Józef K. jest przykładem jednostki osaczonej przez biurokrację. Nie tylko jego los, lecz także los innych oskarżonych (nie wiadomo z jakiego powodu) uzależniony jest właśnie od tego sytemu. Główny bohater powieści, dzięki wizycie u Titorellego, uświadamia sobie, iż z sądem nie ma żartów, a uniewinnienie właściwie nie zdarza się. Trzeba nauczyć się więc odpowiedniego postępowania - przewlekania sprawy lub zatrzymania jej w początkowym stadium. Urząd to ogromna potęga, wobec której jednostka - obywatel jest niemal przedmiotem, uzależnionym od jego decyzji. Jest poddawany przeróżnym manipulacjom. Nie jest w stanie uciec przed tą instytucją, której przedstawiciele pojawiają się w każdym miejscu (w prywatnym mieszkaniu, na ulicy, w katedrze, w miejscu pracy). Józef K. (reprezentant uczciwych obywateli) czuje się osaczony, obserwowany, śledzony. Jest zupełnie bezsilny wobec potęgi bezwzględnego urzędu. Ważna jest tu przypowieść o odźwiernym, którą kapelan więzienny prezentuje Józefowi. Ilustruje ona niedostępne dla ludzi prawo oraz nieprzejednanych strażników. Prosty człowiek ze wsi, który nie zna się na prawie jest bezbronny wobec postawy stróża tak samo, jak Józef K. wobec swych prześladowców. Wszystkie urzędy postępują według przyjętych przez siebie norm, niezrozumiałych dla obywateli przepisów, które przynoszą strach, często nawet zgubę. Biurokracja może manipulować dokumentami, a także ludźmi, a właściwie ludzkim życiem, w zależności od potrzeb. Jednostka wobec biurokratycznej machiny prawa znaczy tyle co numer sprawy znajdujący się na odpowiedniej teczce, jednej z wielu.