Tekst po raz pierwszy ukazał się 13 listopada 2022 roku. Przypominamy go w ramach cyklu "Najciekawsze 2022". Joanna Tomczak urodziła się w 1973 r. w Żaganiu. Była osobą nieśmiałą i skrytą, ale łączyły ją silne więzi rodzinne. Dziewczyna miała jedno marzenie: chciała otworzyć swój własny zakład krawiecki. To właśnie dlatego zdecydowała się iść do szkoły o profilu krawieckim. Kiedy w czerwcu 1991 r. zakończyła naukę, zdecydowała, że wyjedzie razem z rodzicami do ośrodka wypoczynkowego w Niesulicach. To wieś w województwie lubuskim położona w pobliżu Świebodzina, blisko 100 kilometrów od Żagania. Asia pracowała tam jako kelnerka. W ośrodku zatrudnieni byli także jej rodzice: mama była szefową kuchni, a tata recepcjonistą. Zobacz także: Andżelika przepadła bez śladu 25 lat temu. Pojawił się nowy trop 31 lipca do Niesulic przyjechał Roman, ówczesny chłopak Asi. Tego dnia dziewczyna miała swoją ostatnią zmianę. Po jej zakończeniu pożegnała się z bliskimi i razem z Romanem wsiedli w autobus, którym wrócili do Żagania. Dziewczyna po powrocie zamieszkała u swojej siostry Lilianny i jej męża. Miała u nich pomieszkiwać do początku września, bo właśnie wtedy rodzice dziewczyny planowali powrót. Asia od czasu do czasu zaglądała do rodzinnego domu, aby podlać kwiaty. 17 sierpnia 1991 r. dziewczyna szykowała się do wspólnego wyjścia ze znajomymi. Miały to być ostatnie beztroskie chwile wakacji. Młodzi mieli iść razem potańczyć na dyskotece pod chmurką. Kilka godzin później ślad po Asi zaginął. Impreza z przyjaciółmi Dziewczyna skończyła się malować, włożyła nowo zakupioną sukienkę i wyszła z mieszkania. Wcześniej ustaliła z siostrą, że wróci do niej o 23. Po wyjściu Asia spotkała się z Ewą i kilkoma kolegami. Najpierw poszli do restauracji coś zejść. Z powodu deszczu zdecydowali, że zamiast dyskoteki na świeżym powietrzu, urządzą sobie domówkę. Jednak zanim Asia dotarła na imprezę, odwiedziła Romana. Relacja między nimi była bardzo burzliwa. Mężczyźnie zdarzało się czasem śledzić Asię, być agresywnym i zazdrosnym o dziewczynę. Ta miała dość i dzień przed swoim zaginięciem - 16 sierpnia - postanowiła z nim zerwać. Jednak 17 sierpnia chciała mu przekazać ważną wiadomość. Powiedziała mu, że najprawdopodobniej jest z nim w ciąży. Choć dodała, że u lekarza jeszcze nie była. Roman, kiedy usłyszał tę wiadomość, wściekł się. Świadkiem tego była Ewa, która towarzyszyła wtedy Asi. Choć nie ma żadnych dowodów na to, że dziewczyna była w ciąży, to jej zachowanie świadczy o tym, że była o tym przekonana. Kiedy dotarła na domówkę, jako jedyna osoba nie piła. Znajomym mówiła, że w domu czekają na nią rodzice. Wiemy jednak, że w tym czasie przebywali w innym miejscu. Być może była to wygodna wymówka dla dziewczyny, aby się nie tłumaczyć, dlaczego nie pije alkoholu. Kiedy padło pytanie, chłopak zaczął płakać Impreza odbywała się u Tadeusza. Mężczyzna był kolegą Ewy. Wygląda na to, że Asia zamierzała dotrzymać słowa danego siostrze i z zabawy wyszła około 22:30. Towarzyszył jej Stanisław - to chłopak, który również był na domówce. Zaproponował Joasi, że ją odprowadzi. Asia do mieszkania swojej siostry jednak nie dotarła. Liliana razem z mężem o 5 rano zaczęli jej szukać. Poszli najpierw do domu Ewy. Przyjaciółka powiedziała, że niewiele pamięta, bo zeszłego wieczoru wypiła dużą ilość alkoholu i szybko zasnęła. Dodała, że na dyskotekę nie dotarły, ale wybrały się na domówkę do Tadeusza. Liliana pojechała z mężem pod wskazany adres. Niedaleko dostrzegli siedzącego chłopaka. Kobieta zapytała, czy zna Asię. Ten odpowiedział twierdząco. Po czym dodał, że zeszłej nocy odprowadził ją do domu. Liliana dostrzegła na twarzy chłopaka świeże zadrapanie i zapytała, co mu się stało. Ten rozpłakał się i wyjaśnił, że wywrócił się na rowerze. Siostra natychmiast zgłosiła zaginięcie na policję, ale funkcjonariusze je zbagatelizowali. Tymczasem do Żagania wrócili rodzice Asi, którzy po otwarciu drzwi mieszkania zastali przerażający widok. W pokoju ich córki rzeczy były porozrzucane. Wyglądało to tak, jakby ktoś się z kimś szamotał lub czegoś szukał. Z mieszkania nie zginęły żadne drogocenne przedmioty. Nie było też śladów włamania, a drzwi były zamknięte od zewnątrz. Kiedy rodzina Asi ponownie zgłosiła się na policję i opowiedziała o tym, co zastała w środku, funkcjonariusze zainteresowali się sprawą. Jednym z przesłuchanych był Stanisław. Ten, który miał powiedzieć siostrze Asi, że odprowadził dziewczynę do domu. Co ciekawe, chłopak później podczas przesłuchania odpowiedział, że Asię odprowadził do ulicy Lotników Alianckich (wówczas Iłowińskiej), czyli niecałe 500 metrów od miejsca imprezy. Później, z powodu deszczu, mieli zatrzymać się na chwilę pod drzewem, a Asia stwierdziła, że dalej pójdzie sama. Stanisław dodał w zeznaniu, że później wrócił na domówkę. Potwierdził to Tadeusz. Trzeba jednak w tym momencie dodać, że mężczyzna tamtego wieczoru wypił bardzo dużo alkoholu. "Myśli pan, że ja ją zabiłem?" Zastanawiający jest jeszcze jeden fakt. Przed weekendem Stanisław pożyczył od swojego szefa samochód. Kiedy oddawał go w poniedziałek, 19 sierpnia, a więc kilkanaście godzin po zaginięciu dziewczyny, auto było uszkodzone i brudne, a w bagażniku znajdować się miały ślady ziemi. Szef podejrzewał, że jego pracownik jeździł autem po lesie. Inaczej nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego samochód jest w takim stanie. Dodatkowo mężczyzna zapytał, pół żartem, swojego pracownika, co zrobił Asi. Chłopak odpowiedział: myśli pan, że ja ją zabiłem? To o tyle zaskakująca odpowiedź, ponieważ w tamtym czasie nikt nie mówił o zabójstwie Asi, a jedynie o tym, że kobieta zaginęła kilkanaście godzin wcześniej. Jakiś czas przed zaginięciem Joanna nawiązała znajomość z Piotrem, zawodowym żołnierzem, który służył w jednostce w Żaganiu. Napisał on także list do Asi, który przeczytali rodzice. Było w nim napisane, że dziewczyna ma u niego dług i musi go spłacić. O jaki dług chodziło, tego nie wiadomo. Żołnierza udało się namierzyć, ponieważ list był podpisany z imienia i nazwiska. Piotr został przesłuchany, ale wyparł się znajomości, twierdząc, że nigdy jej nie spotkał. W kręgu zainteresowania śledczych znalazł się również Roman, były chłopak dziewczyny. "Zginęła ci jedna córka, zginie i druga" We wrześniu 1992 r. grzybiarze w lesie w pobliżu Mielna, ok. 30 kilometrów od Żagania, natknęli się na wystające z ziemi ludzkie szczątki. Policjanci byli przekonani, że znalezione zwłoki należą do Asi. Rodzice odmówili przyjazdu do prosektorium i identyfikacji. Wcześniej już kilkukrotnie policjanci okazywali im ciała innych dziewczyn, sądząc, że to może być Asia. Ciało pochowano jako niezidentyfikowane zwłoki. Sekcja wykonana przed pogrzebem ujawniła, że dziewczyna miała złamaną kość gnykową, co może sugerować, że przyczyną jej śmierci było uduszenie. Po latach rodzina zaginionej uznała, że warto byłoby jednak upewnić się, czy dziewczyna znaleziona w leśnym grobie nie jest ich córką. Dokonano ekshumacji, a badania DNA potwierdziły, że zwłoki należą do Asi. Sprawa była szeroko opisywana przez lokalne media. Jakiś czas po tym, jak potwierdzono tożsamość zakopanego ciała, do rodziców Asi zadzwonił mężczyzna. Głos w słuchawce powiedział: "zginęła ci jedna córka, zginie i druga". Ustalono, że telefon wykonano z budki telefonicznej spoza województwa lubuskiego. Kto dzwonił, nie wiadomo. Do innej sytuacji doszło z kolei na przystanku autobusowym. Do Liliany, siostry Asi i ich taty podszedł znajomy. Twierdzi, że w noc zaginięcia dziewczyny widział, jak dwóch mężczyzn wynosi Asię z mieszkania. Siostra dziewczyny zapytała, dlaczego tyle lat milczał. Odpowiedział, że zakazano mu zeznawać i musiał wyjechać z Żagania. Archiwum X na tropie - Przeprowadzony proces wykrywczy, przesłuchania świadków, oględziny miejsc prowadzonych czynności, analiza zebranego materiału dowodowego, odtworzenie ostatnich dni życia 18-latki, zaangażowanie biegłych z dziedziny grafologii, antropologii, daktyloskopii, traseologii i szereg innych czynności operacyjno-procesowych doprowadziły do zatrzymania potencjalnych sprawców tej zbrodni. Łącznie do sprawy zatrzymano cztery osoby. Niestety zgromadzony materiał dowodowy nie był na tyle wystarczający, aby którąkolwiek z tych osób postawić w stan oskarżenia - mówi podinspektor Marcin Maludy, rzecznik prasowy lubuskiej policji. Sprawę ostatecznie umorzono w lipcu 1994 roku. Obecnie zajmują się nią policjanci z lubuskiego Archiwum X. - Z upływem lat unowocześniają się metody wykrywcze. To w połączeniu z wiedzą i doświadczeniem najlepszych policjantów kierowanych do takich zadań sprawia, że sprawcy zbrodni sprzed kilkudziesięciu nawet lat nie mogą spać spokojnie. Liczymy, że lubuskie Archiwum X doprowadzi zabójcę Joanny Tomczak przez wymiar sprawiedliwości. A historia lubuskich policjantów z tej komórki już pokazywała, że jest to możliwe - konkluduje podinspektor Maludy. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl