"Twarda Condi"
Nowa sekretarz stanu USA, Condoleezza Rice, odwiedziła Polskę. Ta najbardziej wpływowa kobieta świata jest przez niektórych typowana na następczynię George'a W. Busha w Białym Domu.
Rice, zwana pieszczotliwie "Condi", przygotowuje w Europie spodziewaną na koniec lutego wizytę prezydenta USA. Oprócz Polski w planie jej podróży znalazły się m.in. Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Belgia, Luksemburg i Turcja.
To pierwsza wizyta nowej sekretarz stanu na Starym Kontynencie od czasu styczniowej nominacji. Condi czeka w Europie trudne zadanie - Colin Powell, jej poprzednik na stanowisku szefa amerykańskiej dyplomacji, był bowiem ulubieńcem Europejczyków. Holenderski minister spraw zagranicznych, Bernard Bot, nazywa go wręcz wzorem amerykańskiej dyplomacji. O Rice możemy jednak na pewno powiedzieć dwie rzeczy: że na naszym kontynencie zostanie przyjęta zdecydowanie chłodniej niż Powell i że nie zrobi to na niej większego wrażenia.
Rasizm jej niestraszny
Condoleezza Rice radziła sobie w życiu z większymi problemami niż nieprzychylność kilku dyplomatów. Urodzona 51 lat temu na głębokiej amerykańskiej prowincji, musiała zmagać się z rasistowskimi prześladowaniami. Przeciwności tylko motywowały ją do ciężkiej pracy. Szkołę średnią skończyła z wyróżnieniem w wieku 15 lat i zaczęła studiować nauki polityczne w Denver.
To na uniwersytecie zaczęła się jej fascynacja Europą Wschodnią. Po kilku latach studiów Condi była uznaną specjalistką do spraw Rosji i ZSRR. Jej wiedzę postanowił wykorzystać prezydent George Bush senior - w 1989 r. objęła stanowisko dyrektora wydziału ds. ZSRR i Europy Wschodniej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego w Białym Domu.
Od tego czasu życie Rice już na stałe związało się z klanem Bushów. W czasie kampanii prezydenckiej w 2000 r. była główną doradczynią George'a Busha juniora w kwestiach międzynarodowych. Po zwycięstwie wyborczym Bush mianował ją szefową Rady Bezpieczeństwa Narodowego, pierwszą w dziejach USA kobietą na tym stanowisku.
Nieoficjalna żona Busha
Rice doskonale odnajduje się w meandrach waszyngtońskiej polityki. W krótkim czasie stała się najbliższą współpracowniczką prezydenta. Jej biuro sąsiaduje z Gabinetem Owalnym, a ona sama ma nieograniczony dostęp do Busha. Nawet na prywatnym ranczo prezydenckim, gdzie zawsze czeka na nią mały biały domek.
Zażyłość tych dwojga jest w Ameryce powszechnie znana, ale wszystkich zadziwiła jej wypowiedź na jednym z rautów w Waszyngtonie: - Jak niedawno mówiłam mojemu męż... - zaczęła i szybko się poprawiła: - Jak mówiłam prezydentowi Bushowi...
Złośliwi komentatorzy natychmiast nazwali to freudowską pomyłką, wyrażającą najskrytsze marzenia zdeklarowanej starej panny Rice. Ale według niektórych amerykańskich analityków, jej marzenia mają zupełnie inny kształt.
Jeszcze więcej władzy
Chociaż od Condoleezzy Rice zależy kształtowanie światopoglądu prezydenta Busha, objaśnianie mu zawiłości spraw międzynarodowych i realne wpływanie na jego decyzje, nowa sekretarz stanu może mieć jeszcze większy wpływ na losy świata.
Publicysta Gordon Thomas, zajmujący się tematyką służb specjalnych, opublikował niedawno na łamach tygodnika "Wprost" ciekawą opinię poświęconą Rice. Thomas twierdzi, że w kolejnych wyborach prezydenckich w Ameryce staną naprzeciw siebie dwie panie: Hillary Clinton z ramienia demokratów i Condoleezza Rice jako kandydatka republikanów. To będzie pojedynek dwóch żelaznych dam, który już teraz rozpala wyobraźnię Amerykanów.
Zwycięstwo Condi nie oznaczałoby dla świata nic dobrego. Co prawda nowy prezydent USA mówiłby lepiej po angielsku, niż obecny, ale bezkompromisowość i determinacja Rice w walce z wrogami Ameryki może doprowadzić świat na skraj globalnego konfliktu. Zapowiedź jej rządów już możemy obserwować w wypowiedziach polityków z Białego Domu, którzy wieszczą atak na Iran.