Konflikt między przedsiębiorstwami wybuchł w 1998 roku, kiedy Jacek T., kierownik prosektorium w jednym z łódzkich szpitali, został szefem Stowarzyszenia Przedsiębiorców Pogrzebowych. Stowarzyszenie wyrzuciło wtedy ze swych szeregów dotychczasowego szefa, Witolda Skrzydlewskiego. - Stowarzyszenie powstało po to, by bronić się przed monopolem na rynku tych usług. Pokrzywdzonego w tej sprawie uznano za głównego konkurenta i stąd powstał pomysł, aby go się pozbyć - tłumaczy reportrerowi RMF FM prokurator Jolanta Badziak. Zanim jednak T. wynajął mordercę, oskarżył Skrzydlewskiego o straszenie śmiercią i podpalenia samochodów. Z braku dowodów sprawę umorzono, a Skrzydlewski wygrał proces o zniesławienie z Jackiem T, który w ubiegłym roku - jak ustaliła prokuratura - postanawił wynająć płatnego zabójcę i pozbyć się wroga. Zamach udaremniła policja, a zleceniodawcę zatrzymano po wpłaceniu 25 000 zaliczki osobie podstawionej przez policję. Witold Skrzydlewski to wciąż prawdziwy gigant na rynku usług pogrzebowych. Firmę założyła wiele lat temu jego matka, Helena. Zaczynali od małej budki z kwiatami. Dziś jest to 39 kwiaciarni i zakład pogrzebowy. Prawie na każdym cmentarzu i w urzędach stanu cywilnego można natknąć się na biura firmy. Skrzydlewski wygrał także przetarg na usługi komunalne i prokuratorskie. Ma też swój cmentarz. Jest łódzkim radnym. Zdaje sobie sprawę z własnej potęgi. - Gdybym zginął wtedy, w środę, to w wielu domach wystrzeliłyby korki szampana - mówi Skrzydlewski.