Storror to grupa brytyjskich śmiałków, którzy trenują parkour oraz eksplorują niecodzienne i opuszczone miejsca w różnych częściach świata. Swoje wyprawy nagrywają specjalnymi kamerami i publikują je w mediach społecznościowych. W zeszłym tygodniu amatorzy mocnych wrażeń zdecydowali się odwiedzić Gdynię, a dokładniej ruiny poniemieckiej torpedowni w Babich Dołach, gdzie testowano morskie pociski. Gdynia: Przerdzewiała kładka zarwała się pod zwiedzającym ruiny torpedowni Historyczny obiekt znajduje się około 300 metrów od brzegu, dlatego parkourowcy dostali się tam za pomocą pontonu. Gdy tylko dotarli na miejsce, wdrapali się na konstrukcję i zaczęli tzw. urban exploring, znany także jako urbex. Metalowa i przerdzewiała kładka od razu wpadła w oczy mężczyznom, którzy przejście po niej obrali sobie za jeden z celów podczas zwiedzenia torpedowni. Wcześniej jednak postanowili przejść cały obiekt, a także wdrapać się na szczyt zrujnowanej wieży. Śmiałkowie uznali ostatecznie, że wejście na samą górę konstrukcji jest zbyt niebezpieczne, dlatego zrezygnowali ze wspinaczki. Nie odpuścili jednak dalszego spaceru po niestabilnych i wątłych ścianach, przez co jeden z mężczyzn wpadł do wody. Wreszcie dotarli do metalowej, przerdzewiałej i chwiejnej kładki. Upadek mógł zakończyć się tragicznie. "Nie cierpię takich sytuacji" Na początku po chyboczącej się przeprawie przeszło się dwóch parkourowców. Gdy ich spacer powiódł się, chętnych nie brakowało. Mrożąca krew w żyłach sytuacja miała miejsce podczas trzeciej przechadzki. Na nagraniu widać, że w pewnym momencie mężczyzna ustał na jednej z dwóch części kładki - chwilę po zmianie pozycji kładka nagle zarwała się, a przestraszony ochotnik złapał się w ostatnim momencie drugiego elementu. Następnie wdrapał się i zdołał przejść na bardziej stabilne części ruin. Upadek mógłby skończyć się tragicznie, ponieważ tuż pod mężczyzną znajdował się betonowy element. Ostatecznie skończyło się jednak na zadrapaniach prawej ręki i prawego uda. - Teraz już nie jest tak źle, ale mam dziwny ból w okolicach pachy - powiedział na materiale zamieszczonym w mediach społecznościowych. Dodał również, że w ułamku sekundy instynktownie podjął decyzję, by nie rzucać się do wody, a utrzymać na konstrukcji. - Nie cierpię, kiedy ludzie oglądają takie sytuacje i mówią, co i kto powinien zrobić. Tak, jakby w tym momencie mózg dawał im czas na wybór: A czy B. Tak nie jest - skwitował. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!