Najpierw do rowu wpadł pijany woźnica. Potem kierowca z siedmioma promilami

Oprac.: Paweł Basiak
Seria pijanych kierowców na podkarpackich drogach. Najpierw policjanci interweniowali w sprawie pijanego woźnicy, który spadł z wozu i wpadł do przydrożnego rowu. Zaledwie dwie godziny później swoją przygodę w rowie w Rakaszewie zakończył kierowca opla. 63-latek wysiadł, położył się obok samochodu i zasnął. Miał siedem promili alkoholu we krwi.

Do pierwszej interwencji doszło w czwartek po godz. 13 w Kosinie.
"Ze zgłoszenia wynikało, że woźnica spadł z wozu i leży w przydrożnym rowie. Na miejscu policjanci zastali zespół pogotowia ratunkowego, który udzielał pomocy mężczyźnie" - czytamy w komunikacie Policji Podkarpackiej.
Szybko okazało się, że 53-latek jest pijany. Badanie stanu trzeźwości wykazało dwa promile alkoholu w organizmie.
Bardziej racjonalny od samego woźnicy okazał się jego koń. Zwierzę samo wróciło do gospodarstwa.
Wysiadł z auta i zasnął. Siedem promili we krwi
Dwie godziny później policjanci otrzymali kolejne zgłoszenie o pijanym kierowcy, który w Rakszawie wjechał do przydrożnego rowu. Kierujący oplem miał następnie wysiąść z samochodu i... zasnąć obok auta.
"Na miejscu, przy samochodzie, policjanci zastali śpiącego mężczyznę. Okazał się nim 63-letni mieszkaniec gminy Rakszawa. W związku ze stanem upojenia alkoholowego mężczyzna trafił do szpitala. Tam badanie krwi wykazało u niego siedem promili alkoholu" - czytamy w komunikacie
63-letni kierowca nie miał prawa jazdy i był objęty sądowym zakazem prowadzenia pojazdów mechanicznych. Jego opel nie posiadał aktualnych badań technicznych.
"Wobec nietrzeźwego woźnicy policjanci wszczęli postępowanie wyjaśniające w sprawie o wykroczenie. Pijany kierowca opla odpowie natomiast za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości oraz złamanie sądowego zakazu" - informuje policja.