Do zdarzenia doszło w sobotę 14 stycznia po południu. Ratownik medyczny Bartłomiej Zając wyruszył z pomocą do poszkodowanego narciarza na stoku w miejscowości Suche koło Zakopanego. - Byłem wtedy w dyżurce na szczycie stoku, aby dotrzeć do narciarza z urazem musiałem więc zjechać na dół do karczmy - tłumaczył mężczyzna w rozmowie z TVN24. Kiedy był już na miejscu, odpiął narty i zajął się poszkodowanym, który znajdował się w środku budynku. Po zakończonej akcji wyszedł na zewnątrz i zorientował się, że jego narty zniknęły. Mężczyzna przyznał, że przez jakiś czas uznawał to za pomyłkę - ktoś przez przypadek zabrał nie swój sprzęt, ale to zauważy i go zwróci. Niestety, tak się nie stało. Suche: Udzielał pomocy, w tym czasie ktoś ukradł mu narty Narty nie wróciły do właściciela, więc ten postanowił zgłosić to na policję. Co więcej, w mediach społecznościowych udostępniono zdjęcia nart, które skradziono. "To narty skiturowe Blizzard Zero G 85 LTD w długości 178cm z wiązaniami Marker Alpinist" - czytamy w zamieszczonym poście. We wpisie poproszono o kontakt i informację, gdyby ktoś napotkał takie narty. Sprzęt ratownika medycznego, który pracuje na stokach narciarskich jest bardzo ważny, ponieważ codziennie zdarzają się interwencje. - Traktuję te narty jak karetkę - podkreślił w rozmowie z TVN24. Dodał, że nadal może wykonywać swoje obowiązki, bo ma zapasowe pary, jednak skradzione narty były "limitowaną edycją". Bartłomiej Zając zaznaczył, że na Podhalu do podobnych zdarzeń dochodzi nawet kilkadziesiąt razy dziennie. - Jest to sposób na łatwy zarobek - zaznaczył ratownik. Czy stoki narciarskie są dostatecznie monitorowane? Skomentuj artykuł na Facebooku!