaczami Kamińskiego (CBA) ostrzegł go osobiście minister Ziobro. Tymczasem Ziobro, jedyny prawdziwy talib w rządzie Kaczyńskiego, do tego przebiegły jak Michnik, trzymał w kieszeni włączony dyktafon, który zarejestrował, że Ziobro jednak nie ostrzegł.
I to było równie zabawne jak bełkot Oleksego na imprezie u Gudzowatego. Taśma Ziobry stała się przyjętym przez prokuraturę dowodem, bo na taśmie niczego nie było! Cisza jest dowodem! I na tym koniu jadą teraz wszyscy, mimo że to PiS wprowadził specyficzną zasadę domniemania winy, nieznaną w prawie rzymskim. Jeżeli nie ma na coś dowodu - uważają Kaczyńscy - to nie znaczy, że go nie było. To znaczy tylko tyle, że był, ale został zniszczony.
Z takimi sukcesami w zakresie nagrań Polska powinna zrezygnować z EURO 2012 i wziąć się za Targi Płytowe Midem. Taki pomysłowy komunikat z radością nagrałem sobie na automatyczną sekretarkę i udałem się na wakacje, licząc, że uda mi się nie zostać nagranym przez jakiś przydrożny wideoradar.
henryk.martenka@angora.com.pl