Polityczny hazard
Przy uchwalaniu prawa regulującego czerpanie dochodów z automatów do gier mogło dojść do gigantycznej korupcji z udziałem polityków różnych partii. Od wczoraj ich przedstawiciele starają się oczyścić z zarzutów.
Zarzuty korupcji przy pracach nad ustawą o hazardzie, wniosek o samorozwiązanie skompromitowanego parlamentu - na konferencjach prasowych różnych partii i rządu trwa wymiana ciosów po informacjach o możliwej korupcji.
Ustawa zmniejszyła miesięczny podatek od jednego automatu do gry z 200 do 50 euro. Publikacje wymieniały w tym kontekście nazwisko szefa klubu SLD Jerzego Jaskierni. On sam kategorycznie tym informacjom zaprzeczył.
To, czy przewodniczący Jaskiernia jest w tę sprawę zamieszany, wyjaśni prokuratura w Gdańsku. Od kilku miesięcy prowadzi ona śledztwo i bada czy prominentny polityk Sojuszu wziął aż 10 mln dolarów łapówki w zamian za złagodzenie ustawy o grach losowych. Obok Jaskierni pojawiały się w tym kontekście również inne nazwiska znanych posłów.
Seria naprędce zwoływanych konferencji miała wyjaśnić, kto zgłosił poprawkę zmniejszającą miesięczny podatek od każdego automatu do gier z 200 do 50 euro. Kandydatów jest dwóch: według SLD - poseł PO Zbigniew Chlebowski, według Platformy - posłanka SLD Anita Błochowiak. - Nigdy pani poseł Błochowiak nie proponowała stawki 50 od automatu - zapewniał wczoraj szef Kancelarii Premiera Marek Wagner na pospiesznie zwołanej konferencji prasowej. Tym oświadczeniem niczego jednak nie wyjaśnił. Dziś Wagnerowi odpowiedziała Platforma Obywatelska, popierając słowa dokumentami. - Poprawki pani poseł Błochowiak. Wśród nich jest poprawka o obniżeniu opodatkowania automatów do gry. To jest problem nie tylko fałszywości bądź prawdziwości oświadczeń Marka Wagnera. Nie sposób nie mieć podejrzenia, że prawdziwi sprawcy kolejnej wielkiej afery łapówkarskiej chcą nie tylko ukryć swoje przestępstwa, ale chcą nimi obciążyć niewinnego, siedzącego tutaj człowieka. (...) Oszczerca nie może kierować Kancelarią Premiera w wolnej Polsce - mówił Jan Rokita. Platforma Obywatelska zażądała odwołania Wagnera.
Wagner tłumaczył się i bronił na kolejnej konferencji prasowej (zwołanej zaledwie 90 minut po słowach Rokity). Niewiele jednak z tej obrony wyszło - okazało się, że dokumenty popierające tezę, że nie Błochowiak, a Chlebowski zgłaszał poprawki, opierają się na notatkach urzędników resortu finansów, a ci ostatni nie dotarli do źródła, czyli do materiałów Kancelarii Sejmu. To nieco zbiło z tropu szefa Kancelarii Premiera. - W Sejmie się nie informowałem o tym, bo nie było jak, bo Sejm był zamknięty - mówił Wagner.
Od razu jednak dodawał, że to wcale nie oznacza, iż materiały przygotowane przez Ministerstwo Finansów są niewiarygodne, a wręcz przeciwnie. - Jeżeli dzisiaj pan poseł Rokita mówi, że oszczerca nie powinien być szefem Kancelarii Premiera, to ja chcę powiedzieć, że ja nie jestem oszczercą, natomiast czy kłamczuch powinien być posłem, to proszę, by pan poseł na to odpowiadał, ja nikogo do niczego nie będą wzywał.
O lobbingu wokół gier losowych głośno było już wiele lat temu. Śledząc pierwsze ruchy wokół ustawy o grach losowych z początku lat 90., znajdujemy właśnie takie nazwiska jak Jerzy Jaskiernia. Poseł walczył wtedy o zwiększenie udziału zagranicznego kapitału w kasynach.
Automaty losowe działały wówczas w szarej strefie. Potem SLD, będąc w opozycji, wymyślił nową kategorię prawną - automaty o niskich wygranych, które miały być zalegalizowane i opodatkowane.
Aktywni w dziedzinie hazardu byli też ludowcy. PSL zgłosił własny projekt ustawy, ale też posłowie prawicy interesowali się hazardem. Poseł AWS Grzegorz Cygonik zgłosił nawet projekt - jak się okazało potem - napisany przez firmę, która współpracowała z państwowym monopolem loteryjnym. Posłuchaj relacji reporterki RMF, Miry Skórki:
O rzekomym korumpowaniu posłów zaczęło być głośno po raporcie Banku Światowego, z którego wynikało, że tę ustawę można kupić za 3 miliony dolarów łapówki i po artykułach opartych na zeznaniach "Masy", świadka koronnego. Gangster z Pruszkowa opowiadał w jaki sposób mafia kontroluje automaty do gier i płaci politykom z prawie wszystkich partii - głownie z SLD, ale też z PSL czy AWS.
Tymczasem jak dowiedzieli się reporterzy RMF, w Komendzie Głównej Policji zgłoszono szereg zastrzeżeń do ustawy o grach losowych. Policja od samego początku alarmowała, że automaty są przede wszystkim w rękach zorganizowanych grup przestępczych.
Najpoważniejszy zarzut brzmi: opodatkowanie automatów pozwoli grupom przestępczym zalegalizować brudne pieniądze. W jednorękich bandytach nie ma żadnych liczników, nie ma też kas fiskalnych. Nie wiadomo więc, kto i ile wygrywa. Wygraną wystarczy zgłosić do Urzędu Skarbowego, obłożyć 10-procentowym podatkiem i w ten sposób pieniądze pochodzące z nielegalnych źródeł stają się czyste jak łza.
Z opinii, do których udało się dotrzeć, wyraźnie też wynika, iż alarmowano, że zyski z gier losowych mogą być wyprowadzane z Polski przez zagraniczne firmy, współpracujące z Polskim Monopolem Loteryjnym. Na tym jednak nie koniec. Zwiększenie liczby tych urządzeń z wygranymi do 15 euro spowoduje zwiększenie liczby osób uzależnionych od hazardu.
Jutro poznamy "białą księgę", dokumentującą prace nad ustawą o grach losowych. Przygotowanie dokumentu zapowiedział marszałek Sejmu Marek Borowski. "Biała księga" będzie się składała ze wszystkich dokumentów związanych z tą ustawą, w tym także ze stenogramów z posiedzeń komisji, która się nią zajmowała.
- Jeśli nie nastąpi jakiś moment przełomowy w aferze jednorękich bandytów, to nigdy nie poznamy kulis tej sprawy - uważa prezes polskiego oddziału Transparency International Julia Pitera, gość Faktów RMF. - Wszyscy będą zainteresowani, żeby tę sprawę wyciszyć i w jakiś sposób to wszystko zasypać, dlatego, że to może być ten kamień, który za sobą pociągnie lawinę. W związku z tym, że nikomu nie jest na rękę ta lawina (...) tak naprawdę we wspólnym interesie jest to, żeby tak naprawdę trochę to przyklepać.
INTERIA/RMF