Andrzej Poczobut, korespondent "Gazety Wyborczej" i działacz Związku Polaków na Białorusi, został skazany we wtorek przez sąd w Grodnie na 3 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. "Moim zdaniem to, że wyrok został zasądzony w zawieszeniu, jest pozbyciem się kłopotu przez Łukaszenkę. Ten wyrok jest w jakimś sensie próbą wyjścia z twarzą przez prezydenta" - powiedział PAP Żelichowski. Według polityka PSL, Łukaszenka zdawał sobie sprawę, że gdyby wysłał Poczobuta do kolonii karnej, cała świat głośno by protestował. Dlatego zapewne - mówił Żelichowski - zdecydował się na wyrok w zawieszeniu. Żelichowski podkreślił, że fakt, iż wyrok jest w zawieszeniu, powinien być sygnałem dla Poczobuta, że może być w każdej chwili pomówiony. Bo - jak mówił - od białoruskich sądów nie można oczekiwać niezależności. "To co im batiuszka każe, to wykonują" - dodał. Tak czy inaczej - zdaniem szefa klubu PSL - wyrok jest skandaliczny, bo nie można w XXI wieku skazywać innych za odmienne poglądy. Poczobut był oskarżony z dwóch artykułów: o znieważenie i zniesławienie prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów Poczobuta w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na jego prywatnym blogu. Został uniewinniony z oskarżeń o znieważenie prezydenta Łukaszenki. Sąd uznał go jednak winnym zniesławienia głowy państwa. Po wyjściu we wtorek z sądu w Grodnie Poczobut powiedział, że będzie kontynuował swoją działalność.