Konwencja chicagowska nie wiąże Rosjan przy badaniu katastrofy smoleńskiej. "Rzeczpospolita" zaznacza, że przez dziewięć miesięcy Polska żyła fikcją. Rząd mówił, że śledztwo jest prowadzone w oparciu o konwencję chicagowską, a tymczasem - jak wynika z analiz "RZ" - konwencji nie można było zastosować do tej katastrofy. Jak wynika z art. 3 konwencji chicagowskiej dokument ten stosuje się wyłącznie do cywilnych samolotów, nie zaś państwowych. A MAK w swoim raporcie uznał polski Tu-154M za "samolot lotnictwa państwowego RP". Był on maszyną wojskową z 36. Specjalnego Pułku Lotniczego. Z raportu MAK jednoznacznie wynika, że Polska i Rosja porozumiały się co do stosowania tylko załącznika 13, a nie całej konwencji - potwierdza tę interpretację adw. Piotr Schramm, ekspert prawa międzynarodowego z kancelarii GESSEL. Konsekwencje tego faktu są niezwykle poważne. Skoro MAK nie pracował według konwencji chicagowskiej, to Polska nie może stosować przewidywanych przez nią procedur odwoławczych. - Jeśli wyślemy naszą skargę do ICAO (Organicacja Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego), to możemy usłyszeć, że nie będzie rozpatrzona, bo organizacja ta bada tylko przyczyny katastrof samolotów cywilnych, a lot do Smoleńska miał charakter państwowy, wyjaśnia Schramm. To tłumaczy pewność, z jaką Tatiana Anodina, szefowa MAK mówiła, że raport jest ostateczny i nie ma od niego odwołania, pisze "Rzeczpospolita". W czwartek, po oficjalnym ogłoszeniu raportu, który winą za to, co wydarzyło się pod Smoleńskiem, obarczał stronę polską, premier Donald Tusk zapewniał, że na podstawie konwencji będzie można się odwołać do instytucji międzynarodowych.