Nie milkną echa po doniesieniach medialnych o rzekomym mobbingu w redakcji "Newsweeka". Na jaw wychodzą nowe fakty, które mogą rzucić inne światło na sprawę Tomasza Lisa - byłego już redaktora naczelnego tygodnika. Po wpisie Renaty Kim, dziennikarki "Newsweeka", która na Twitterze napisała, że to ona poinformowała dział HR oraz związki zawodowe o sytuacji w redakcji, do wpisu odniósł się jej były podwładny - Wojciech Staszewski. Dziennikarz swój wpis poświęcił w dużej mierze właśnie Kim, która "w ostatnim roku stresowała go z pewnością bardziej niż Tomek". Słowa byłego pracownika "Newsweeka" wskazują, że również dziennikarka mogła dopuszczać się mobbingu wobec podległych jej pracowników. "Pisałeś słabe teksty. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że byłeś zajęty głównie bieganiem (...) W pewnym momencie stało się jasne, że nie jesteś tą gwiazdą, która miała nam trzaskać okładkę za okładką. Lis nie potrafił ci tego powiedzieć, a rozwiązaniem sytuacji obciążał mnie" - odpowiedziała mu Renata Kim. "Nazywanie mnie mobberką (...) to zwykła podłość" - dodała. Tomasz Lis a tajemnicze SMS-y Kolejny zwrot w sprawie miał miejsce w czwartek. "To przecież oczywiste, że Lisa nie skasowali za żaden mobbing ani skargi sprzed paru lat" - stwierdził Rafał Kalukin z "Polityki". "Z tego co wiem, wyleciał za coś znacznie gorszego. Ale nie mnie o tym gadać" - dodał. Z jego opinią zgodził się Piotr Głuchowski na łamach "Gazety Wyborczej". "Zgadzam się z Kalukinem, że 'to, za co Lis faktycznie wyleciał, prędzej czy później ujrzy światło dzienne - moim zdaniem prędzej. Tym bardziej że jest to po prostu SMS (lub kilka SMS-ów) skierowany do jednej z młodych pracowniczek koncernu Ringier ASP, która postanowiła rzecz ujawnić szefom. Tę informację potwierdziłem w trzech źródłach" - wskazał. "Newsweek" a mobbing. Doniesienia mediów Problemy w redakcji tygodnika nagłośnili dziennikarze Wirtualnej Polski. W artykule - w większości anonimowo - wypowiedziało się kilka byłych oraz obecnych pracowników "Newsweeka". Wszystkie te osoby wskazywały na działania noszące znamiona mobbingu, których miał dopuszczać się były redaktor naczelny gazety Tomasz Lis. Z relacji dziennikarzy wynika, że Tomasz Lis miał m.in. wyśmiewać wygląd lub ubiór jednego z dziennikarzy oraz pozwalać sobie na wulgarne i seksistowskie odzywki. "Były też okropne kawały o gejach" - opowiada jeden z redaktorów. Dowodzili również, że pracowali oni w ciągłym strachu. "Szef chętnie i często mówi, że jak się komuś nie podoba, to może wyp...". Na pytania ze strony redakcji Tomasz Lis odpowiedział, że kategorycznie zaprzecza zarzutom. "Żadne wyszydzanie wyglądu czy ubioru nie miało miejsca, bo - poza wszystkim - są to kwestie, które zupełnie mnie nie interesują. Równie kategorycznie zaprzeczam, by dochodziło do gnębienia, prześladowania czy zastraszania kogokolwiek" - czytamy.