W piątek rosyjskie siły zbrojne przeprowadziły zmasowany atak na Charków. W wyniku nalotu zginęło sześć osób, w tym 14-letnia dziewczynka. "Rannych zostało co najmniej 55 osób" - poinformował minister spraw wewnętrznych Igor Klymenko. Rosyjski atak na Charków. Rośnie bilans ofiar Do ataku odniósł się w piątek burmistrz Charkowa Ihor Terechow, który poinformował o rosyjskim uderzeniu w pięciu lokalizacjach w mieście. Przekazał, że trafiony został magazyn oraz 12-piętrowy budynek mieszkalny w dzielnicy przemysłowej. Uszkodzonych zostało również kilka prywatnych domów. Burmistrz na bieżąco informuje w mediach społecznościowych o ofiarach i rannych. Ocenił, że to nie jest ostateczny bilans, gdyż w zniszczonych budynkach wciąż mogą przebywać ludzie. "Okupanci zabili dziecko na placu zabaw. Dziewczynkę. Co najmniej trzy inne osoby w okolicy zostały ranne (...). Trzy osoby zginęły już w wieżowcu w dzielnicy przemysłowej" - poinformował wcześniej Terechow. Wojna na Ukrainie. Zełenski odniósł się do ataku na Charków Na piątkowy atak Rosjan zareagował również Wołodymyr Zełenski. Prezydent Ukrainy przekazał, że atak na Charków nie miałby miejsca, gdyby ukraińskie siły obronne były w stanie zniszczyć rosyjskie samoloty wojskowe w ich bazach. "Potrzebujemy zdecydowanych decyzji naszych partnerów, aby powstrzymać ten terror" - napisał w mediach społecznościowych. Tym samym podkreślił, że "Ukraina musi się bronić, ale do tego potrzebuje broni dalekiego zasięgu". "Potrzebujemy wdrożenia umów o obronie powietrznej dla Ukrainy. Chodzi o ratowanie życia" - dodał Zełenski. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!