Sąsiedzi rodziny tragicznie zmarłego Roberta mówią wprost - było zimno, ale nie na tyle, żeby wychodzić na lód. 16-latek pomimo tego zaryzykował. Chodził w to miejsce często, jest ono bowiem oddalone od jego domu o jakieś 500 metrów w linii prostej, trzeba się natomiast przedrzeć przez zarośla. W Bochotnicy od kilku dni panowała prawdziwa zima. "Prawdziwa", czyli minus sześć do minus ośmiu stopni w nocy i około zera w dzień. - Oni chodzili tam często wędkować, ale to było jesienią, wiosną, kiedy nie ma śniegu ani lodu. Ale kto by pomyślał iść na lód w takie delikatne mrozy, przecież wiadomo, że to cienkie i się załamie - mówi Interii pani Marianna, a po chwili dodaje: - Wielka tragedia, nie wyobrażam sobie nawet, jak to jest patrzeć na śmierć swojego dziecka. Bochotnica. Zbiornik nie był głęboki W poniedziałek Robert postanowił zaryzykować i wyszedł łowić na lodzie. Wybrał miejsce tak zwanego starorzecza, czyli zlewu wody z pobliskiej Wisły oraz rzeki Bystra, płynącej przez Bochotnicę. Normalnie nie jest tam głęboko, maksymalnie dwa metry. Lód musiał wydawać się wystarczająco gruby. Teraz już wiemy, że nie był. Miał około 3-4 centymetry, ale tafla zbiornika mogła być popękana, co dodatkowo wpływa na odporność powierzchni. 16-latek długo nie wracał do domu, co zaniepokoiło matkę chłopaka. - Próbowała się z nim kontaktować. Zaniepokojona poinformowała męża, a on się tam wybrał z sąsiadem. Na miejscu zobaczyli sprzęt chłopca, jego plecak, ale samego 16-latka nie było. Ojciec natychmiast wskoczył do wody, ale niedługo po tym on sam potrzebował pomocy. Pomógł mu sąsiad - powiedział podkom. Kamil Karbowniczek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Bochotnica. 16-latka znaleziono w wodzie Na miejsce wezwano służby. Przybyli strażacy z pobliskiego OSP i komendy w Puławach, a dyspozycję otrzymała także grupa płetwonurków z Lublina. - Nasze działania polegały na wprowadzeniu czterech ratowników na lód w zabezpieczeniu, przywiązanych. Prowadziliśmy poszukiwania z użyciem kamery podwodnej i bosaków. Po kilkunastu minutach poszukiwany został zlokalizowany i wydobyty na brzeg. Niestety, będący na miejscu lekarz stwierdził zgon - opowiada nam st. kpt. Konrad Wójcik z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Puławach, który był na miejscu. Przy chłopaku znaleziono wyłącznie wędkę i plecak z rzeczami. Próżno było tam szukać choćby dostępnych już za kilkanaście złotych podlodowych zestawów ratunkowych. To tak naprawdę dwa szpikulce, które przywiązuje się do siebie, a które w razie problemów pozwalają łatwiej wydostać się na taflę lodu. Nie mówiąc już o specjalistycznych kombinezonach wypornościowych używanych przez strażaków, ale to już koszt zaczynający się od kilku tysięcy złotych - raczej niedostępny dla wędkarzy amatorów. Co robić, gdy widzimy, że ktoś wpada do wody? W przypadku, gdy jesteśmy świadkami tego, że ktoś wpadł do wody, w pierwszej chwili powinniśmy powiadomić służby, a dopiero potem próbować takiej osobie rzucić coś, co pomoże jej się wydostać. Może to być nawet kawałek kija. Pod żadnym pozorem nie powinniśmy jednak sami wchodzić do wody. W polskim prawie brak jest przepisów jednoznacznie zakazujących wstępu na zamarznięte akweny, jednak wymaga tego zwykły zdrowy rozsądek. Nigdy nie wiemy bowiem do końca, jaka będzie wytrzymałość tego typu powierzchni. Śmierć chłopaka badają teraz śledczy z Prokuratury Rejonowej w Puławach. Z Bochotnicy dla Interii Łukasz Dubaniewicz, Polsat News