Henryk Martenka: Albowiem nie wiedzą, co czynią...
Kto pyta, ten nie wie, puentował satyryk. A pytania gęstnieją niczym chmury śniegowe. Pytają w Pałacu Prezydenckim, pytają u posła Karskiego w kuchni, nad talerzem.
To budujący objaw, gdyż już sama świadomość, że trzeba zadać pytanie, dowodzi, że mamy do czynienia z ludźmi myślącymi. A ci na kamieniu się nie rodzą.
Pytanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego zawisło nad Polską jak nadmuchany helem zeppelin. Bo jeśli głowa państwa nie wie, co czynić, jak ma postępować z rządem, to jest to bardzo poważna sprawa. Można sobie wyobrazić, że najłatwiejszym (i wymarzonym!) sposobem postępowania Kaczyńskiego z Tuskiem byłoby internowanie tego ostatniego w Białołęce, ale nawet Macierewicz wie, że ten numer już nie przejdzie. Jak więc współpracować, gdy prezydenta tak drażni uśmiechnięta gęba premiera? A jeszcze do tego, w amfiladzie Pałacu kusi nocami duch brata Jarosława, który sromotnie przegrał wybory, mimo że tak wysoko je wygrał... Postanowiono więc w Kancelarii Prezydenta napisać list do sądu, żeby to sąd określił, jak Lech Kaczyński ma sensownie współdziałać z Donaldem Tuskiem. Może to nieco dziwić, bo na ogół sąd przesądza, jak nie należy postępować, ale cóż, nowe czasy, nowe wymagania. Kiedyś wystarczała "Anna Maria", dziś potrzebna Anna Maria Wesołowska.
Uświadomiona niewiedza nie jest groźna. Groźna jest wiedza nieuświadomiona. Jej symbolem jest Radek Sikorski, któremu nieformalne zajęcia poobiednie w grupie kolegów z rządu skutecznie uniemożliwiły spotkanie z prezydentem. Ponieważ konstytucja nie przewiduje nieformalnych posiedzeń gabinetu, odmowa spotkania z głową państwa jednoznacznie obciąża Sikorskiego. Brat prezydenta nazwał takie zachowanie niedojrzałością, ale być może to tylko zwyczajna arogancja. Aliści okolicznością łagodzącą niech będzie domniemanie, że mogła to być narada, na której Sikorski doradzał kolegom, w co się teraz mogą bawić. Bo któż inny mógł ministrowi Klichowi doradzić przejażdżkę myśliwcem F-16, jeśli nie były szef MON-u? Klich miał się jeszcze katapultować nad stolicą, ale na to zabrakło mu odwagi. W końcu jest cywilnym ministrem...
W każdym razie dla rządu i Kancelarii byłoby lepiej, gdyby pytano się nawzajem i bez przerwy. Żeby jak najmniej było arbitralnych oświadczeń, które nikomu nie przynoszą chluby i z których trudno się potem wycofać. No, chyba że dzieje się to w sferze obyczajowej, gdzie prym ostatnio wiodą Tomasz Raczek, który wreszcie oświadczył, że jest homoseksualistą, i prezydencki minister Michał Kamiński, który podsunął narodowi wstrząsająca sugestię, że być może jest dziewczynką.
Kohabitacja Kaczyńskiego z Tuskiem, jak każde małżeństwo z rozsądku, choć niełatwa, to drobiazg wobec problemów z tożsamością, jakie dotknęły posła Prawa i Sprawiedliwości Karskiego Karola. Otóż, rzeczony Karol, gość od partyjnej brudnej roboty, odpowiedzialny za eksterminację członków wyrodnych, zdrajców i niepokornych wobec wodza Jarosława, okazał się kolegą, Panie Boże, daruj mu grzesznemu, tego gada Czarzastego! Bo, okazało się nagle (i jakże to zaskoczyło Karola!), że jest on zasłużonym działaczem reżimowego Zrzeszenia Studentów Polskich, odznaczonym nawet przez Aleksandra Kwaśniewskiego medalem za zasługi. Rozumiecie, Państwo? W ponurych czasach komuny, kiedy krwawiło w nierównej, podziemnej walce Niezależne Zrzeszenie Studentów, Karol popijał wyborową w dowództwie ZSP na Ordynackiej! Po latach pojawił się nawet na założycielskim zebraniu Stowarzyszenia Ordynacka, ale na skutek wypłukania lecytyny z organizmu, nie może już sobie tego przypomnieć. Koledzy z ZSP kpią sobie teraz z Karola i pocieszają, że gdy wypędzą go z PiS-u, znajdzie schronienie w braterskich ramionach Siwca, Janika, Kwiatkowskiego, Siemiątkowskiego, Kalisza... Swoich, jednym słowem, czy Karol chce czy nie.
Jeśli wątpliwości Lecha Kaczyńskiego przypominają dylematy Lenina, któremu rewolucja we łbie pomieszała i pytał głupio: Co robić? - tak Karski Karol uosabia klasyczny syndrom Dr. Jekylla i Mr. Hyde'a. Pod wpływem ambicji partyjnych rozdwoiła się chłopinie jaźń. To skazuje go na szczególny rodzaj kohabitacji, dużo boleśniejszej niż ta prezydencka, bo psychiczna. I nawet zapytać Karola o swój trudny przypadek nie ma kogo. A przecież i on słyszał, że kto pyta, ten nie wie.
henryk.martenka@angora.com.pl