Ponad pół roku od tragedii, wyniki swoich prac przedstawiła specjalna komisja, powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Nadzór górniczy rozważa nałożenie sankcji na ponad 20 osób odpowiedzialnych za nieprawidłowości, niezależnie od sankcji prokuratorskich i dyscyplinarnych. Zawinił człowiek - W tym przypadku zawinił człowiek, dlatego że naruszono ustalone zasady. To się zemściło, ponieważ poziom zagrożeń naturalnych występujących w kopalniach węgla kamiennego nie pozwala na to, by popełnić błąd, a co dopiero na zaniedbania. Przy wysokim poziomie zagrożenia metanowego nawet niewielki błąd może spowodować tragiczny w skutkach wypadek. Tu tych błędów było co najmniej kilka - ocenił prezes WUG, Piotr Litwa. Do najistotniejszych zaniedbań komisja zaliczyła dopuszczenie do nagromadzenia się wybuchowej ilości metanu. Było to spowodowane niedotrzymaniem ustalonych warunków przewietrzania ściany wydobywczej; tzw. prądem opływowym dochodziło tam ok. 25 proc. mniej powietrza niż powinno, a tzw. lutniociągiem prawie o połowę mniej. Chodniki przyścianowe, które powinny być na bieżąco likwidowane, były zbyt długie - jeden był dwukrotnie dłuższy niż powinien, drugi ponad czterokrotnie. Tam także gromadził się metan. Dodatkowo przepływ powietrza w sieci wentylacyjnej tego rejonu był zakłócony, bo drzwi tzw. śluz wentylacyjnych były otwierane lub uchylane. Wszystko to sprawiło, że wentylacja była niewystarczająca. Eksperci długo szukali przyczyny zapalenia i wybuchu nagromadzonego w wyrobiskach metanu. Ostatecznie, głównie drogą eliminacji innych możliwości, ustalono, że nastąpiło zwarcie w przewodzie zasilającym urządzenie chłodnicze - jeden z zamontowanych w tym rejonie klimatyzatorów. Przed katastrofą doszło do awarii tego urządzenia i było ono naprawiane. Właśnie podanie napięcia na uszkodzony przewód elektroenergetyczny mogło spowodować zapłon, a w konsekwencji wybuch metanu. Górników zabiły płomienie, sięgająca tysiąca stopni Celsjusza temperatura, podmuch i przemieszczająca się fala ciśnienia oraz niezdatna do oddychania atmosfera. Komisja stwierdziła nieprzestrzeganie przepisów i zasad bhp w zakresie eksploatacji maszyn, urządzeń i instalacji w rejonie ściany. Z raportu wynika, że na feralnej zmianie w strefie objętej zakazem przebywania pracowników ze względu na zagrożenie tąpaniami zatrudnione były 22 osoby; w innych miejscu, zamiast dopuszczalnych trzech osób, pracowało pięć. Wejścia do tych stref nie były ewidencjonowane, a pracownicy nie wiedzieli nawet o tym, gdzie wyznaczono takie strefy. Inne nieprawidłowości to zaniechania w profilaktyce (m.in. dlatego wybuchł również pył węglowy), inne błędy w wentylacji, tolerowanie usterek urządzeń i kabli elektrycznych oraz nieprawidłowa reakcja na niepokojące sygnały. Komisja stwierdziła m.in., że w dniu katastrofy od 8.50 do chwili wybuchu o 10.10 nie zrobiono nic, aby wyjaśnić, dlaczego metanomierz automatyczny wskazał przekroczenie dopuszczalnego stężenia metanu w tym rejonie. Będą konsekwencje W toku postępowania nadzoru górniczego przesłuchano ok. 160 osób, niektóre kilkakrotnie. Teraz, po zakończeniu prac komisji, dyrektor Okręgowy Urząd Górniczego (OUG) w Katowicach w ciągu 4-6 tygodni przygotuje decyzje o zastosowaniu sankcji wobec osób odpowiedzialnych za nieprawidłowości. Jak powiedział dyrektor Urzędu Jerzy Kolasa, rozważane są sankcje wobec ponad 20 osób, także z kierownictwa i dozoru kopalni. Dyrektor OUG zaznaczył, że urząd górniczy może karać jedynie za złamanie przepisów prawa geologicznego i górniczego. Najwyższa kara to zakaz pełnienia określonych funkcji w górnictwie maksymalnie przez dwa lata, mandaty i wnioski do sądów. Gdy znane już będą decyzje OUG, konsekwencje wobec winnych zamierza również wyciągnąć zarząd Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), do którego należy kopalnia "Wujek-Śląsk". - Na pewno trzeba tu mówić o personalnej odpowiedzialności. Repertuar naszych oddziaływań wynika z kodeksu pracy; nie możemy zastępować ani urzędu górniczego, ani prokuratury. Zastosujemy takie sankcje, jakimi dysponujemy. Jest kwestia oceny, czy i w jakim stopniu te poszczególne nieprawidłowości wpłynęły na charakter i skutki tego wypadku - powiedział prezes holdingu, Stanisław Gajos. Dla prokuratury ważne ustalenia biegłych Niezależne śledztwo w sprawie katastrofy prowadzi katowicka Prokuratura Okręgowa. Jak powiedziała jej rzeczniczka, Marta Zawada-Dybek, raport komisji WUG będzie dla prokuratury jednym z elementów śledztwa, jednak kluczowe będą ustalenia powołanego przez prokuraturę zespołu biegłych specjalistów z wydziału Górnictwa i Geologii Politechniki Śląskiej w Gliwicach, którzy podsumują i ocenią wszystkie ustalenia prokuratury. Dotychczas nikomu nie pozbawiono zarzutów karnych. Prokuratorzy i członkowie komisji WUG współpracowali w ramach prowadzonych równolegle postępowań; jeden z członków zespołu prokuratorów brał udział w posiedzeniach komisji, a komisja korzystała z niektórych materiałów prokuratury, m.in. specjalistycznych opinii biegłych. W ramach prokuratorskiego śledztwa prokuratury przesłuchano dotąd ponad 300 osób - biorących udział w akcji ratunkowej, obecnych na miejscu zdarzenia, deklarujących wiedzę o tej sprawie i przedstawicieli kopalnianego dozoru. Prokuratorzy i powołani przez nich specjaliści zbadali ponad 300 zebranych po katastrofie dowodów rzeczowych, m.in. elementy wyposażenia ściany wydobywczej, gdzie doszło do wybuchu metanu - fragmenty instalacji elektrycznej, wentylacyjnej, chłodniczej i pomiarowej, przenośne mierniki stężenia gazów i aparaty ratunkowe. Śledczy zebrali też opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej dotyczące charakteru obrażeń ciała górników. Prokuratura zainicjowała też kontrolę w kopalni Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) oraz katowickiej delegatury Najwyższej Izby Kontroli - odnośnie sytuacji finansowej zakładu. Wyniki kontroli PIP przedstawił we wtorek szef tej instytucji, Tadeusz Zając. Inspekcja stwierdziła w kopalni wiele naruszeń prawa pracy i ukarała winnych mandatami; skierowała także wniosek do ZUS o podniesienie na rok składki na ubezpieczenie społeczne. Jak mówił Zając, w kopalni nie były przestrzegane przepisy dotyczące szkoleń (także osób z dozoru górniczego) i nagminnie, po kilkaset razy przekraczane były normy czasu pracy - zarówno tygodniowe, jak i miesięczne. Rekordzista pracował 52 kolejne dni bez dnia odpoczynku, a średnio było to 10-30 kolejnych dni. Nie stosowano też procedur oceny ryzyka zawodowego. Zapobiegać tragediom w przyszłości WUG i PIP alarmują, że spółki węglowe omijają (choć nie naruszają) prawo, zgadzając się, by te same osoby pracowały zarówno w kopalni, jak i w prywatnej firmie usługowej, wykonującej na zlecenie kopalni te same czynności. W ten sposób ten sam pracownik może zgodnie z prawem pracować dłużej niż dopuszcza kodeks, a także np. w weekendy. PIP wnioskuje o zmianę prawa w tym zakresie. Efektem prac komisji WUG są m.in. wnioski, skierowane do kopalń i spółek węglowych, jednostek naukowo-badawczych, jednostek ratownictwa oraz instytucji stanowiących przepisy. Chodzi o wyeliminowanie podobnych tragedii w przyszłości. Jak powiedział prezes KHW Stanisław Gajos, holding podjął już działania dotyczące stanu i organizacji pracy użytkowanych pod ziemią urządzeń elektrycznych. Specjaliści szukają rozwiązań, by klimatyzatory nie były w większości instalowane w ścianach wydobywczych, ale poza nimi. Komisja oceniła również akcję ratowniczą w kopalni. Za nieprawidłowość uznano m.in. to, że zewnętrzną jednostkę ratownictwa górniczego powiadomiono o wypadku dopiero ponad godzinę od katastrofy. Do zapalenia i wybuchu metanu w kopalni doszło 18 września ubiegłego roku 1050 metrów pod ziemią. W dniu wypadku zginęło 12 górników, ośmiu kolejnych zmarło w następnych dniach w szpitalach. Ranne zostały 34 osoby - 25 ciężko, dziewięć lekko. Ostatni poszkodowani opuścili Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich w listopadzie ub. roku.