Sąd zakazał emisji spotu Platformy
Andrzej Jaworski, prezes Stoczni Gdańsk, pozwał PO za jej spot reklamowy, w którym zestawiono zarobki szefów spółek skarbu państwa z nominacji PiS z pensjami lekarza i nauczycielki. Sąd Okręgowy w Warszawie w ramach tzw. zabezpieczenia powództwa zakazał już emisji tego spotu.
Jak powiedział Maciej Gieros z biura prasowego sądu, powód żąda od pozwanych przeprosin za opublikowanie jego wizerunku bez jego zgody, zakazu jego dalszego publikowania oraz wpłaty 50 tys. zł na cel dobroczynny.
Gieros potwierdził informację "Gazety Wyborczej", że sąd 12 lipca zakazał publikowania wizerunku Jaworskiego "w spotach reklamowych i innych materiałach o charakterze agitacji politycznej". Sąd nie wyznaczył na razie terminu rozpoczęcia samego procesu - z reguły czeka się na to kilka miesięcy.
Inkryminowanego spotu nie pokazują już telewizje, ale wciąż jest na witrynie PO w internecie. Zestawiono w nim zarobki Jaworskiego (31 tys. zł) i prezesa KGHM Krzysztofa Skóry (55 tys. zł) z zarobkami: lekarza po 13 latach pracy (1840 zł) i nauczycielki z 28-letnim stażem (1618 zł). Zza kadru, na tle zdjęć m.in. z powołania do rządu Andrzeja Leppera słychać: "PiS obiecywał solidarne państwo i opiekę nad słabszymi, a zadbał tylko o własny interes". Na ekranie pojawia się czerwony napis "Oszukali". Spoty emitowały TVN24 i Polsat; TVP wstrzymała ich emisję do czasu otrzymania ekspertyz prawnych.
Zabezpieczenie powództwa polega na wydaniu przez sąd - jeszcze przed rozpoczęciem procesu cywilnego - określonego zakazu, którego w pozwie domaga się powód wobec pozwanego.
Według wielu publicystów, zabezpieczenie powództwa, gdy pozwane są media, a zakaz dotyczy upowszechniania informacji, jest formą zakazanej przez prawo cenzury prewencyjnej.
W lutym tego roku Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego przepis Kodeksu postępowania cywilnego, który umożliwia sądom wydawanie mediom zakazu publikacji o danej sprawie na czas procesu. Według RPO, choć ma to podstawę prawną, to "stanowi niewątpliwie ingerencję w konstytucyjne prawo do wolności słowa".
INTERIA.PL/PAP