O tym, że na polskim rynku mają się pojawić kolorowe tubki z alkoholem, media informowały już w połowie lipca. Kiedy trafiły na sklepowe półki wybuchł skandal. Tubki marki Voodoo Monkey przypominają popularne musy owocowe dla dzieci. Ostatecznie firma zdecydowała się wycofać kontrowersyjny produkt ze sprzedaży. "Pije alkohole, na które pana nie stać" - To nam pokazało, że dla części przedsiębiorców społeczna odpowiedzialność biznesu nie istnieje. Jednak paradoksalnie może te alkotubki staną się takim powodem do poważnej dyskusji o problemie alkoholowym, z jakim mamy do czynienia w Polsce - mówi dyrektor Nawrot. - Liczę, że nie będzie to słomiany zapał i rząd wprowadzi kompleksowe zmiany. W ostatnich latach w tej kwestii niewiele się działo. A przecież alkoholizm nie ma barw politycznych, społecznych, wyznaniowych. Może dotknąć każdego z nas - ocenia. I opowiada historię jednego z tzw. klientów, który trafił do zarządzanej przez niego izby wytrzeźwień. - Powiedział do mnie: panie dyrektorze, ja pije takie alkohole, na jakie pana nie stać. Odpowiedziałem mu, że gwarantuje, że tutaj przed nim byli profesorowie, prokuratorzy, biznesmeni, którzy mieli podobne problemy. Tracili rodziny, firmy, kariery. - Rok temu mieliśmy pana, który miał 4,5 promila alkoholu we krwi. To jest dawka śmiertelna, a on stał przy ladzie i kłócił się z nami, że jest trzeźwy - dodaje dyrektor. Podkreśla jednak, że nie jest to rekord izby. Ten wynosi ponad 6 promili alkoholu we krwi. - Pan pił kilka dni. Kiedy do nas trafił, trzeźwiał prawie całą dobę. Kobiety piją coraz więcej Dyrektor zauważa także, że w ostatnim czasie wśród osób, które się do nich zgłaszają, jest coraz więcej kobiet. - Zarówno wśród przywożonych do izby, jak i wśród tych którzy zgłaszają się na leczenie. Dodatkowo nasze doświadczenie jest takie, że jak już policja czy straż miejska przywozi na izbę kobietę, to zachowuje się ona bardziej agresywnie, niż mężczyzna - opowiada dyrektor. - Po takiej nocy spędzonej w izbie jedna pani odbierała swoje rzeczy z depozytu. I mówi, że to nie są jej buty. Odpowiadamy, że w takich przyjechała. Ona, że przecież to są męskie buty. No, ale w takich przyjechała. Okazało się, że była na imprezie u sąsiada - mówi dyrektor Nawrot. - Jakiś czas potem dostaliśmy wiadomość, że ta lekcja była dla tej pani otrzeźwieniem - dodaje. Opowiada także, dlaczego tzw. małpki są małe i płaskie. - Bo łatwo je schować w torebce. Kiedyś zrobiono badania, kto najczęściej je kupuje. Wyszło, że budowlańcy i kobiety. Milion dziennie się ich sprzedaje. A przecież to nie jest alkohol, który postawimy na stole podczas imienin, tylko do szybkiego wypicia. - Z alkoholizmem to nie jest tak, jak z grypą, którą jesteśmy się w stanie zarazić w jeden dzień. Czasem ten proces trwa latami. Jednak są sygnały ostrzegawcze. Jeśli wracamy po pracy i musimy wypić piwo czy wino, to już warto się zastanowić nad sobą - ocenia dyrektor. Prohibicja i zmiana przepisów Dyrektor Nawrot przyznaje, że zmiana przepisów jest konieczna. - My pracujemy na przepisach opracowanych ponad 40 lat temu, najwyższa pora dopasować je do obecnych realiów. Liczę, że zamieszanie z alkotubkami będzie początkiem merytorycznej dyskusji o problemach alkoholowych - mówi. Jednym z mechanizmów, które mogą pomóc w walce z alkoholizmem jest nocna prohibicja wprowadzona w miastach. - Przykład Krakowa pokazuje, że to działa - ocenia. Pierwszego lipca minął rok, odkąd w Krakowie zaczęła obowiązywać nocna prohibicja. Tylko od lipca do grudnia 2023 r. policyjne interwencje w godzinach zakazu sprzedaży alkoholu spadły o 47 proc., a strażników miejskich o 28 proc. w porównaniu do analogicznego okresu 2022 r. Po wprowadzeniu zakazu sprzedaży alkoholu tylko w pierwszym półroczu liczba osób trafiająca na izbę wytrzeźwień spadła o 9,3 proc. Obecnie w Polsce około 200 gmin wprowadziło w różnych formach zakaz sprzedaży alkoholu. Wprowadzenia podobnego zakazu domagają się mieszkańcy Warszawy, którzy wyrazili taką wolę podczas konsultacji społecznych. Tymczasem w stolicy liczba koncesji z roku na rok rośnie, choć jeszcze dekadę temu koncepcja urzędników byłą zupełnie inna. W 2015 r. radni zagłosowali za zmniejszeniem liczby koncesji na sprzedaż alkoholu powyżej 4,5 proc. Zmniejszyli oni limit do 2950 pozwoleń. Docelowo liczba ta miała zmaleć to 2500. Obecnie takich punktów jest ponad 6 tys. Niektórzy przeciwnicy wprowadzenia nocnego zakazu argumentują, że wydawane koncesje dają miastu milionowy zarobek. Sprawdziliśmy - w 2024 r. warszawscy urzędnicy planują zarobić w ten sposób 72,5 mln zł. Szkopuł w tym, że te pieniądze nie zostaną przeznaczone na inwestycję czy poprawę miejskiej komunikacji, ale na walkę z alkoholem i narkomanią. Dokładnie 70,6 mln zł zostanie przeznaczone na program profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych. Na program w zakresie przeciwdziałania narkomani urzędnicy wydadzą 1,8 mln zł. Zakaz sprzedaży - Jestem też przeciwnikiem sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Często, szczególnie w mniejszych gminach jest tak, że w nocy taka stacja jest jedynym miejscem gdzie można kupić alkohol. A przecież kto pije alkohol w nocy? Ten kto jest niedopity albo wraca z imprezy. Raczej nikt się nie budzi w nocy i mówi, a pójdę się napić - mówi dyrektor. - Do niedawna mówiło się o całkowitym zakazie, takie były plany rządu. Teraz mówi się o nocnym zakazie. Czekamy na te zmiany. Tak samo jest z reklamą alkoholi. Niby jest zakaz, ale w przepisach jest z 20 wyjątków. A jaki jest cel reklamy? Żeby sprzedawać więcej - dodaje. Dyrektor zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię: cenę wódki. - Od lat pozostaje na podobnym poziomie i politycy nic z tym nie robią. Być może boją się, że potem część elektoratu będzie im to pamiętać przy urnach wyborczych - ocenia. Chcesz porozmawiać z autorami? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl; lukasz.szpyrka@firma.interia.pl