Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Bez ropy czołg nie pojedzie!

Cały czas coś się dzieje, więc kabaret będzie istniał. My się śmiejemy z ludzkich przywar, a te są raczej trwałym nabytkiem. Więc kabaret swój widzę ogromny - przekonuje lider Kabaretu Moralnego Niepokoju, autor i aktor, Robert Górski w rozmowie z INTERIA.PL

/MWMedia

INTERIA.PL: Musi pan być wyjątkowo inteligentnym człowiekiem, bo tylko taki może znaleźć sposób na to, by w jednym momencie śmiało się kilka tysięcy osób na widowni i kilka milionów przed telewizorami...

Robert Górski: - Nie wiem, czy to jest inteligencja. Na pewno jest to rodzaj jakiegoś sprytu, żeby osiągnąć taki efekt. Cały czas szkolę się w tym fachu. Satysfakcja jest olbrzymia, jeżeli z jednego żartu, który się wymyśliło i powiedziało, śmieje się cały amfiteatr, kilka tysięcy ludzi.

- Ważna jest konstrukcja takiego żartu. Ludzie się śmieją wtedy, kiedy są zaskoczeni. Żart polega na tym, że jest jakiś kontrast, że ludzie nagle są zadziwieni słowem czy skojarzeniem.

Kiedyś istniał taki termin "kino moralnego niepokoju", określający w latach 70. i 80. m.in. filmy Kieślowskiego, Holland czy Bajona. W jakim stopniu nazwa Kabaret Moralnego Niepokoju jest nawiązaniem do tamtych czasów?

Ludzie się śmieją wtedy, kiedy są zaskoczeni. Żart polega na tym, że jest jakiś kontrast, że ludzie nagle są zadziwieni słowem czy skojarzeniem.

~ Robert Górski

- Później nam się nie podobała, ale zaczęła już żyć własnym życiem. W końcu uznaliśmy, że nawet jest dobra, bo my drążymy trochę podobne obszary jak kino moralnego niepokoju. Przyglądamy się ludziom, no i jest to taki kabaret obyczajowy!

W nawiązaniu do obyczajowości: czy wg pana w Polsce panuje wciąż moralny niepokój, czy może nastał już moralny spokój?

- "Spokój" to był jeden ze sztandarowych filmów kina moralnego niepokoju, film Kieślowskiego, wg mnie jeden z najlepszych.... A odpowiadając na pytanie: cały czas coś się dzieje, więc kabaret będzie istniał. My się śmiejemy z ludzkich przywar, a te są raczej trwałym nabytkiem. Więc kabaret swój widzę ogromny!

Ma pan świadomość na ile to, co pan wymyśla i co z zespołem pokazujecie na scenie, wpływa na polskie społeczeństwo?

- Myślę, że trochę tak jest, ale nie przeceniałbym naszego wpływu na polskie społeczeństwo czy na naturę ludzką. Czasem uda nam się wprowadzić do powszechnego języka, do powszechnego obiegu jakieś sformułowanie, które potem krąży... I właściwie tyle. Tak naprawdę poezja nie ocala narodów, a kabaret już naprawdę nie!

- Mieliśmy kiedyś taki skecz o polityku, który pije alkohol i wsiada za kierownicę. Naiwnie myślałem, że jak on to zobaczy, jak inni to zobaczą, to przestaną się tak zachowywać, ale nic się takiego nie stało. Niemniej naszym utopijnym celem jest oczywiście naprawa świata, żeby ten świat był lepszy! To powinien być w ogóle cel każdej sztuki!

Robert Górski jest bardziej autorem czy bardziej aktorem?

- I to mi się podoba, i to. Pisanie jest przyjemniejsze, bo nie trzeba wychodzić z domu, a nie zawsze na zewnątrz jest ciepło. Występowanie łączy się z podróżami, których mam coraz bardziej serdecznie dość. Jednak żywy kontakt z widzem jest czymś strasznie przyjemnym.

- Ja właściwie nie mógłbym istnieć jako autor, nie istniejąc jako wykonawca. Wydaje się, że w moim przypadku to jedno z drugim się łączy. Pisząc na scenę, trzeba z tą sceną mieć jakiś kontakt. I pisanie, i występowanie daje mi mnóstwo satysfakcji, więc i bez tego, i bez tego trudno byłoby mi na dłuższą metę wytrzymać.

Na oficjalnej stronie Kabaretu Moralnego Niepokoju znalazłem cały zestaw nazw i nazwisk związanych z polskim życiem kabaretowym, wskazywanych jako inspirujące dla waszego zespołu. Kto dla pana jest takim prawdziwym guru kabaretu?

- Chcę przywołać postać człowieka trochę zapomnianego, a przynajmniej niezbyt powszechnie kojarzonego. Nazywał się Jerzy Dobrowolski. Był znakomity zarówno jako autor, jak i jako wykonawca. Był znakomitym artystą. Nie ma zbyt wielu przekazów telewizyjnych czy filmowych z jego udziałem, a szkoda.

Zamierzam nakręcić jakiś film, napisać sztukę teatralną. Być może uda się też zrobić coś zupełnie nieśmiesznego.

~ Robert Górski

- Był przede wszystkim twórcą kabaretu "Owca", wystąpił w kilku filmach. Jego sposób bycia na scenie czy istnienia na ekranie zawsze był dla mnie bardzo inspirujący. Grał cwaniaka, ale jakiegoś takiego inteligentnego. W jego pisaniu też było coś takiego bardzo sprytnego, przewrotnie inteligentnego. Próbuję to jakoś nieudolnie naśladować, a przynajmniej się tym inspirować.

Dlaczego zajął się pan kabaretem, a nie pisaniem książek czy scenariuszy filmowych?

- Zdecydował jak zwykle przypadek. Bardzo chciałem być poetą czy pisarzem, ale okazało się, że moja konstrukcja sprzyja temu, żebym zrobił karierę jako satyryk, czyli kabareciarz. Nie ma co ukrywać, że kabaret jest też wdzięcznym rodzajem sztuki, na którym można też zarobić! Poznałem na studiach moich kolegów i koleżankę, no i jesteśmy w jednej grupie, co też jest ważne i istotne, bo rodzaj przyjaźni, jaka jest między nami, jest czymś bardzo wartościowym. Gdybym robił coś innego, to pewnie musiałbym się z nimi pożegnać.

- To, co robię, jest satysfakcjonujące, ale też nie oznacza, że tylko to chcę do końca życia robić. Zamierzam nakręcić jakiś film, napisać sztukę teatralną. Być może uda się też zrobić coś zupełnie nieśmiesznego. Jeśli tylko Opatrzność pozwoli, to mam nadzieję, że jeszcze wiele przede mną. Chcę być zapamiętany nie tylko jako kabareciarz.

Co tak naprawdę motywuje pana do codziennego działania, do aktywności zawodowej?

- Każdy powinien postawić sobie jakiś cel i do niego dążyć. Ja też! Staram się, by każde wyzwanie było nowym wyzwaniem, staram się podnosić sobie coraz wyżej poprzeczkę.

- Mam wrażenie, że nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa na scenie kabaretowej - jeszcze można zrobić coś lepszego, śmieszniejszego, inteligentniejszego, bardziej widowiskowego. Nasz następny program taki będzie. Ale jeśli uznam, że w kabarecie zrobiłem już wszystko i więcej już nie jestem w stanie, to rzucę się na inne dziedziny sztuki.

Jaki jest taki typowy widz Kabaretu Moralnego Niepokoju?

- Wydaje się, że jest to osoba z nieco wyższym wykształceniem, która kojarzy pewne fakty, czyta gazety, ma z grubsza jakieś rozeznanie, jeśli idzie o kulturę czy literaturę.

- Często posługujemy się takimi rekwizytami czy pojęciami, że człowiek, który się nie orientuje, nie zrozumie tego, co pokazujemy. Sądzę więc, że jest to widownia z pewnym wykształceniem, ale są to i dzieci, i osoby starsze, i te z siwymi włosami. Nasz humor jest uniwersalny, jeżeli chodzi o kategorie wiekowe.

- Moja żona podpowiada mi, żebym co jakiś czas wrzucał w skecz jakiś współczesny temat, żebym pamiętał, że jest internet, MySpace, żeby też takimi chwytami zjednywać sobie widownię. I robię to.

Jakie wyglądają kulisy życia artysty kabaretowego?

- Najgorsze są podróże, przysięgam. Przejazd samochodem z Warszawy do Szczecina i z powrotem to jest bolesne przeżycie, zwłaszcza zimą, zwłaszcza wtedy, kiedy samochód ma twarde zawieszenie. A ma! To jest jedyny w zasadzie minus, cała reszta to sama przyjemność!

- Za kulisami ćwiczymy właśnie skecz, który zaraz pokażemy widzom. Podczas podróży w busie uczyliśmy się innych skeczy, ale uznaliśmy, że jeszcze nie nadają się do pokazania. Każdą wolną chwilę poświęcamy na myślenie i rozmawianie o kabarecie. Czasem, przyznaję, bywa to męczące. Żeby nie zwariować, żeby zachować formę, robimy sobie różne dowcipy, mniej lub bardziej wyszukane.

A pasje pozazawodowe? Sport? Inne?

- Kiedyś zerwałem sobie wiązadło w kolanie i w ten sposób mam spokój ze sportem. Mam superalibi. Zresztą nigdy mi się nie chciało jeździć na narty - to wymaga wielu przygotowań i jest zimno. Jeździłem, bo wszyscy jeździli. W końcu zerwałem wiązadło i już nie muszę. Z tego powodu nie gram w tenisa i nie gram w piłkę, chociaż tego akurat żałuję. Sport oglądam w telewizji.

Wracając do mojego hobby, czyli historii: jeśli na zapleczu nie ma benzyny czy ropy, to czołg nie pojedzie! Trzeba więc zgromadzić zapasy i ich pilnować. I wtedy można przejść do udanego ataku.

~ Robert Górski

- Moim największym hobby jest historia. Ciągle czytam książki o wojnie albo o średniowieczu, a żona wciąż prosi, żebym przestał, bo są jeszcze inne książki, o czym innym. Ja się jednak jakoś zafiksowałem na tę historię. No i czytam, jak to Niemcy napadli na Związek Radziecki, ponieważ Związek Radziecki chciał napaść na Niemcy...

Czego wasz kabaret nigdy nie pokaże na scenie? Z czego nie zadrwi? Są jakieś granice sztuki kabaretowej?

- Kiedyś sobie powiedzieliśmy, że nigdy nie będziemy się przebierać za baby. I trzymamy się tego, chociaż przebrałem się za Kayah. Mamy więc swoje zasady, ale czasem zawieszamy je na kołku. Tak więc nie mamy takich sztywnych zasad, żeby czegoś nie robić, bo zawsze się potem okazuje, że są sytuacje, kiedy można sobie na to pozwolić.

- Wiadomo, nie śmiejemy się z kalek. To znaczy można się śmiać z inwalidów, ale w jakiś taki sposób, żeby nie było to dla nich obraźliwe ani dokuczliwe. Żart może być różny. Może być bardzo sympatyczny. Tak jest z dowcipami o papieżu, o naszym papieżu, z których wynika, że był on cudownym człowiekiem. Żart z kogoś nie musi oznaczać, że chce się z niego zrobić idiotę albo go obrazić. Można więc żartować z każdego tematu, z każdej osoby.

- Stworzyliśmy sobie takie ograniczenie, bo mieliśmy wrażenie, że idziemy złą drogą, żeby jak najmniej, a najlepiej w ogóle nie używać na scenie przekleństw. Nie tylko dlatego, że bywają dzieci na naszych spektaklach.

- Jest taki prosty sposób na rozśmieszenie widza: użycie jakiegoś grubego słowa albo jakiejś aluzji seksualnej. Postanowiliśmy, że będziemy się tego wystrzegać i udowodnimy, że można rozśmieszać publiczność także w inny sposób.

Jaka jest pana recepta na udane życie?

- Nie wymyślę tu nic niezwykłego: rodzina! Rodzina jest najfajniejszym sposobem na udane życie. Udana rodzina. Obserwując siebie i znajomych zauważyłem, że jak ktoś ma rozwalone życie prywatne, to na scenie też mu się nic nie udaje, że nie da się z takim człowiekiem żyć, po prostu.

- Wracając do mojego hobby, czyli historii: jeśli na zapleczu nie ma benzyny czy ropy, to czołg nie pojedzie! Trzeba więc zgromadzić zapasy i ich pilnować. I wtedy można przejść do udanego ataku.

Czy czasem nie ma pan ochoty powiedzieć czegoś publiczności ze sceny wprost, bez ubierania w żart czy skecz?

- Tak się oczywiście zdarza. Czasem dzieją się historyczne chwile, np. wybór papieża czy jak Polska zdobywa Puchar Świata, i wtedy chce się powiedzieć coś do ludzi, do widzów, żeby poczuć taką wspólnotę. To jest fajnie przyjmowane. Są też inne sytuacje...

- Kiedyś graliśmy w Starachowicach i wyszedłem, tak się zdarzyło, na scenę z niedopiętym rozporkiem. Skomentowałem to wprost, że jest to druga afera starachowicka. A kiedy graliśmy w Łodzi, poprosiłem ludzi, żeby na zewnątrz , w plenerze, założyli czapki, bo mogą dostać opieprz od prezydenta miasta. Zrobiłem to po tym, jak prezydent Łodzi, używając grubego słowa, kazał założyć czapkę swojemu strażnikowi. Takie dowcipy rzucane wprost do lokalnej wspólnoty zacieśniają więzi między nami.

Wszyscy mówią, że w Polsce kultura umiera. Czy pan to też zauważył?

- Zauważyłem, że tak mówią, natomiast nie mam takiego wrażenia. Składam to na karb polskiego narzekactwa. Może chodzi o to, że najbardziej rzucają się w oczy sprawy nie związane z kulturą, jak np. to, że celebryci sobie zmieniają buty, i o tym huczy cała kolorowa prasa... Ale my przecież jesteśmy inteligentnymi ludźmi i możemy być ponad to, nie zwracać na to uwagi.

- Dzieje się wiele w naszej kulturze, a to, że nie trafia to na czołówki prasy kolorowej nie oznacza, że się nie dzieje! Jest wielu młodych ludzi, którzy są co rusz nagradzani za wspaniałe dzieła. Trzeba tylko trochę poszukać, rozejrzeć się i do nich dotrzeć.

- Proporcje tej kultury wysokiej do tej podłej zawsze były prawdopodobnie takie same, tylko obecnie niektóre media stwarzają takie wrażenie, że tej wysokiej już w ogóle nie ma.

Jak pan, taki trochę współczesny Stańczyk, odpowie na pytanie o to, jacy są Polacy?

- Myślę, że są coraz lepsi. Mam raczej optymistyczne spojrzenie na rzeczywistość, ale też jeździmy dużo po Polsce i mnie się wydaje, że nasz kraj się naprawdę zmienia na lepsze. Nie tylko jeśli idzie o architekturę i infrastrukturę, ale też o to, że Polacy mają chyba coraz mądrzej w głowach poukładane.

- Może dlatego, że już te swoje pierwsze potrzeby zaspokoili, kupili te swoje komputery i samochody, i mogą się skoncentrować na innych wartościach, takich jak właśnie rodzina czy kultura. W związku z tym chcę złożyć wszystkim życzenia, żeby nie było wojny, a jeśli będzie, to żebyśmy my ją wygrali!

Rozmawiał: Zygmunt Moszkowicz

INTERIA.PL

Zobacz także