Kina w Wietnamie otrzymały zakaz pokazywania amerykańskiego filmu "Barbie" opowiadającego nową wersję przygód słynnej lalki - poinformowała ściśle powiązana z władzami w Hanoi gazeta "Tuổi Trẻ". Komedia miała trafić na ekrany 21 lipca, lecz wątpliwości cenzorów wzbudziła pojawiająca się w jednej ze scen mapa z zaznaczoną na niej tzw. "linią dziewięciu kresek". To linia, za pomocą której rząd w Pekinie wyznacza granice swoich pretensji do niemal całego Morza Południowochińskiego. "Krowi język" w filmie o Barbie przypomina o krwawej walce Dla Wietnamu, który historycznie miał z Chinami trudne relacje, to nie do przyjęcia. Przerywaną linię określa się tam mianem "krowiego języka", a pojawienie się jej w filmie jest kłopotliwe, bo przywodzi na myśl nie tylko obecne chińskie roszczenia, ale także dawną agresję wielkiego sąsiada. W 1974 roku Państwo Środka siłą odebrało Wietnamowi archipelag Wysp Paracelskich. Czternaście lat później kraje stoczyły zakończoną chińskim zwycięstwem potyczkę o jedną z raf w archipelagu Spratlejów. W walkach zginęło kilkudziesięciu żołnierzy i zatopione zostały wietnamskie okręty transportowe. Hanoi nigdy nie zrezygnowało jednak ani ze swojego tytułu do wysp, ani innych obszarów spornego akwenu. Na wszelkie materiały sugerujące, jakoby Morze Południowochińskie należało wyłącznie do Chin, krytycznie patrzą także inne kraje regionu, w tym Filipiny i Malezja. Mapy Azji w chińskim wydaniu Wszystkie mierzą się z problemem powtarzających się chińskich wtargnięć do swoich międzynarodowo uznanych wyłącznych stref ekonomicznych i prześladowaniem rybaków przez chińską straż przybrzeżną. Wszystkie też już wcześniej cenzurowały filmy i seriale, w których mapy Azji były prezentowane w chińskim wydaniu. W 2019 roku z ekranów w blisko stumilionowych Filipinach i Wietnamie zdjęto z tego powodu animację "O Yeti!" ("Abominable"), z której sąsiednia Malezja nakazała wycięcie budzącej wątpliwości sceny. Dwa lata później platforma Netflix została poproszona o usunięcie ze swojej wietnamskiej i filipińskiej oferty dwóch odcinków australijskiego serialu szpiegowskiego "Pine Gap", gdzie widoczna była podobna mapa. W ubiegłym roku zakaz dotknął z kolei przygodowego filmu akcji "Uncharted". Filipińskie ministerstwo spraw zagranicznych stwierdziło, że pokazane tam sceny były "rozbieżne z interesem narodowym". Senator: To wytwór chińskiej wyobraźni "Barbie" otworzyła na Filipinach kolejny rozdział debaty o integralności terytorialnej. Miejscowy regulator kina i telewizji poinformował, że przeanalizował budzący wątpliwości materiał, ale nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, czy dopuścić komedię do dystrybucji. Do dyskusji dołączyli internauci i parlamentarzyści. Opozycyjna senatorka Risa Hontiveros nazwała "linię dziewięciu kresek" wymysłem i fikcyjnym tworem chińskiej wyobraźni. Jak dodała, przed projekcją "Barbie" kina powinny wyświetlać informację na ten temat. Czytaj też w serwisie INTERIA FILM: "Barbie": Jedna ze scen wywołała burzę w sieci. Nie do wiary, o co poszło Robin Padilla, szef parlamentarnego komitetu ds. informacji publicznej i mass mediów, a dawniej aktor i reżyser, wezwał z kolei do usunięcia z filmu sceny niezgodnej z filipińskim interesem. Jedna z influencerek napisała na Twitterze, że producenci okazali jej krajowi brak szacunku i zasugerowała, że nawet jeśli film jest dobry, to nie powinien pokazywać kontrowersyjnej linii na mapie. Z zamieszania wokół kinowej produkcji skorzystały organizacje reprezentujące rybaków. Szef jednej ze zrzeszających ich organizacji Fernando Hicap wezwał władze i prezydenta, by zamiast skupiać się na niemającej związku z rzeczywistością kinowej historii bronili interesów kraju na Morzu Zachodniofilipińskim, jak mieszkańcy archipelagu nazywają swoją część spornych wód. "Jako filipińscy rybacy nie poświęcimy ani minuty na analizowanie detali fikcyjnego filmu. Jesteśmy zbyt zajęci prowadzeniem rozmów i ochroną naszych łowisk" - napisał w oświadczeniu Hicap. Spór o Morze Południowochińskie Władze w Pekinie od dziesięcioleci roszczą sobie historyczne prawa do niemal całego obszaru Morza Południowochińskiego. Przez strategiczne wody odbywa się tranzyt większości chińskich towarów, istnieją tam także bogate łowiska oraz złoża surowców. Żaden inny kraj nie uznaje żądań Państwa Środka, ponieważ obejmują one wyłączne strefy ekonomiczne, które zgodnie z prawem międzynarodowym należą do sąsiadów: Filipin, Wietnamu, Malezji, Brunei oraz Indonezji. W 2016 roku Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze obalił roszczenia Chin wobec Filipin. Trybunał - powołując się na Konwencję Narodów Zjednoczonych o prawie morza (UNCLOS) - orzekł, że brak dowodów, by Chińczycy kiedykolwiek sprawowali wyłączną kontrolę nad tymi wodami, nie ma więc podstaw do powoływania się przez Pekin na historyczne prawa. Na strategicznym akwenie stale dochodzi jednak do incydentów z udziałem kutrów rybackich, okrętów straży przybrzeżnej i statków badawczych należących do Chin oraz sąsiednich krajów. Chińskie jednostki widywano w odległości przeszło 1800 kilometrów od macierzystych wybrzeży, w pobliżu indonezyjskich Wysp Natuna. Władze w Dżakarcie, które same nie uznają się za stronę sporu, kilkakrotnie stawiały z tego powodu swoje wojsko w stan gotowości. W mijającym tygodniu Filipiny po raz kolejny oskarżyły chińską straż przybrzeżną o wykonywanie niebezpiecznych manewrów w bezpośrednim sąsiedztwie swoich łodzi patrolowych. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!