W Bieszczadach szwankuje promocja, a restauratorzy i właściciele pensjonatów nie współpracują z biurami podróży. Wycieczek w Bieszczady prawie nikt nie organizuje - piszą podkarpackie "Nowiny". W lutym trudno uświadczyć gości w Polańczyku i Solinie. Pustkami świeci stolica bieszczadzkiego narciarstwa - Ustrzyki Dolne. "Wydawało się, że jak będzie piękna zima, nie opędzimy się od gości" - żali się Barbara Zawada. Tymczasem w odremontowanym hotelu "Strwiąż" jest pełno wolnych pokoi. Alicja Klecan od 3 lat pracuje w warszawskim biurze podróży. Zajmuje się organizowaniem wycieczek dla turystów z Zachodu: "Jeszcze nie spotkałam grupy, która życzyłaby sobie odwiedzić Bieszczady. Skoro nie ma zapotrzebowania, to nie organizujemy takich wyjazdów" - mówi. "Bieszczady i całe Podkarpacie to potencjał turystyczny, który nie ma sobie równego w całym kraju" - uważa Barbara Tekieli, rzecznik Polskiej Izby Turystycznej. Co z tego, że w ub. r. powstały nowe, ciekawe szlaki, w górach są piękne trakty konne i rowerowe, a wspaniałe atrakcje turystyczne po drodze, skoro ludzie spoza regionu o tym nie wiedzą. Zdaniem Tekieli, brakuje współpracy pomiędzy właścicielami pensjonatów i hoteli, restauratorami i biurami podróży, które praktycznie nie organizują wycieczek w Bieszczady. Kulejąca promocja to nie jedyny powód, że narciarze chętniej odwiedzają modne kurorty daleko od Podkarpacia. Wciąż wiele do życzenia pozostawia stan ubikacji i łazienek przy wielu wyciągach w regionie. "Jest coraz lepiej, ale do standardów, jakie panują w Krynicy czy Zakopanem jest nam bardzo daleko" - ocenia Alicja Szczudło z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej w Rzeszowie. Trudno jednaK być potęgą turystyczną, gdy oferuje się gościom 8 stałych szaletów publicznych. Tyle jest w sumie w powiecie bieszczadzkim i leskim. W dodatku każda kontrola tych ubikacji przez inspektorów sanepidu kończy się mandatami za uchybienia...