Prezydent straszy hakiem na Sikorskiego
Tajne teczki mają pogrzebać byłego szefa MON. Polityk domaga się publikacji dokumentów - czytamy w dzienniku "Polska".
Kandydat PO na ministra Spraw Zagranicznych Radek Sikorski nie ma sobie nic do zarzucenia. Sugestie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jakoby miał na sumieniu grzechy, które dyskredytują go jako przyszłego szefa MSZ, uznał za nieprawdziwe.
Kaczyński w środowym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" zapowiedział, że wiedzą na temat Radka Sikorskiego podzieli się z Donaldem Tuskiem. Co mu powie? Tego nie chciał wyjawić. - Część rzeczy jest objęta tajemnicą państwową, więc nie mogę ich ujawnić - oznajmił. - Przekażę Tuskowi fakty, natomiast on postąpi, jak zechce - zapewnił. - Tylko (Tusk - red.) musi pamiętać, że tego rodzaju kandydatury nie sprzyjają współpracy prezydenta z rządem - przestrzegł.
Brata wsparł premier Jarosław Kaczyński. Pytany w Polskim Radiu, o jakie informacje chodzi, stwierdził: "Jestem związany tajemnicą państwową, (...) są także inne, bardzo poważne przyczyny wskazujące na, łagodnie mówiąc, pewne trudności z poczuciem odpowiedzialności" (Sikorskiego - red.).
Jakie tajne dokumenty wskazujące, że Radek Sikorski nie powinien kierować MSZ, posiada prezydent? - zastanawia się dziennik. Sam Sikorski twierdzi, że tego nie wie. - Myślę, że to niesportowe, że rzuca się na obywatela cień podejrzenia, a on w żaden sposób nie może się odnieść, bo nie wie, o co chodzi. Polityczne urazy nie powinny przekraczać pewnych granic - mówi "Polsce".
Wiadomo, że w pierwszej połowie lat 90. Wojskowe Służby Informacyjne podejrzewały, że Radek Sikorski może współpracować z wywiadem brytyjskim. Od października 1992 r. do lutego 1995 r. Sikorski był inwigilowany przez WSI. Operacji nadano kryptonim "Szpak". Sikorski, gdy został szefem resortu obrony, odtajnił te akta. Wynika z nich, że mimo wysiłków nie udało się go przyłapać na niczym konkretnym - odnotowuje gazeta.
Agenci WSI dotarli jedynie do mężczyzny, który poznał Sikorskiego, gdy ten w latach 80. studiował na Oksfordzie. Alfred Piechowiak doniósł, że student Sikorski wydawał na rozrywki ponadprzeciętne kwoty, co mogło świadczyć, iż był sponsorowany przez brytyjski wywiad. Ale żadnych dowodów na taką hipotezę Piechowiak nie przedstawił.
- Opublikowałem wszystkie bez wyjątku dokumenty, do jakich dotarłem. Oczywiście nie można wykluczyć, że w archiwum odnalazły się kolejne, albo że jakieś grupy hakowe wyprodukowały nowe. Ale powtarzam: ja nie mam nic do ukrycia - twierdzi Sikorski. - Tych, którzy chowają się za insynuacjami, proszę, aby zachowali się jak mężczyźni i powiedzieli weryfikowalnym tekstem, co mi imputują. Dam im szansę udowodnienia słów w sądzie - mówi spokojnie Sikorski.
Także w IPN - tak wynika z dokumentów opublikowanych przez Sikorskiego - nie ma informacji, które mogłyby go dyskredytować. Jeden z konfidentów wywiadu PRL doniósł tylko, że podczas uniwersyteckiego egzaminu Sikorski ściągał.
Radosław Sikorski zapewnia, że po oskarżeniach wypowiedzianych przez premiera i prezydenta nie miał jeszcze kontaktu z Tuskiem - stwierdza dziennik "Polska".
INTERIA.PL/PAP