Włodzimierz Karpiński, były minister skarbu w rządzie PO-PSL, udzielił pierwszego wywiadu od czasu wyjścia z aresztu śledczego. Jest on oskarżony o przyjęcie pięciu milionów złotych łapówki w czasie, gdy był sekretarzem m. st. Warszawy. Ma to związek z tzw. aferą śmieciową w stolicy. Karpiński do aresztu trafił w lutym, a wyszedł z niego w czwartek, ponieważ zdecydował się przyjąć mandat europosła (tutaj tłumaczymy, dlaczego miał taką możliwość). Na antenie RMF FM przekazał, iż zdecydował się zostać eurodeputowanym, ponieważ "ma wątpliwości, czy w jego sprawie chodzi o dojście do prawdy". Podkreślił, iż "żąda procesu". Zapytany, czy będzie zasłaniał się immunitetem, zapewnił, że nigdzie nie ucieka. Zaprzeczył też, że przyjął pieniądze pochodzące z korupcji. Włodzimierz Karpiński: Czuję się pomówiony przez osoby, których nie znam Prowadzący przytoczył narrację prokuratury, która przypominała, że "dotychczas sądy różnych instancji potwierdzały prawdopodobieństwo ich oskarżeń", dlatego też areszt tymczasowy był przedłużany. W ocenie Karpińskiego śledczy "znowu ogłaszają wybiórczo". - Sądy nie potwierdzały zarzutów, bo odnosiły się do tego, że zarzuty nie oceniają warstwy merytorycznej sprawy. Tylko przesłanki, które przesądzają o utrzymaniu aresztu. Proszę sobie wyobrazić, że w tej chwili w Polsce areszty są stosowane, od 2016 roku, nagminnie. Wystarczy spełnić dwie przesłanki - tłumaczył. Oprócz byłego ministra skarbu w kontekście "afery śmieciowej" oskarżone są jeszcze trzy osoby. Zarzucały one Karpińskiemu wzięcie łapówki. - Jaki one miałyby w tym interes? - zapytał dziennikarz, na co Karpiński odparł: - Im grozi do 25 lat pozbawienia wolności, a przyjmując taką pozycję zwalniają się z tej tak drastycznej okoliczności nałożenia kary. Zdaniem gościa RMF FM "zdecydowanie (im się opłaca - red.), jeżeli można dostać wyrok w zawieszeniu, a pozbawienia wolności to jest fundamentalna różnica". Jak dodał, "czuje się pomówiony przez osoby, których nie zna". Stwierdził też, że podsłuchiwano go i prowadzono także "nielegalne działania związane z monitorowaniem jego zachowania". Jak uznał, śledzono, dokąd jeździ, dlatego złożył zawiadomienie ws. prawdopodobieństwa popełnienia przestępstwa. Bez szklanki i dezodorantu. Włodzimierz Karpiński o życiu w areszcie Podczas audycji Włodzimierz Karpiński opowiedział, jak wyglądała jego codzienność przez dziewięć miesięcy w areszcie. - Pamiętam, jak wszedłem do tego pomieszczenia. Raczej nie pamiętam kolejnych trzech tygodni - zaznaczył europoseł. Oświadczył też, że w niewielkiej celi przebywał sam. - Łatwość pozbawienia wolności jest przerażająca, ale najgorsze jest to, że pan nie wie, co z najbliższymi. Synów widziałem pierwszy raz po ośmiu miesiącach - mówił. Były minister przyznał również, że po około dwóch miesiącach od zamknięcia udzielono mu zgody na rozmowy telefoniczne z żoną. - Może pan rozmawiać ze swoją kochaną osobą osiem minut tygodniowo. (Jeśli chodzi o widzenie się - red.) jest to 60 minut miesięcznie - opisywał. Co więcej, w areszcie przyznawane są tzw. talony - jak określił to Karpiński. Miał na myśli zgodę wydawaną przez kierującego zakładem, aby dana osoba dostała rzecz, o którą się ubiegała. - Nie mogłem mieć tam szklanki, żadnego dezodorantu - wyliczał. Przyznał również, że nie miał ciepłej wody, dlatego "musiał sobie radzić z czajnikiem elektrycznym". Nadmienił też, że przez dziewięć miesięcy, podczas których przebywał w areszcie, schudł około 18 kilogramów. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!