Według premiera wybory prezydenckie powinny się odbyć w październiku. - Czy to jest 3-17 października, czy 10-24, bo tak naprawdę o tych terminach będzie dyskusja, to i pierwszy, i drugi termin jest równie dobry dla tego, kto wygra, a zły dla tego, kto przegra - podkreślił Donald Tusk. Podobną opinię na początku marca wyraził Bronisław Komorowski, który też chciałby nas posłać do urn w październiku. Komorowski datę wyborów musi podać nie wcześniej niż 23 maja, ale nie później niż 23 czerwca. Nie wiadomo jednak, czy termin 10-24 października w ogóle wchodzi w grę. Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała już, że dzień wyborów powinien przypaść między 19 września a 3 października 2010 roku, chodzi oczywiście o datę pierwszej tury wyborów. - To terminy zgodne z ustawami - wyjaśnia Lech Gajzler z PKW. - 10 października nie wchodzi w grę - mówi Jerzy Szmajdziński, poseł SLD, kandydat na prezydenta. - Rozważano jeszcze dwie daty wrześniowe: 19 i 26, ale ostatecznie 3 października wydaje się najlepszy - dodaje. Wrześniowe wybory były dyktowane ewentualną beatyfikacją Jana Pawła II, do której miałoby dojść 2 kwietnia (w rocznicę śmierci Ojca Świętego) albo 16 października (w rocznicę jego wyboru na papieża). Jednak mało prawdopodobne, aby do beatyfikacji Jana Pawła II doszło jeszcze w tym roku, dlatego data 3-17 października wydaje się coraz bardziej prawdopodobna. Tym bardziej że pierwsza tura wyborów przeprowadzona we wrześniu skomplikowałaby życie sporej części studentów, którzy w październiku zaczynają rok akademicki i często wyjeżdżają ze swoich rodzinnych miejscowości. Ordynacja wyborcza zakłada bowiem, że podczas I i II tury wyborów należy oddać głos w tym samym lokalu wyborczym.