W Centrum Partnerstwa Społecznego "Dialog" o godz. 8.00 rozpoczęły się rozmowy "ostatniej szansy" związkowców z rządem. Wicepremier Beata Szydło na konferencji prasowej zapewniła, że rząd podtrzymuje wszystkie dotychczasowe propozycje dla nauczycieli. Są to: w sumie 15 proc. podwyżki w 2019 r., skrócenie stażu, ustalenie kwoty dodatku za wychowawstwo na poziomie nie mniejszym niż 300 zł, zmiana w systemie oceniania nauczycieli i zmniejszenie biurokracji. - Druga część naszej oferty to jest nowy kontrakt społeczny dla nauczycieli dotyczący wzrostu wynagrodzeń. Mieści się to oczywiście w tych zmianach systemowych, które nazwaliśmy też nowym paktem dla oświaty - powiedziała. Dodała, że ten kontrakt to "unowocześnienie systemu gwarantującego podwyżki wynagrodzeń". Propozycja rządu przewiduje wzrost wynagrodzeń, uwzględniający także zwiększenie wymiaru pensum w kierunku średniej OECD w dwóch wariantach. Efektem nowego kontraktu społecznego miałyby być wyższe wynagrodzenia, które w 2023 r. wyniosą - w zależności od wybranego wariantu - dla nauczyciela dyplomowanego 7700 zł lub 8100 zł brutto miesięcznie. Podwyżki miałyby objąć wszystkie grupy nauczycieli (stażystów, kontraktowych, mianowanych i dyplomowanych). W przypadku ostatniego stopnia awansu zawodowego zakładane są podwyżki od 2100 zł do nawet 2500 zł miesięcznie w ciągu czterech lat. Średnio nauczyciel dyplomowany po wprowadzeniu zmian miałby otrzymać w kolejnych latach, w wariancie pensum 22 h w 2020 r. - 6128 zł, 2021 r. - 6653 zł, 2022 r. - 7179 zł, 2023 r. - 7704 zł. W przypadku ustalenia pensum na poziomie 24 h (poziom średniej OECD) nauczyciel dyplomowany mógłby liczyć średnio na następujący wzrost wynagrodzenia 2020 r. - 6335 zł, 2021 r. - 7434 zł, 2022 r. - 7800 zł, 2023 r. - 8100 zł - dowiedział się dziennikarz Interii. Zwiększenie pensum byłoby kroczące i obejmowało cykliczne jego podnoszenie co roku, wraz z przyznaną podwyżką, aż do osiągnięcia pułapu 22 (lub 24) godzin przy tablicy w 2023 r. Rządowe założenia obejmują prognozę naturalnych odejść nauczycieli z zawodu (m.in. w związku z emeryturą) oraz spadającą liczbę uczniów. - Przystępujemy do prac nad zmianami systemowymi. Do połowy maja przygotowujemy założenia projektu ustawy, do końca czerwca zakończymy proces legislacyjny i od nowego roku szkolnego wchodzimy już z tym nowym projektem, z tymi zmianami - zapowiedziała w piątek wicepremier Beata Szydło. - Zmiany pensum i zmiany systemowe będą wprowadzane krok po kroku, czyli od roku szkolnego 2020 byłaby już nowa struktura wynagrodzeń i organizacji tych zasad zatrudnienia nauczycieli - podkreśliła Szydło. Jak dodała, "rozpoczynamy prace od razu, kiedy będzie tylko wola ze strony partnerów społecznych". Szydło: Propozycja rządu torpedowana Beata Szydło przyznała, że między rządem a stroną społeczną jest rozbieżność stanowisk. Powodem tego - według wicepremier - jest to, że rząd chce wprowadzić zmianę systemową i proponuje podwyżki, a strona społeczna "ciągle to odrzuca". Jak podkreśliła, ze strony społecznej nie ma w tej chwili woli podpisania porozumienia. "To porozumienie jest również możliwe wtedy, kiedy w czasie egzaminów nie będzie strajku" - zaznaczyła. "Zwracamy się z apelem, żeby w czasie egzaminów ten strajk został złagodzony" - dodała Szydło. Wicepremier powiedziała, że to od strony społecznej zależy teraz, czy będą podwyżki i czy unowocześniony zostanie system gwarantujący podwyżki wynagrodzeń w oświacie. Broniarz: Oferta rządowa oznacza zwolnienia Po wysłuchaniu propozycji rządu do dziennikarzy wyszedł prezes ZNP. "Zastawiamy się nad tym, po co była wobec tego pierwotna propozycja rządu, skoro ta dzisiejsza tylko zaognia konflikt, a nie łagodzi" - powiedział Sławomir Broniarz. Po zakończeniu negocjacji, szef ZNP odnosząc się do propozycji rządowej stwierdził: rozpoczynamy wilczą batalię o to, kto zostanie w pokoju nauczycielskim, bo oferta rządowa oznacza zwolnienia nauczycieli. - To nie jest poważna oferta - powiedział z kolei Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych. Strajk w trakcie egzaminów wydaje się coraz bardziej realny. - Nie zachodzą żadne przesłanki, które dawałyby nam legitymację do dyskusji o wstrzymaniu akcji strajkowej - mówił na konferencji prasowej Sławomir Broniarz. - Epatowanie opinii publicznej faktem, że nauczyciele będą zarabiali w roku 2023 kwotę ponad 8 tys. zł tak na dobrą sprawę przy braku odpowiedzi na pytanie, ile będzie wynosiło wynagrodzenie zasadnicze, jest pustą deklaracją. Antycypowanie zdarzeń przyszłych i niepewnych za cztery lata przy braku wiedzy, jaka będzie dynamika wzrostu gospodarczego, jak się będzie kształtował PKB, jakie będą relacje płacowe, to jest po prostu próba tylko i wyłącznie powiedzenia, że coś oferujemy, ale do końca nie jesteśmy przekonani, czy to będzie miało rację bytu - stwierdził Broniarz. Dodał, że związki nadal są gotowe do rozmów. Propozycji rządu nie akceptuje także oświatowa Solidarność. Jak powiedział Ryszard Proksa, Solidarność nie może się zgodzić na propozycję, która de facto oznacza zwolnienia. Rozmowy ostatniej szansy mogłyby się odbyć w niedzielę o godz. 18. Taki termin zaproponowała szefowa Rady Dialogu Społecznego Dorota Gardias. ZNP i FZZ podtrzymują ostatnią propozycję przedstawioną stronie rządowej. Na co liczą związkowcy? Związkowcy po raz kolejny powiedzieli, że liczą na konkretne rozwiązania systemowe. Czekają też, by strona rządowa ustosunkowała się do ich ostatniej propozycji, czyli 30 proc. podwyżki rozłożonej na raty. Przypomnijmy, że ZNP i FZZ nie chcą już 1 tys. zł z wyrównaniem od 1 stycznia 2019 r., ale dwóch podwyżek po 15 proc. - od stycznia i od września 2019 r. Związkowcy zapowiadają także, że na kolejne ustępstwa już się nie zgodzą. Piątek traktowany jest jako dzień "ostatniej szansy" w rozmowach rządu z nauczycielami. Planowany strajk ma się rozpocząć za trzy dni, więc jeśli dziś strony nie dojdą do porozumienia, nauczyciele przestaną pracować. Pierwsza tura dzisiejszych rozmów, a być może jedyna, ma potrwać do godz. 12.00.