"Rzeczpospolita": Putin idzie na zwarcie
Najcięższe od czterech miesięcy walki w Donbasie to sygnał, że Kreml zmienia taktykę wobec Ukrainy - pisze „Rzeczpospolita”.
Do tej pory Moskwa miała nadzieję, że utrzymywanie względnego spokoju w regionie Doniecka i Ługańska osłabi jednolity front krajów Unii Europejskiej i spowoduje zmniejszenie restrykcji nałożonych na Rosję.
Jak się jednak okazuje, atmosfera w Brukseli radykalnie się zmieniła. Zdaniem amerykańskiego dziennika "Wall Street Journal" restrykcje w niezmienionej formie zostaną w najbliższym czasie przedłużone przez Radę UE - czytamy w "Rzeczpospolitej".
- Nie ma w tej sprawie żadnych wątpliwości - cytuje gazeta wysokiej rangi unijnego dyplomatę. Jej zdaniem nawet najbardziej przychylni Władimirowi Putinowi przywódcy Unii doszli do wniosku, że Moskwa nie myśli poważnie o wprowadzeniu na Ukrainie porozumienia z Mińska.
Wprowadzone rok temu przez Unię sankcje bardzo ograniczają dostęp czołowych rosyjskich banków i koncernów energetycznych do zachodniego rynku kapitałowego oraz technologii wydobycia ropy i gazu w trudnych warunkach geograficznych. Sankcje oprócz spadku cen ropy są istotnym powodem recesji rosyjskiej gospodarki: w tym roku najpewniej skurczy się ona o 3,8 proc. - pisze gazeta.
"Rzeczpospolita" podaje również inny powód, dla którego Moskwie przestało zależeć na utrzymywaniu pozorów zawieszenia broni na wschodzie Ukrainy. Powodem tym jest oddalające się zagrożenie bankructwa kraju, co w kalkulacjach Rosji pociągnęłoby upadek Petro Poroszenki i jego prozachodniej ekipy. Coraz więcej wskazuje także na to, że amerykańscy wierzyciele Ukrainy zgodzą się na darowanie części długu.
W środę, po raz pierwszy od podpisania w lutym umowy w Mińsku, separatyści przeprowadzili ofensywę z użyciem czołgów i najcięższego sprzętu. W operacji wzięło udział tysiąc żołnierzy. Szczególnie ciężkie walki trwały w miejscowościach Marinka i Krasnohoriwka koło Doniecka.
Kreml co prawda oskarżył Kijów o "prowokację", jednak Waszyngton nie ma wątpliwości, że odpowiedzialność za wznowienie walk ponosi Moskwa.
Zdaniem Poroszenki w tej chwili 60 tys. wysokiej klasy żołnierzy jest w stanie dać odpór uderzeniu Rosjan. Prezydent powiedział, że na terytorium Ukrainy stacjonuje około 9 tys. rosyjskich żołnierzy - podaje "Rzeczpospolita".
Agencja Interfax podała w czwartek, że przewodnicząca rosyjskiego Senatu Walentina Matwijenko "nie wykluczyła" możliwości zwołania nadzwyczajnego posiedzenia izby wyższej rosyjskiego parlamentu. Ta wypowiedź, której jednak Matwijenko oficjalnie nie potwierdziła, może rzeczywiście świadczyć o zbliżającej się rosyjskiej ofensywie w Donbasie. Na kilka dni przed zajęciem Krymu zwołano podobne nadzwyczajne posiedzenie Senatu, które wydawało zezwolenie na inwazję półwyspu - prognozuje gazeta.
INTERIA.PL/Rzeczpospolita