Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W każdy piątek w ramach cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik "The Washington Post", z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 47-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera. Porażka zapoczątkowała rozliczenia demokratów. Przed wyborczym wtorkiem wielu z nich nie dopuszczało myśli, że Trump może zwyciężyć, nie mówiąc już o wygraniu głosowania powszechnego. Tymczasem rozpoczęły się poszukiwania odpowiedzi. Wybory w USA. Triumf Donalda Trumpa. Czas rozliczeń dla demokratów Zacznijmy zatem od podstaw. Dla partii rządzącej warunki były trudne. Oceny prezydenta Joe Bidena w dniu wyborów były w 40 proc. pozytywne i 59 proc. negatywne - wynika z sondaży exit polls. Nawet w czasach, gdy politycy mają jednoznacznie niskie wskaźniki poparcia, te 59 proc. negatywnych ocen było gwoździem do wyborczej trumny wiceprezydent Kamali Harris. W dniu wyborów 68 proc. elektoratu stwierdziło, że gospodarka jest albo w "niezbyt dobrej", albo w "słabej" kondycji - wynika z sondaży exit polls. Demokraci chcieli, aby wyborcy skupili się na niskim bezrobociu, trwałym, choć umiarkowanym wzroście gospodarczym i notowaniach na giełdzie, które zwiększają kwoty na ich kontach emerytalnych. Ludzie mieli jednak inne zdanie: 46 proc. stwierdziło, że finanse ich rodziny mają się gorzej niż cztery lata temu, 24 proc. uznało - że lepiej; a 75 proc. - że inflacja spowodowała umiarkowane lub poważne trudności dla nich lub ich rodzin. Wyniki wyborów w USA. Co mówią sondaże? Ogólnie rzecz biorąc, wyborcy byli w złym nastroju. W sondażach exit poll 73 proc. przyznało, że są albo niezadowoleni, albo nawet "źli". Warunki były zatem takie, że wyborcy domagali się zmian - tak jak to miało miejsce w każdych wyborach od 2006 roku, z wyjątkiem 2012 roku, kiedy prezydent Barack Obama został wybrany ponownie. W grupie 28 proc. wyborów, którzy zaznaczyli, że ich priorytetem jest znalezienie kandydata, który mógłby przynieść potrzebne zmiany, Trump wygrał prawie 3 do 1. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie zaskakuje fakt, że partia, która zajmowała Biały Dom i Senat, została odsunięta od władzy. Ale pośród całego bratobójczego wytykania palcami tego, co Harris i jej sztab mogli lub powinni byli zrobić inaczej - a te pytania są uzasadnione - ważnym jest, aby pamiętać, jak bardzo te podstawowe czynniki wpływają na wynik wyborów. Jeśli do wyborów połówkowych, które odbędą się za dwa lata, Trump nie spełni swoich szerokich obietnic kampanijnych, jeśli gospodarka się załamie, jeśli Partia Republikańska Trumpa - która bynajmniej nie ma przytłaczającej siły w Kongresie - okaże się niezdolna do skutecznego rządzenia, to demokraci znów mogą znaleźć się na fali wznoszącej. Jeśli historię można uznać za przewodnika, co w erze Trumpa nie zawsze jest bezpiecznym założeniem, demokraci prawdopodobnie zdobędą władzę w Kongresie w 2026 roku. Porażka demokratów. Straty wśród wyborców bez wyższego wykształcenia Jednak poza klimatem, który obciążył Harris, zeszłotygodniowe wybory uwypukliły również inne wyzwania, z którymi demokraci muszą się zmierzyć, aby odzyskać władzę. Trump przyspieszył przegrupowywanie się amerykańskiego elektoratu w oparciu o wykształcenie, które od czasu jego pierwszej kampanii w 2016 r. stało się najważniejszą linią politycznego podziału. W 2024 roku okazało się, że jest ona nawet bardziej znacząca niż różnica płci, która - choć przyciągnęła ogromną uwagę - okazała się nie mieć większego wpływu od innych wskaźników. Koledzy z "The Washington Post" zaoferowali wgląd w tę kwestię w artykule analizującym elektorat, dzięki któremu Trump ponownie znalazł się w Białym Domu. Wniosek: wyborcy Trumpa w 2024 r. byli bardziej zróżnicowani, młodsi i częściej pochodzący z klasy robotniczej niż osoby, które głosowały na niego wcześniej. Wyborcy bez wyższego wykształcenia poparli Trumpa z różnicą 14 pkt proc. - to najlepszy wynik w tej grupie wśród wszystkich republikańskich kandydatów od 1984 roku. Wówczas to Ronald Reagan wygrał wybory z przewagą 19 pkt proc. wśród wspominanej części wyborców i odniósł miażdżące zwycięstwo, zdobywając 59 proc. głosów powszechnych i przewagę w 49 stanach. I choć Trumpowi udało się przyciągnąć wyborców z klasy robotniczej, to jego odsetek głosów powszechnych wynosi obecnie około 51 proc. Wybory prezydenckie w USA. Komu Trump zawdzięcza zwycięstwo? Mimo że wyborcy Trumpa pozostają w przeważającej mierze osobami białymi, to jednym ze źródeł triumfu republikanina jest zmiana poparcia wśród Latynosów, zwłaszcza latynoskich mężczyzn. W skali kraju Trump zwyciężył w tej grupie w stosunku 54 do 44 proc. Jego poparcie wzrosło tutaj o 19 pkt proc. w porównaniu z 2020 r. W Teksasie i na Florydzie zdobył 64 proc. głosów wśród Latynosów. Wydaje się więc, że wyborcza walka będzie toczyć się o właśnie głosy Latynosów. To ogromna zmiana, której demokraci nie mogą zlekceważyć. Świadczy to również o większym spadku poparcia wśród wyborców z klasy robotniczej w ogóle. Partie polityczne nie są statycznymi instytucjami. Są organiczne, zdolne do adaptacji i reagowania na niepowodzenia. Wymaga to jednak nie toczenia wewnętrznych gier, obwiniania się, szukania kozłów ofiarnych lub krytykowania tych, którzy głosują inaczej, ale trzeźwej analizy, solidnego planu na przyszłość oraz lidera, który może przekuć to wszystko w zwycięską kampanię. Wyborcza lekcja dla demokratów. Spadek poparcia w klasie robotniczej Najbardziej skuteczni kandydaci na prezydenta to często ci, którzy potrafią zdefiniować lub zredefiniować swoją partię, tak jak zrobili to Trump i Obama, a nie ci, których definiuje partia. Harris późno weszła w cykl wyborczy. A ponieważ podczas kampanii w 2020 r. nie wypracowała sobie samodzielnej tożsamości, została zdefiniowana przez swoją partię i to w czasie, gdy panowało niezadowolenie z jej przywództwa. Pod pewnymi względami demokraci mieli już do czynienia z gorszymi momentami. Republikanie odnieśli trzy ogromne zwycięstwa prezydenckie w 1980, 1984 i 1988 roku, zdobywając w sumie 1437 głosów elektorskich przy 173 dla demokratów. W 1992 r. wyborcy odwrócili się od urzędującego republikańskiego prezydenta George'a H.W. Busha i przekazali pałeczkę demokracie Billowi Clintonowi. I tak do 1996 roku Clinton zdobywał uznanie wyborców bez wyższego wykształcenia z przewagą 14 pkt. proc. - było to niemal całkowite przejęcie siły Reagana sprzed 12 lat. Clinton wpisywał się w szerszy ruch mający na celu ocenę problemów partii, połączonej ze szczegółowymi badaniami przeprowadzonymi przez ankietera Stanleya Greenberga. Sprawdzano wówczas, z czego wynika odpływ wyborców z klasy robotniczej w hrabstwie Macomb w stanie Michigan. Za większość rozwiązań i testów odpowiadała centrowa grupa znana jako Rada Przywództwa Demokratycznego. USA. Jaka zmiana czeka Partię Demokratyczną? To Clintonowi pozostawiono jednak dokonanie syntezy tych działań w postaci przekonującego pakietu. Miał on na celu zmniejszenie znaczenia głównych słabości partii - nie zaprzeczając im jednak "hurtowo" - oraz znalezienie nowych rozwiązań zmieniających wizerunek partii w sposób, który przyciągnąłby wyborców z powrotem. Straty, jakie ponieśli w wyborczy wtorek demokraci, nie były tak dotkliwe, jak podczas zwycięstwa republikanów w latach 80. Harris przegrała w Wisconsin o mniej niż 1 pkt proc., w Michigan o mniej niż 2 pkt, a w Pensylwanii o 3 pkt. Większość Trumpa w Kolegium Elektorskim - po sobotnich prognozach, według których miał wygrać w Arizonie - wynosi 312 głosów. To mniej niż uzyskał Obama, zarówno w 2008, jak i 2012 roku. Nie oznacza to jednak, że problemy demokratów nie są poważne. W czasach, w których istnieje niewiele "swing states", a większość z nich jest albo jednolicie niebieska, albo solidnie czerwona, zdobycie wyborców z klasy robotniczej - czy to białych we wspomnianych trzech północnych stanach, czy Latynosów na południowym zachodzie - ma kluczowe znaczenie. W tym samym czasie demokraci muszą zaktywizować również czarnoskórych wyborców w miastach, a także elektorat z przedmieść. Na prawo czy na lewo? "Kamala jest dla nich" Obecnie pojawiają się konkurencyjne pomysły na to, co partia powinna zrobić, aby odzyskać więcej wyborców z klasy robotniczej. Dla niektórych na lewicy - z senatorem Berniem Sandersem na czele - oznacza to bardziej zdecydowany i populistyczny program gospodarczy. I choć Sanders przegrał prawyborczą walkę z Bidenem w 2020 r., progresywne skrzydło partii nadal pozostaje silne. Dla niektórych oznacza to jednak jeszcze większe przywiązanie do polityki centrolewicy. Tymczasem wielu wyborców oceniło Harris jako zbyt lewicową, jak na ich gust. Trump i jego sztab skupili się natomiast na imigracji. Kłamali o tym, że haitańscy imigranci jedzą zwierzęta domowe w Springfield w stanie Ohio. Demokraci, co zrozumiałe, byli oburzeni. Nie docenili jednak szerszych obaw wyborców związanych z gwałtownym wzrostem liczby imigrantów przybywających nielegalnie do ich kraju. A kiedy republikańscy gubernatorzy wysłali autobusy pełne migrantów do północnych miast, demokratyczni urzędnicy musieli błagać Biały Dom o pomoc w radzeniu sobie z tym obciążeniem. W kampanii Trumpa wykorzystano również poparcie demokratów dla polityki tożsamości, a w szczególności dla praw osób transpłciowych, czego przykładem stał się telewizyjny spot atakujący Harris za poparcie dla afirmującej płeć opieki nad więźniami, opłacanej z pieniędzy podatników. Slogan w reklamie głosił: "Kamala jest dla nich. Prezydent Trump jest dla was" (ang. "Kamala Harris is for they/them, and Donald Trump is for us" - red.). Demokraci nie mogą pozwolić sobie na to, by zbyt wielu wyborców oceniało ich jako za bardzo "przebudzonych" (ang. woke) - aby uniknąć tego rodzaju ataków. Partia Demokratyczna. Czas na słuchanie, autorefleksję i zmiany Zainicjowana przez Clintona frakcja Nowych Demokratów należy już do przeszłości. Część pomysłów z tamtej epoki zostało odrzuconych, zwłaszcza niektóre z surowych środków do walki z przestępczością, które doprowadziły do masowych zatrzymań czarnych mężczyzn. To, co działało wtedy, już nie jest receptą na teraźniejszość. Kraj się zmienił, zmieniła się też Partia Demokratyczna. Bardziej niż kiedykolwiek skoncentrowała się w dużych ośrodkach miejskich, straciła kontakt ze zbyt wielką liczbą wyborców z obszarów wiejskich. Jej elektorat jest też bardziej zróżnicowany, a zatem trudniejszy do zjednoczenia. Utraciła część swojej tożsamości ekonomicznej, a na znaczeniu zyskała polityka tożsamości innego rodzaju. To, o czym należy jednak pamiętać, gdy demokraci rozpoczynają okres autorefleksji, to fakt, że to, co miało miejsce wiele lat temu, było ćwiczeniem intelektualnym z politycznym celem. Produkt tego ćwiczenia również nie od razu cieszył się akceptacją. Clinton musiał go wpierw sformułować, a następnie przetestować w świecie prawdziwej polityki - przeciwko wewnątrzpartyjnej opozycji, wobec konkurencyjnych strategii, zanim mógł go wprowadzić w życie na poziomie krajowym. Zbyt często w takich momentach partie polityczne szukają łatwego rozwiązania - nowego przesłania lub charyzmatycznego posłańca. Są one konieczne, ale niewystarczające. Problemy, przed którymi stoją obecnie demokraci, są skomplikowane i ciągną się od lat. Pierwszym krokiem do ich rozwiązania jest słuchanie - zrozumienie, dlaczego tak wiele osób było gotowych zagłosować na Trumpa, a nawet chciało to zrobić, biorąc pod uwagę jego oczywiste wady. Następnie na tej nauce będą musieli zbudować swoją przyszłość. Dopiero wtedy będą mogli zacząć odzyskiwać zaufanie niezbędne do konkurowania w miejscach, w których zostali prześcignięci. ---- Artykuł przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: Dan Balz Tłumaczenie: Nina Nowakowska Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji. Więcej tekstów "The Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.