Chodzi o sprawę znanego w mieście lekarza Stanisława G., w przeszłości kierownika kliniki chirurgii naczyń i transplantacji Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Prokuratura Okręgowa w Olsztynie oskarżyła go, że w latach 1997-2000 przyjął czterokrotnie pieniądze od pacjentów lub ich rodzin. Miało to być od 350 do 3,5 tys. zł. Lekarz miał żądać pieniędzy od pacjentów i ich rodzin za przyjmowanie oraz szybsze leczenie w szpitalu. Dowodami obciążającymi były zeznania rzekomych pacjentów, którzy po dziesięciu latach poinformowali o tym prokuraturę. Sąd Rejonowy w Białymstoku w grudniu uniewinnił jednak lekarza, ale wyrok zaskarżyła prokuratura, która domagała się jego uchylenia i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania. Sąd Okręgowy w Białymstoku rzeczywiście wydał we wtorek takie orzeczenie. W jego ocenie bowiem, sąd pierwszej instancji nie rozstrzygnął, czy lekarz nie wziął łapówek i dlatego został uniewinniony, czy może jednak przyjął pieniądze, ale jego czyn "nie zawierał znamion czynu zabronionego". Jak mówiła sędzia Beata Wołosik, z uzasadnienia sądu rejonowego wynika, że wziął pod uwagę jedynie zeznania czterech świadków oskarżenia, które uznał za "nie dające podstaw do tego, by przyjąć winę oskarżonego", ale nie uzasadnił, co ustalił w zakresie faktów. Sędzia zwróciła też uwagę, że oskarżony lekarz nie przyznał się w swoich wyjaśnieniach do przyjmowania łapówek. Mówił jednak, że brał pieniądze od niektórych pacjentów, ale wkładał je do specjalnych kopert, które opisywał nazwiskami pacjentów. Pacjenci mieli potem dostawać leki finansowane z tych pieniędzy. Wołosik powiedziała, że sąd rejonowy jednak nie zbadał, czy te wyjaśnienia są prawdziwe, a "bezkrytycznie" przyjął, że tak jest w sytuacji, gdy są świadkowie, którzy takiego obrotu jednym z leków na oddziale nie potwierdzali. Dlatego - w ocenie sądu odwoławczego - należy szczegółowo sprawdzić wiarygodność tych wyjaśnień. Sędzia zaznaczyła, że sąd okręgowy nie przesądza, jaki wyrok powinien w tej sprawie zapaść.