Polska słono zapłaci za zgodę na budowę tarczy
Zimny prysznic dla oczekiwań rządu w rokowaniach z USA o budowie tarczy antyrakietowej - pisze "Dziennik".
Polska będzie musiała sama zapłacić za większość sprzętu wojskowego, jaki ewentualnie przekażą nam Amerykanie w zamian za zgodę na budowę bazy. Taką zapowiedź złożył Stephen Mull, zastępca sekretarza stanu prowadzący rokowania z polskim rządem. Nasi negocjatorzy nie tracą jednak wiary, że porozumienie jest wciąż możliwe - odnotowuje gazeta.
Od wielu miesięcy szefowie MON i MSZ, a także sam premier Donald Tusk stawiają sprawę twardo: nie będzie zgody na budowę pod Słupskiem amerykańskich silosów rakietowych, jeśli Waszyngton nie pomoże zmodernizować polskiej armii, a w szczególności wyposaży ją w system obrony powietrznej nowej generacji. Te oczekiwania w wywiadzie dla Agencji Reutera Mull otwartym tekstem uznał za nierealistyczne.
- Oni mają wielkie marzenia, jeśli chodzi o to, czego chcą. Ale to Polska będzie musiała zapłacić za większość działań modernizacyjnych, jakie przewiduje. Ważne jest nie tyle, by przybyć tam z wszystkimi tymi drogimi, nowoczesnymi rzeczami, ile realnie zapewnić rozsądne wykorzystanie tych środków, które mają. A mają oni bardzo ograniczoną ilość dolarów do wydania na obronę - mówi o polskich władzach amerykański dyplomata.
Taka deklaracja stawia naszych negocjatorów pod ścianą. Najdalej w ciągu roku Polska musi zamówić nowy system obrony powietrznej, bo obecny, produkcji sowieckiej, przestanie działać w 2012 r. Jednak w budżecie MON nie ma kolosalnych środków, jakie trzeba przeznaczyć na zakup baterii typu Patriot czy THAAD - zauważa "Dziennik".
Jego zdaniem, pozycja polskiego rządu jest tym trudniejsza, że z rezerwą do jego żądań wobec Amerykanów podchodzi Lech Kaczyński. - Dobrze by było, gdyby te rokowania zakończyły się sukcesem. Natomiast oczekiwania ze strony polskiej są dobre, dopóki są realne - ostrzegł wczoraj prezydent.
Winę za impas w rozmowach były szef naszej dyplomacji Dariusz Rosati obarcza natomiast Waszyngton. - Amerykanie muszą zrozumieć, że ich udział w modernizacji polskiej armii to warunek wstępny porozumienia w sprawie tarczy. Wypowiedź Mulla jest mało dyplomatyczna, bo nie komentuje się w trakcie rokowań stanowiska drugiej strony, i to w taki sposób - uważa.
Polscy negocjatorzy nie chcą jednak zrywać rokowań z Waszyngtonem. I starają się umniejszać rangę oświadczenia zastępcy sekretarza stanu. - To jest urzędnik średniego szczebla, który nie podejmuje decyzji. Spodziewamy się w najbliższych tygodniach spotkania Radosława Sikorskiego z Condoleezzą Rice w sprawie tarczy. Podczas niedawnej rozmowy w Izraelu George Bush zapewnił prezydenta Kaczyńskiego, że Amerykanie pomogą w modernizacji naszej armii. Gdyby tego nie chcieli, nie zaangażowaliby do prowadzonych od paru tygodni bardzo konkretnych rozmów z nami setek ekspertów - przekonuje "Dziennik" wiceminister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski.
INTERIA.PL/PAP